niedziela, 14 lutego 2021

Selekcja naturalna [ShikaSaku] cz. 4 (ostatnia)

— Dom? — mówi głośno, jej głos jest słaby i cichy jak u dziecka nawet dla jej własnych uszu.

— Tak, jesteśmy w domu. — Zapewnia nieustannie chłopak. — Wydostaliśmy się i wróciliśmy do domu, tak jak powiedziałaś.


OPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE, JEST TO TYLKO TŁUMACZENIE ISTNIEJĄCEGO FANFICTION

Autor: cywscross

Tytuł oryginału: survival of the fittest

Link do oryginału:LINK


Sakura biegnie i biegnie i biegnie i biegnie, i nie zatrzymuje się nawet wtedy, gdy rozmyty krajobraz wokół niej zmienia się z mnóstwa traw, wzgórz i rozłożystych drzew w bujne lasy i znajomy...

Są głosy, szalone, niedowierzające i pełne ulgi, i są ręce, ściskające jej ramiona, podtrzymujące ją, próbujące odebrać jej Shikamaru, i to ostatnie sprawia, że uderza. To sprawia, że wyciąga jeszcze więcej chakry z wysuszonych rezerw, owija ją wokół pięści i ciska w kierunku najbliższego dostrzeżonego zagrożenia. Nie słyszy charakterystycznego dźwięku uderzenia mięsa w ciało, które oznacza bezpośrednie trafienie. Zamiast tego cios kończy się przelotem obok jej celu i zderza się z pniem drzewa.

W pół sekundy wszystko zamienia się w drzazgi, i wydaje jej się, że słyszy szepty Cholera i Cieszę się, że jest po naszej stronie równie przerażonym i pełnym szacunku tonem.

Nie przejmuje się tym. W tym momencie wszystko, na czym jej zależy, to zapewnienie bezpieczeństwa Shikamaru, dopóki nie wrócą do domu. Musi ich tam zabrać, a te dranie stoją jej na drodze...

Kolejny wróg podchodzi, a ona rzuca w nich garścią shurikenów, po czym tupie nogą w dziecinnym, ale bardzo skutecznym ruchu, sprawiając, że ziemia się trzęsie, zanim dosłownie rozpada się wokół niej.

Z daleka jest świadoma, że Shikamaru znowu krzyczy, chociaż tym razem jest prawie pewna, że nie na nią.

— -jesteś idiotą, Naruto?! Odsuń się! Naprawdę myślisz, że rozpoznaje kogokolwiek z was w tym stanie?! Idź po Hokage! I mojego staruszka! Rusz się!

I wtedy...

— Sakura? Sakura. — Głos Shikamaru jest naglący, delikatny i kojący w jej uchu, a ona instynktownie uspokaja się trochę, wciąż obserwując wszystkie zamglone postacie wokół niej. Dlaczego nie może ich rozróżnić? Czy ktoś ją otruł czymś, co wpływa na jej oczy?

— Sakura. — Koncentruje się na głosie Shikamaru. — Jesteśmy bezpieczni, jesteśmy w domu. Możesz mnie teraz położyć. Czy rozumiesz?

Bezpieczni? Dom?

— Chcę, żebyś mnie położyła — mówi cicho. — I chcę, żebyś przestała używać swojej chakry. Powinnaś była przestać wieki temu, ale musieliśmy... Chcę, żebyś przestała używać swojej chakry, albo umrzesz. Możesz to dla mnie zrobić? Sakura?

Przestać używać chakry? Ale jak będzie ich bronić, jeśli jej nie użyje? Jak będzie w stanie biec i nieść Shikamaru?

Ale... powiedział coś o bezpieczeństwie i domu, a to...

— Dom? — mówi głośno, jej głos jest słaby i cichy jak u dziecka nawet dla jej własnych uszu.

— Tak, jesteśmy w domu. — Zapewnia nieustannie chłopak. — Wydostaliśmy się i wróciliśmy do domu, tak jak powiedziałaś.

A ponieważ to on i nie ma nikogo, komu ufa bardziej niż jemu w tym momencie, pozwala sobie porzucić mocny uścisk, którym przytwierdza go do pleców, odkąd zaczęła biec.

Czuje, jak Shikamaru zsuwa się na ziemię i słyszy gwałtowny wdech, który wskazuje, że jego lewa noga została wstrząśnięta w sposób szkodliwy dla złamanej nogi, ale wtedy ramię Nary owija się ciasno wokół jej ramion, przyciąga ją do siebie i mruczy stanowczo: — Odpocznij, Sakura. Zajmę się wszystkim innym.

Jest posłuszna, ponieważ ufa mu i wie, że będzie obserwował jej plecy, kiedy ona nie będzie mogła.

To ostatnia spójna myśl, zanim ciemność atakuje jej oczy i pociąga ją w dół, w dół, w zapomnienie.


****


Sakura budzi się tak, jak nauczyła się przez ostatnie kilka tygodni. Podobnie jak przy naciśnięciu przełącznika, jej mózg włącza się, a jej zmysły migają i dotykają wszystkiego wokół niej, nawet gdy jej ciało pozostaje całkowicie rozluźnione.

Tylko, że coś jest nie tak. Jej zmysły są przytłumione, jakby była trzymana pod wodą, próbując poczuć wiatr, a jej umysł analizuje każdą możliwość, zanim zdecyduje się na najbardziej prawdopodobną.

Ona i Shikamaru zostali schwytani. Ktoś ją odurzył. I może stwierdzić, nawet tak otępiała, że sygnatura chakry Shikamaru nie znajduje się w pokoju.

Jednak może również stwierdzić, że nie była przykuta ani przywiązana.

Ich błąd.

Ostrożnie, pracując nad narkotykami w swoim organizmie, ponownie sprawdza pokój, nie otwierając oczu.

Nieustanny piszczący dźwięk dochodzi gdzieś po jej lewej stronie, kilka stóp od jej głowy. Jakiś... monitor? To pierwsza rzecz, która przychodzi jej do głowy, ponieważ wiele ich słyszała, kiedy była w Konoha i chodziła za Tsunade po szpitalu.

Więc ktokolwiek ich złapał, prawdopodobnie chce, żeby żyli, przynajmniej na razie, a Sakura wie, że została poważnie ranna, ale... już dłużej nie jest. Jej rezerwy chakry wciąż nie są jeszcze w pełni sił, nawet w połowie, ale jest to lepsze niż wilgotny chłód wyczerpania czakry, który pamięta, nim straciła świadomość. Ich porywacze wyleczyli również większość jej innych obrażeń. Najgorsze są w naprawie, a te mniej poważne są zabandażowane i nie spowalniają jej. Nawet jej lewa ręka znów działa, chociaż palce bolą ją za każdym razem, gdy je zgina.

Kolejny błąd z ich strony.

Jednak narkotyki w jej organizmie otępiają jej zmysły i nie wie, jak poradzi sobie na nogach, ale ogólnie jej sytuacja mogła być gorsza.

Jeszcze raz sonduje pokój, skrupulatnie i nie czuje innej obecności, więc powoli odchyla powieki i rozgląda się.

Pokój, wokół niej cztery białe ściany. Sprzęt medyczny po lewej stronie, a w ramieniu tkwi kroplówka. Nie marnuje więcej czasu, wyciąga ją. Bóg wie, co jest w środku.

Ponownie skanuje pokój. Jej łóżko ma poręcze, jak prawdziwe łóżko szpitalne, więc, co? Jest też kilka plastikowych krzeseł rozrzuconych po całym pokoju i zwykły drewniany stolik nocny. Poza tym są drzwi, zamknięte i prawdopodobnie prowadzące do pozostałej części budynku, a na końcu kolejne drzwi. Widzi umywalkę, co musi oznaczać, że to łazienka. Jak miło, jej porywacze zapewnili jej środki do utopienia się, gdyby wybrała śmierć zamiast planów, jakie dla niej szykują.

Siada, a potem prawie wymiotuje, kiedy jej głowa się kręci i czarne plamy wkradają się do jej pola widzenia. Z większym wysiłkiem niż chce, odpycha zawroty głowy, skupiając się mocno, zanim przeskoczy nad barierkami na ziemię, lekka jak kot. Znowu jest zamroczona, gdy się prostuje, roztrzęsiona i słaba, jakby miała naprawdę silną gorączkę lub coś w tym rodzaju (rozpoznaje utrzymujące się objawy wyczerpania chakry), a jednocześnie jej głowa wydaje się być wypełniona bawełną. Nawet jej ruchy są niezdarne i wie, że to właśnie robią narkotyki.

Może jej oprawcy jednak wiedzą, co robią.

Niestety dla nich Sakura też wie.

Nie może pozbyć się wszystkich narkotyków krążących w jej organizmie, ale jej instynkt kieruje jej chakrą, by przeciskała się przez mgłę, która ją obciążała, oczyszczając swój własny krwiobieg w miarę upływu sekund. Rozjaśnia to jej nieco głowę na tyle, by przypomnieć sobie o jakimś celu i obliczyć, jak zamierza go osiągnąć.

Znajdź Shikamaru i ucieknij.

Jeszcze raz obserwuje swój pokój. Jeśli to jest pokój, w którym ją umieścili, logiczne jest założenie, że są inne podobne lub identyczne do niego i że Shikamaru również będzie w jednym. Jest okno, zamknięte, ale tylko z zatrzaskiem. Może jest pieczęć, której nie widzi, ale to najlepszy sposób na ucieczkę. A jeśli dojdzie do najgorszego, ma dość chakry, by zrobić dziurę w ścianie.

Robi krok do przodu, a potem pośpiesznie chwyta poręcz łóżka, gdy cały świat się przechyla. Cholera, głupie narkotyki.

Bierze głęboki oddech. Nie może tu stać. Jej broni oczywiście nigdzie nie widać, ale...

Na wpół potyka się, na wpół kuśtyka do łazienki. Jest lustro. Idealnie.

Najciszej jak tylko może, kieruje swoją chakrę do jednego palca i przyciska ją do lustra. Wzdryga się, słysząc hałas, kiedy połowa lustra pęka i pada na blat, zamiast mały róg kawałków, jak chciała. Tsunade mogła wyciąć jeden kawałek, nie niszcząc niczego innego.

Mimo to nie słyszy nikogo biegnącego do jej pokoju, więc ostrożnie wybiera kawałek średniej wielkości z postrzępioną, wyglądającą złowrogo krawędzią, a potem wraca do łóżka i zrywa pasek koca, by go owinąć wokół jednego końca, aby chronić swoją dłoń.

Broń zdobyta. Czas się stąd wydostać.

Kuśtyka do drzwi, próbuje klamki, szydzi z faktu, że są odblokowane, a następnie zostawia je zamknięte, gdy ogarnia ją kolejna fala mdłości. Przez kilka sekund opiera się o ścianę, zaciskając i rozluźniając szczękę, walcząc z efektami.

A potem sztywnieje, gdy jej uszy odbierają stłumione kroki kogoś zbliżającego się do jej pokoju.

Zmusza się do pozostania zrelaksowaną, ale czujną, a gdy tylko kroki ustają, a drzwi się otwierają, uderza.

To kobieta, pielęgniarka z wyglądu munduru i bez hitai-ate na czole. Prawie nie rejestruje skali niebezpieczeństwa Sakury, więc po prostu powala ją dobrze wymierzonym ciosem w szyję, zamiast po prostu ją zabić. Kobieta ma tylko czas, by mrugnąć ze zdziwienia, zanim upada jak worek ziemniaków, a Sakura nie waha się wciągnąć kobiety do środka i poza zasięg wzroku, kopiąc drzwi. Związuje ręce i stopy pielęgniarki razem innymi paskami materiału, knebluje ją, a potem zostawia w łazience.

Docierając ponownie do drzwi, zatrzymuje się tylko na tyle, by mieć pewność, że nikt inny nie nadchodzi, a potem otwiera je i w ułamku sekundy wychodzi, po czym odwraca się na pięcie i pędzi w górę korytarza w kierunku następnego pomieszczenia.

Ponieważ nawet w połowie odurzona, Sakura wszędzie poznałaby wstrząśniętą sygnaturę chakry Shikamaru.

Gdy dociera do otwartych drzwi sąsiedniego pokoju, wylatuje z nich pomarańczowa i żółta plama, a Sakura nawet się nie waha, gdy porusza się do przodu, wyciągając jedną nogę w kopniaka z półobrotu i rzucając shinobi przez całą drogę w dół holu. Ubrana na pomarańczowo postać wydaje z siebie dźwięk „oomph”, kiedy Sakura uderza go, ale gubi się to w wyniku kolosalnej eksplozji, gdy postać uderza w przeciwległą ścianę na końcu korytarza.

Nie zostaje w pobliżu, żeby obejrzeć swoje dzieło. Zamiast tego wpada do pokoju jak mini huragan, z oczami skupionymi na Shikamaru - żywym, na nogach, z ciężarem na prawej nodze, lewą nogą w gipsie, z rękami tworzącymi pieczęcie do jutsu, które więźi w miejscu dwóch ludzi - którzy z kolei odwracają wzrok, by spotkać się z jej, gdy tylko się zjawia.

Nie ma potrzeby wymiany werbalnej między nimi, gdy poruszają się w tandemie. Sakura celuje swoim prowizorycznym sztyletem w najbardziej niebezpiecznego shinobi - ciemne włosy związane w koński ogon, blizny na twarzy, ale nie tak liczne jak u Bliznowatego, z jakiegoś powodu przypomina jej Shikamaru, ale on nie jest Shikamaru, więc może go zaatakować - w pokoju, adrenalina pompuje się przez jej ciało. Z łatwością robi unik, ale ona potrzebuje tylko kilka cennych sekund odwrócenia jego uwagi, aby mogła minąć go i wyciągnąć kunai z kabury na jego nodze bez żadnego zawahania się.

— Kunai! — szczeka Shikamaru, a Sakura rzuca nim w niego, zanim jeszcze kończy formować słowo. Przebiega obok niego w chwili, gdy chwyta broń, ale jej nie trzyma, po prostu zmieniając jej kierunek i pozwalając lecieć prosto w kierunku jednego z ninja, którego powstrzymują jego cienie. Kunai chwyta strój blondwłosej kunoichi i przyciska ją do podłogi, a potem jego cienie rozciągają się, po czym wyrzucają przez otwarte drzwi kolejną osobę, która jest przeciwnikiem.

Sakura widzi to wszystko z peryferyjnego widoku, gdy przemyka przez pokój i wie, nie patrząc, że Shikamaru już płynnie przesuwa się w prawo, by stanąć przed nią, zakrywając ją, gdy przewraca się nad pustym łóżkiem, cofa do tyłu pięść wzmocnioną chakrą i roztrzaskuje twardy biały tynk, który stoi między nimi a wolnością, niszcząc okno i większość ściany za jednym zamachem.

— Chodźmy! — krzyczy, słowo nie kończy opuszczać jej język, a Shikamaru już jest obok niej i nadal strzeże jej przed resztą shinobi zgromadzonych w pokoju, gdy przygotowują się do ucieczki.

— Czekajcie! — Jeden ze starszych ninja - nie ten z bliznami - robi krok do przodu, tylko po to, by ponownie zastygnąć, gdy ręce Shikamaru zaczęły tworzyć kolejny zestaw pieczęci. — Poczekajcie chwilę, oboje! Shikamaru, to ja, Asuma! Cholera, wiedziałem, że powinienem ogłuszyć pielęgniarkę, kiedy zwiększyła waszą dawkę. Nie odurzasz ludzi, którzy utknęli w rękach wroga przez miesiąc, bez względu na to, jak bardzo odczuwają ból! Każdy to wie!

— Najwyraźniej ona nie — rozlega się nowy głos i wkracza piękna blondynka, a za nią niższa, ciemnowłosa kobieta i pomarańczowa szkarada z wcześniej. To blondynka sprawia, że Sakura zatrzymuje się, a jej myśli nagle wirują, gdy próbują zebrać się do kupy.

— Sakura — woła kobieta, stanowcza, ale miła, i różowowłosa nieruchomieje, a mrok w jej głowie wiruje i rozdziela się w nieregularnych odstępach czasu. — Spójrz na mnie. No dalej, dziewczyno, jesteś lepsza niż to. Skoncentruj się na mnie, kim jestem?

Sztywno, Sakura całkowicie odwraca się twarzą do blondynki, a jej głowa wybija pulsujący rytm w rytm bicia serca. Śmiałe rysy i silna obecność kobiety szarpią jej wspomnienia, ale tak trudno jest myśleć o czymkolwiek poza bierz Shikę i uciekajuciekajuciekaj, ponieważ te dwie rzeczy są praktycznie wpisane w jej proces myślowy od tygodni i...

— Sakura? — Głos Shikamaru przecina jej myśli, a zrogowaciała dłoń owija się wokół jej nadgarstka w znajomym geście.

Dziewczyna przesuwa się, instynktownie zbliżając się do Shikamaru, gdy zezuje na kobietę. Walczy przez mgłę i chwyta swoje wspomnienia, popychając, pchając i pchając, aż...

— Sakura — powtarza kobieta, wpatrując się spokojnie, ciepłe brązowe oczy skupiają się na niej, nigdy się nie wahając. — Twoja chakra powinna już rozkładać narkotyki w twoim systemie. Skoncentruj się. Nie jesteś już w Kraju Ziemi. Wiem, że masz wyostrzone instynkty, ale musisz je kontrolować. Jesteś bezpieczna, jesteś w domu. Możesz przestać.

Zrywa się, a jej wspomnienia płyną jak woda z fontanny, a kobieta nie jest już tylko kobietą, nie tylko nieznajomą, jest...

— Shishou! — Sakura wzdycha, a Tsunade uśmiecha się szeroko, dumna i ulgą, ale nie robi żadnego ruchu, by zrobić krok do przodu, zamiast tego kiwając głową w stronę Shikamaru.

Natychmiast to rozumie i szybko odwraca się do chłopaka, który wygląda na zdezorientowanego i spiętego, gotowego ją podnieść i wyciągnąć stamtąd, nawet z nogą w gipsie.

— Shika, w porządku — obiecuje cicho Sakura. — Jesteśmy w domu, pamiętasz? Z powrotem w Konoha. Powiedziałeś mi to, zanim straciłam przytomność... ileś tam dni temu.

— ... Konoha? — Czoło Shikamaru marszczy się, przesuwa dłonią po twarzy, z roztargnieniem pocierając skaleczenie. Będzie blizna, tak jak ta na jej. — Wróciliśmy?

— Tak. — Sakura nie mogłaby ukryć szczerej ulgi w głosie, nawet jeśli by spróbowała. Mimo to próbuje rozjaśnić sytuację, szturchając żebra Nary, głównie dlatego, że wie, że Shikamaru wiedziałby, że nie żartowałaby, gdyby naprawdę mieli kłopoty. — I ty powiedziałeś, że mogę odpocząć i zadbasz o wszystko. Zapomniałeś poprosić o wspólny pokój.

Coś ciemnego migocze w oczach Shikamaru i prostuje się w miejscu, zwężając oczy. — Poprosiłem o wspólny pokój. Potem obudziłem się w tym... miejscu, a ciebie tu nie było, więc pomyślałem...

— ... że zostaliśmy schwytani. — Sakura kiwa głową, robiąc minę. — Kolejny raz. Pieprzeni ninja Iwy pewnie nie daliby nam jednak tak fajnego zakwaterowania. Pogoda jest kiepska w Kraju Ziemi, a na zewnątrz jest teraz słonecznie.

— I ich jedzenie też nie było wspaniałe... — Shikamaru zgadza się, ramiona powoli rozluźniają się, a oczy stają się trochę jaśniejsze.

— A ich gościnności przydałoby się trochę pracy — dodaje Sakura z cichą nutą choleradotarliśmydodomużywi żywej histerii wkradającej się do jej głosu.

— I czy zabiłoby ich posadzenie jeszcze kilku drzew? — kończy Shikamaru na długim wydechu i wyciąga rękę, by ponownie potrzeć czoło. — Boli mnie głowa. Jakie to kłopotliwe.

— Uważaj więc, że jesteś w dobrym towarzystwie — mruczy Sakura ze znużeniem, porzucając linię przekomarzania się. — Czuję się jak gówno. Myślę, że wbiegając tutaj, zerwałam kilka szwów.

Za jej plecami rozlega się szelest i Sakura odruchowo wiruje dookoła z uniesionymi pięściami. Jednocześnie Shikamaru robi krok do przodu, wyglądając na gotowego, by rzucić cienie na następną osobę, która nawet drgnie. A potem oboje zatrzymują się, spoglądając na siebie, zanim porzucają swoje obronne postawy. Odrobinę.

— Sakura... -chan?

Uważa, że mówi coś o niej i ogólnie o Drużynie Siódmej to, że rozpoznała Tsunade, zanim była w stanie odróżnić Naruto.

— Naruto — odpowiada i krzywi się w duchu, słysząc, jak ostrożnie brzmi, a jej instynkt walki lub ucieczki wciąż jest wysoki. Teraz, gdy nie jest w pełni skupiona na ucieczce i odcięciu wszystkiego innego od siebie, zdaje sobie sprawę, że jest w szpitalu Konoha, w pomieszczeniu pełnym ludzi, których zna - Ino wciąż tkwi na ziemi i bezskutecznie ciągnie kunai, próbując uwolnić się bez rozdzierania ubrania, Chouji podnosi się i ponownie wchodzi do pokoju, Asuma obserwuje Shikamaru z niepokojem, Tsunade, Shizune i Naruto oczywiście oraz...

— O mój Boże, Shika — wyrzuca Sakura z przerażeniem. — Zaatakowałam twojego tatę!

Następuje cisza, a potem z pokoju unosi się napięcie, wybuchy śmiechu pochodzą z więcej niż jednego źródła. Sam Nara Shikaku wygląda na lekko rozbawionego, jego usta wykrzywiają się w krzywym uśmiechu, gdy ocenia ją kontemplacyjnymi oczami tak bardzo podobnymi do jego syna. Sakura pamięta, że nic nie powiedział, kiedy ona i Shikamaru próbowali zbędnej ucieczki, ale zauważa sposób, w jaki jego ręce zwisają po bokach, zamiast być wepchnięte w kieszenie w klasycznej niedbałej postawie Nara, a także fakt, że światło słoneczne wlewa się do pokoju przez rozbitą ścianę i wie bez pytania, że zarówno ona, jak i Shikamaru zostaliby powstrzymani przed ucieczką zbyt daleko od szpitala przez cienie Shikaku, które są niewątpliwie silniejsze niż Shikamaru, choćby po to, by zapobiec dalszych obrażeń, które mogliby sobie zadać. Żadne z nich nie dotarłoby dalej niż główna brama szpitala.

Kiedy kilka sekund później ponownie podnosi oczy, Shikaku przygląda się jej z aprobatą. Sakura mruczy trochę pod nosem. Nie przeszkadza jej ta spostrzegawczość ze strony Shikamaru, ale jest trochę zdegustowana, gdy przypomina sobie, że to cecha Nary i równie dobrze może być dla nich otwartą księgą, jeśli chodzi o obserwacje.

— On nie ma nic przeciwko — wtrąca się Shikamaru, przerywając jej myśli. Dziedzic Nara spogląda na swojego ojca, w końcu z pewnym rozpoznaniem, a cała jego twarz wydaje się rozjaśniać.

Rzeczywiście, Shikaku tylko macha lekceważąco ręką w powietrzu.

— Aa, nie martw się tym, Sakura-chan. Przede wszystkim powinienem był przenieść Shikamaru do tego samego pokoju, co ty. — Zatrzymuje się z zamyślonym wyrazem twarzy. — Jesteś bardzo silna jak na zwykłego genina.

Sakura mruga, zaskoczona komplementem, ale nie ma czasu, aby wymyślić podziękowanie, bo Shikaku podchodzi do swojego syna. Sakura zmusza się do odsunięcia na bok i nie najeżenia się na Głowę Klanu - to jest ojciec Shiki, idiotko - zamiast tego obserwuje, jak Shikaku sięga po Shikamaru celowo powolnymi ruchami, tak aby jego syn miał mnóstwo czasu, aby zobaczyć, jak nadchodzi. Trzeba przyznać, że Shikamaru sztywnieje tylko na chwilę, po czym rzuca się do przodu i pozwala ojcu przytulić go w ciasnym uścisku, co jest nietypowym, ale zrozumiałym okazywaniem otwartego uczucia pomimo ich publiczności.

Sakura uśmiecha się lekko, marząc o własnych rodzicach, ale...

— Shishou? Spogląda za siebie na swojego mentora, przypominając sobie swój pusty pokój. — Czy moi... Czy moi rodzice są już w domu?

Wyraz twarzy Tsunade złagodniał, gdy potrząsnęła głową. — Obawiam się, że nie. Nie było was przez około pięć tygodni, a teraz jesteście w Konoha przez kolejny tydzień. Nie wrócą na następny miesiąc i nie mogę wysłać im wiadomości, gdy są w środku misji.

— Och. — Nienawidzi tego, jak słabo brzmi jej głos. Jej głowa podskakuje, gdy Tsunade w końcu rusza do przodu, wykonując ruchy równie ostrożne i niespieszne jak Shikaku.

— Twoi rodzice jeszcze nie wrócili —Tsunade krzywi się z uśmiechem i rozkłada ramiona. — ale mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko przytulaniu mnie po całym stresie, przez który przeszłam przez ostatni miesiąc.

Pół-śmiech, który zawiera więcej wdzięczności niż humoru wychodzi z jej ust, i zanim zdąży się powstrzymać, Sakura rzuca się do przodu w czekające ramiona Tsunade. Natychmiast zapada się w gwałtowny uścisk.

— Ty szalona, szalona uczennico — szepcze Tsunade do jej - teraz jeszcze krószych - włosów. Ktoś musiał odciąć część beznadziejnie zagmatwanego bałaganu tylko po to, żeby ją oczyścić. — Jak to możliwe, że w ogóle możesz zamienić prostą misję odzyskiwania w miesięczną wycieczkę do Kraju Ziemi? Nie spuszczę cię z oczu przynajmniej przez następne trzy miesiące. Słyszysz to, Shizune? Sakura będzie miała areszt w wiosce przez następne trzy miesiące!

— To nie w porządku! — Sakura bez przekonania protestuje przeciwko bluzce Tsunade. — To nie tak, że chciałam iść! Kraj Ziemi jest do bani! Powiedz jej, Shika!

— Nigdy więcej nie chcę tam wracać. — Shikamaru zgadza się całym sercem, a kiedy Sakura w końcu odsuwa się od uścisku, widzi, że dziedzic Nara zrobił to samo. — Swoją drogą, Hokage-sama, być może zostawiliśmy ci trochę incydentu, z którym musisz się uporać.

— Och? — Tsunade unosi brew, gdy Sakura cofa się i staje obok szatyna. — Czy miałoby to coś wspólnego z listami, które wysłał mi Tsuchikage, żądając informacji, dlaczego ninja z Konohy powodują kłopoty w Iwie? A jeśli poprawnie zinterpretowałam jego sformułowanie, oskarża nas również o zabicie niektórych jego shinobi...

— Tak jakbyśmy mieli wybór — wtrąca się Shikamaru, a w jego głosie słychać skrystalizowaną nutę złośliwości, która sprawia, że reszta Drużyny Dziesiątej patrzy na niego z niepokojem. Dziedzic Nara wydaje się nawet tego nie zauważać, jego oczy płoną ciemną furią. — Ci ninja Iwy zasłużyli na to. Torturowali Sakurę przez trzy dni tylko dla zabawy.

— ... Technicznie rzecz biorąc, nie chodziło tylko o zabawę. — Różowowłosa słabo zaprzecza w tym samym czasie, gdy Naruto woła: — Co zrobili?! Baa-chan, nie powiedziałaś mi tego! Powiedziałaś tylko, że została ciężko ranna!

I wtedy blondyn leci do przodu, pędząc w kierunku Sakury, z ramionami wyciągniętymi, jakby chciał ją objąć, ale w tym momencie wszystko, co ona widzi, to zbliżający się do niej Bliznowaty, ręce wyciągnięte, by owinąć się wokół jej gardła i przyszpilić ją do ziemi i kunai w drugiej dłoni, by wydłubać jej oczy...

Łomot!

Podskakuje pół stopy w powietrzu, sala szpitalna wraca do ostrości w samą porę, by zobaczyć, jak Shikamaru staje przed nią i kieruje Naruto z powrotem przez całą długość pokoju, wysyłając blondyna w stronę przeciwległej ściany.

— Jestem prawie pewien, że za pierwszym razem wyraziłem się całkowicie jasno, Naruto — mówi łagodnie Shikamaru, ale jest stalowa krawędź podkreślająca jego słowa. — Odsuń się. Nie biegnij na nią w ten sposób.

— To moja koleżanka z drużyny! — protestuje głośno Naruto. — Muszę się upewnić, że wszystko z nią w porządku! Moim zadaniem jest ją chronić...

— Chronić ją? To ty wysłałeś nas do Kraju Ziemi! Następnym razem, gdy Sakura powie ci, żebyś czegoś nie dotykał, nie dotykaj tego! — Wściekłość Shikamaru w końcu osiąga szczyt. Zirytowany, zmęczony, wzburzony od wszystkich ludzi tłoczących się w pokoju. Prawdopodobnie znów zaczyna odczuwać ból swoich obrażeń teraz, gdy środki przeciwbólowe, na których są, powoli zaczynają słabnąć. Nara najwyraźniej potrzebuje kogoś, kogo można winić, aby poczuł się lepiej, zwłaszcza, że ludzie najwyraźniej nalegali na rozdzielenie go i Sakury, odkąd wrócili.

Ma to sens w zawiły sposób, przynajmniej dla Sakury, ponieważ czuje to samo. Wszyscy inni - nawet Tsunade i Naruto - sprawiają, że czuje się na krawędzi, choć trochę. Przez tygodnie była tylko ona i Shikamaru przeciwko światu. O ile to nie byli oni we dwoje, wszystko inne - od żywiołów naturalnych, przez choroby, po ninja Iwy - nosiło nazwę Wróg. Teraz, gdy w końcu wrócili do domu, zaskakująco trudno jest po prostu wyłączyć ten konkretny sposób myślenia i wrócić do normalnego poziomu, na jakim byli przed pięciotygodniową męką.

Teraz przed nimi Naruto wygląda na zranionego i winnego, jego twarz wykrzywiła się potwornie, a ramiona się przygarbiły. Może to podłe z jej strony, ale - w tej chwili - Sakura po prostu nie może zebrać w sobie żadnych pocieszających czy przebaczających słów. W tej chwili po prostu jej to nie obchodzi. Wszystko, czego naprawdę chce, to trochę ciszy i spokoju w stosunkowo bezpiecznym otoczeniu, z Shikamaru na linii wzroku i trochę czasu na prawdziwy sen.

Sięga do przodu, by dotknąć łokcia szatyna, przyciągając jego uwagę. — Nie denerwuj się, Shikamaru. To tylko Naruto.

Uspokój się, mówi Sakura bez słów. On nie jest zagrożeniem.

Wciąga krótko powietrze, po czym kiwa głową. Wciąż wygląda na zaniepokojonego, jakby tylko czekał, aż wszystko wybuchnie im w twarz, a potem znów będą uciekać, chować się i walczyć o życie. Sakura prawdopodobnie nie wygląda lepiej.

— W porządku. — Tsunade klaszcze w dłonie. — Wystarczy. Możecie mi opowiedzieć, co stało się później. W tej chwili przenoszę was oboje do pokoju, żebyście mogli trochę odpocząć. Żadne z was, bachory, nie powinno wychodzić z łóżka przynajmniej przez kilka następnych dni.

Sakura uważa, że to najlepszy pomysł, jaki usłyszała od tygodni, i wygląda na to, że Shikamaru całkowicie się zgadza.

— Och, Shishou — mówi Sakura, zmieszana. — Wcześniej myślałam, że zostaliśmy złapani, więc, uh, kiedy pielęgniarka weszła do mojego pokoju, być może ją ogłuszyłam, związałam, zakneblowałam i zostawiłam nieprzytomną w łazience.

Tsunade mruga do niej, po czym pyta neutralnie, spoglądając na odłamek lustra osadzony w ścianie, przed którą stał wcześniej Shikaku. — I przypuszczam, że rozbiłaś lustro w łazience, aby zdobyć broń? I podarłaś pościel, żeby związać tę pielęgniarkę?

Sakura wzrusza ramionami raczej defensywnie. — Musiałam użyć tego, co miałam pod ręką.

Usta Tsunade się unoszą. — Moja dziewczyna.

Shizune wzdycha głęboko. — Tsunade-sama, proszę.

Blondynka również wzrusza ramionami, całkowicie nieskruszona. — Założę się, że to pielęgniarka, która podniosła dawkę leku w kroplówkach, w takim przypadku zasługuje na to. Rozwiąż ją, Shizune, a potem powiedz jej, że została zdegradowana z powrotem do stażysty.

Szatynka nie wygląda na specjalnie zaskoczoną tym werdyktem. Prawdę mówiąc, mogła nawet wyglądać na trochę zadowoloną, kiedy wypadła z pokoju.

— Wystarczy ekscytacji jak na jeden dzień.

Tsunade spogląda w dół na Ino, pochyla się, by zręcznie wyrwać kunai z ziemi, aby ją wypuścić, a następnie macha wolną ręką w powietrzu.

— Wszyscy na zewnątrz, ten pokój jest całkowicie zniszczony. Sakura, Shikamaru, przygotuję dla was pokój. — Chytry uśmiech. — Dwa łóżka czy jedno?

Sakura jest zbyt wyczerpana, by się zarumienić. Poza tym nie ma co się rumienić, patrząc, jak od tygodni dzielili się ciepłem pod stosem koców na materacu wykonanym ze skały i ziemi.

Wymienia spojrzenia z Shikamaru. Nara wzrusza ramionami, od niechcenia dryfując w jej stronę, tak że wszyscy siedzą w pokoju przed nimi i nie mają nikogo z tyłu.

— To nieważne — odpowiada swojej mentorce, kiedy wychodzą z pokoju po tym, jak wszyscy inni wyszli jako pierwsi. — Wystarczy każda płaska powierzchnia.

— Tylko upewnij się, że tym razem jesteśmy w tym samym pokoju — dodaje zdecydowanie chłopak.

Żadne z nich nie zwraca uwagi na dziwne spojrzenia Naruto, Ino, a nawet Choujiego. Wystarczy, że Tsunade po prostu się zgadza.


****


Następnym razem, gdy Sakura budzi się, zajmuje jej kilka chwil, zanim orientuje się, gdzie jest, głównie dlatego, że tym razem nie jest już odurzona morfiną, nie wyczuwa żadnego bezpośredniego niebezpieczeństwa wokół siebie, a Shikamaru jest ciepłym. wygodnym ciężarem zwinętym obok niej.

A potem mruga i otwiera oczy, oszołomiona i otępiała, ale w taki sposób, jakby przespała całą noc.

— Dzień dobry — pozdrawia ją kobiecy głos gdzieś po drugiej stronie Shikamaru. Sakura natychmiast się napina, czakra już spływa do jej dłoni, gdy wyrywa się ze stosu koców leżących na niej i unosi się, by zawisnąć nad śpiącą formą szatyna.

Tylko po to, by zatrzymać się, gdy znajduje kobietę o długich brązowych włosach i miłej twarzy, która się do niej uśmiecha. Wywołuje to wspomnienie w głowie i zajmuje jej tylko kilka sekund, aby dopasować kobietę do tej, która odbierała Shikamaru ze szkoły, kiedy jeszcze uczęszczali do Akademii.

Sakura szybko się wycofuje. — Um...

Uśmiech kobiety rozszerza się wesoło, jakby Sakura nie rozważała właśnie jej zaatakowania. — Cześć, Sakura-chan. Jestem Nara Yoshino, matka Shikamaru. Dobrze widzieć cię obudzoną. Spałaś nawet dłużej niż Shikamaru.

— Och, uh, miło cię poznać. — Nie może uwierzyć, jakie to niezręczne. Wydaje się, że jej umiejętności społeczne uległy pogorszeniu. Spogląda w dół na Shikamaru, który obecnie delikatnie chrapie, z włosami wciąż rozpuszczonymi i niechlujnymi, zamiast związanymi w swój zwyczajowy kucyk. Mruga, a potem wyciąga głowę w stronę drugiego pustego łóżka. Zaraz, nie dzielili łóżka, kiedy szli spać, prawda?

— Shikamaru przeniósł się tutaj, kiedy obudził się kilka godzin temu — wyjaśnia cierpliwie Yoshino, widząc zdumienie Sakury. — Nie spał zbyt dobrze sam, a ty też rzucałaś się i obracałaś.

Jej uśmiech staje się figlarny. — Jesteście bardzo słodcy. Mam zdjęcia! Później dam ci kopie, dobrze?

Sakura wpatruje się w nią z niedowierzaniem, zastanawiając się, czy powinna się bać tej kobiety. A potem drzwi się otwierają, a jej głowa gwałtownie się obraca, chociaż udaje jej się nie zebrać ponownie chakry w pięści.

Jej paranoiczne reakcje szybko zaczynają się starzeć.

— Ach, obudziłaś się — mówi Shikaku na powitanie, gdy wchodzi do pokoju, zamykając drzwi za sobą. — O ile nie musisz skorzystać z łazienki, powiedziano mi, żebym ci powiedział, że nie możesz wstawać z łóżka, bo Hokage położy moją głowę na talerzu. Jak się czujesz?

— Dobrze. — Automatyczna odpowiedź wymyka się jej z języka z wielokrotnie powtarzaną łatwością. Shikamaru pytał ją o to więcej niż raz i na odwrót, a ich odpowiedzi brzmały zawsze „w porządku” lub były odmianą tego słowa. Szybko nauczyli się czytać wszystkie niewypowiedziane „złe” rzeczy, które się za nim kryją.

Kiedy Shikaku podchodzi, by usiąść obok Yoshino, spoglądając na nią raczej sceptycznie po drodze, Sakura ponownie spogląda na Shikamaru i zastanawia się, dlaczego jego rodzice wyglądają na całkowicie obojętnych na fakt, że ich syn dzieli z nią łóżko. Oczywiście nie ma nic więcej między nimi dwojga, potrzebują trzymania drugiego w zasięgu wzroku przez cały czas, ale wie, jak inni ludzie mogą uważać to za dziwne.

— Shikamaru opowiedział nam trochę o tym, przez co przeszliście w Krainie Ziemi, Sakura-chan — zaczyna ponownie Yoshino, a Sakura przesuwa się w miejscu, przenosząc wzrok z powrotem na kobietę. Czy Yoshino zamierza ją teraz przeżuć za to, że pozwoliła jej synowi stać się tak ciężko rannym?

Jej szczęka opada tylko trochę, gdy - całkiem nieoczekiwanie - Yoshino pochyla się do przodu, z oczami błyszczącymi w niewątpliwej wdzięczności, i lekko pochyla głowę, gdy wyciąga rękę, by delikatnie wziąć dłonie Sakury w swoje.

— Dziękuję bardzo za sprowadzenie naszego syna do domu — mruczy szczerze kobieta, a w jej oczach pojawiają się łzy.

Sakura gapi się. — Ja... c-co?

Yoshino znów się uśmiecha, wyjaśniając: — Shikamaru powiedział nam, jak złamał nogę pierwszego dnia, kiedy oboje zostaliście przetransportowani do Kraju Ziemi i od tamtej pory niosłaś go przez całe góry, a potem całą drogę powrotną do domu, do Konohy. I wiem wystarczająco dużo o obrażeniach zadanych przez tortury, aby powiedzieć, że Shikamaru prawie żadnych nie miał, kiedy ty byłaś nimi pokryta, więc dziękuję za ochronę.

Sakura czuje rosnące ciepło na policzkach, zwłaszcza po zerknięciu na Shikaku i zobaczeniu, jak Głowa Klanu obserwuje ją z subtelniejszym, ale równie ciepłym spojrzeniem. Odchrząkuje z braku lepszego zajęcia, po czym jąka się: — Shikamaru zrobiłby to samo dla mnie. Zrobił to samo. Nie wytrzymałabym tam godziny, gdyby nie powstrzymał ataku w trakcie naszego pierwszego starcia z grupą ninja Iwy, i tak właśnie złamał nogę, więc to była moja wina, że nie mógł... ouch!

— Nie bądź kłopotliwa — mruczy Shikamaru, zdejmując łokieć z jej boku i przeciągając się leniwie, zanim otwiera zaczerwienione oczy. — To nie była twoja wina.

Sakura mięknie w półuśmiech, gdy Shikamaru podnosi się do pozycji siedzącej. W tym momencie Yoshino puszcza ją i wygląda na to, że chce zacząć się namartwiać nad Shikamaru, więc Sakura człapie do krawędzi łóżka i przygotowuje się, by z niego zeskoczyć.

Ręka owija się wokół jej nadgarstka. — Gdzie idziesz?

Odwraca się, zaskoczona, spoglądając w dół na chwyt Shikamaru, a potem na samego chuunina, a potem na jego rodziców. — Uch... spotkanie rodzinne i tak dalej, Shika? Będę tam dalej.

— Odbyliśmy już "spotkanie rodzinne i tak dalej", kiedy jeszcze spałaś — odpowiada, ciągnąc ją z powrotem w dół. — Zostań.

Różowowłosa rzuca mu spojrzenie. — Nie jestem psem.

Shikamaru krzywi się do niej. Pociąga to za prawie zagojoną bliznę, która niedawno zaczęła zdobić jego rysy. — Kłopotliwe.

Ona też się na niego krzywi, jej wolna dłoń podnosi się, by z roztargnieniem pocierać świeżą bliznę, która zdobi jej własną twarz. — Och, zaufaj mi, nie tylko ja jestem tu kłopotliwa.

Shikamaru nie odpala dowcipnej uwagi, zamiast tego spogląda na nią wyważonym spojrzeniem. — Wyglądasz dobrze, wiesz o tym?

Sakura mruga. — Huh?

Chłopak ma grymas na twarzy, spogląda na swoją matkę, która rzuca mu zachęcające spojrzenie, po czym odwraca się do niej i kiwa głową na jej bliznę. Dziewczyna pospiesznie opuszcza rękę z powrotem na kolana. — Robisz to, odkąd ten drań z Iwy ci to zrobił. Wiesz, to nie ma znaczenia. Wyglądasz dobrze.

Wygląda na lekko zawstydzonego, kiedy kończy, ale patrzy jej w oczy, jakby próbował namówić ją, by uwierzyła w to, co mówi, a Sakura rumieni się trochę, że w ogóle ją na tym przyłapano. Nie chodzi o to, że jest szczególnie próżna (już), ale cóż, to jej wygląd, który zawsze był czymś, co albo rozśmieszało ludzi (przed Ino), albo powodowało, że ludzie jej zazdrościli (po Ino). Wie, że to głupie, że wygląda w najlepszym razie płytko, ale nawyki ciężko umierają i chociaż jest pewna, że tak naprawdę nie obchodzi jej, jaka jest ładna lub brzydka, choćby dlatego, że w zamian otrzymała wygrała dwa życia, blizna jeszcze przez jakiś czas będzie ją świerzbić jak strup.

Mimo to może przywołać mały, szczery uśmiech. — Dzięki, Shika. Nie martw się. Po prostu nie chcę dawać Świni więcej amunicji przeciwko mnie, to wszystko.

Jego oczy zwężają się świadomie, ale gra tak samo, parskając i opierając się o swoją część poduszek. — Jesteście takie kłopotliwe. Była tu już wcześniej, w jednej chwili zastanawiając się, czy pozwolisz jej się przytulić, a przez następną narzekając na to, że oboje byliśmy bezmyślnymi dupkami i zniknęliśmy na cały miesiąc. Jakby to była nasza wina.

Przerywa i jednocześnie przechylają głowy w niesamowitym odbiciu siebie nawzajem, oboje zauważając zbliżające się sygnatury czakry...

Sakura spodziewa się tego tym razem, więc kiedy drzwi ponownie się otwierają, ruch jest ostrożny i oczywiście wykonywany z myślą o pacjentach pokoju, więc nie podskakuje i tylko patrzy w górę, by spotkać zaskoczone niebieskie oczy Ino. Chouji i Asuma są za nią, ale nie wykonują żadnego ruchu, by ją pospieszyć.

Kiedy wygląda na to, że Ino nie jest pewna, co zrobić, ona postanawia zacząć pierwsza. Macha słabo, a na jej twarzy pojawia się półuśmiech. — Hej, Ino-świnio.

Ino instynktownie drży, ale nie sposób pomylić się z przytłaczającą ilością ulgi, która wypływa na powierzchnię jej emocji, gdy puszcza drzwi. — Widzę, że wreszcie się obudziłaś, Czoło.

Kolejne uderzenie ciszy, dwa, trzy, a potem blondynka rzuca się do przodu, celowo upewniając się, że nie góruje nad Sakurą, pochyla się, gdy zbliża się w ostatnich kilku krokach (obie są wdzięczna, że to łóżko nie nie ma poręczy), a Sakura rozkłada własne ramiona, gdy jej pierwsza przyjaciółka wpada na nią, obejmując jej ramiona, podczas gdy ona sama chwyta się równie mocno, a łzy szczypią jej oczy po raz pierwszy od tygodni.

— Sakura, ty cholerna idiotko! — Ino zawodzi, a słowa są przytłumione. —Zabójcze lasy i inwazje węży to dla ciebie za mało? Musiałaś po prostu pojechać na dłuższe wakacje do Kraju Ziemi z nikim oprócz leniwego imbecyla, kto mógłby ci pomóc?

— Hej — protestuje Shikamaru bez przekonania. —Zaakceptuję tę leniwą część, ale z imbecylem posuwasz się trochę za daleko.

— Zamknij się — warczy Ino bez żadnego prawdziwego gniewu, z poplamionymi policzkami, kiedy odsuwa się, by krzywo spojrzeć na niego ponad prawym ramieniem Sakury. — Mamy tu babski moment, czy tego nie widzisz? Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłeś jej nieść swój tyłek przez całe pasmo górskie i dwa kraje. Jakim jesteś shinobi?

Shikamaru przewraca oczami, gdy Sakura wydaje mokry śmiech. — Nie możesz go winić, Ino. Miał gorączkę, o której nie mówił mi przez wiele dni... — Rzuca ostre spojrzenie na Narę, który rażąco to ignoruje. — I nadal udało mu się pomóc mi uniknąć co najmniej pół tuzina patroli Iwy na naszych ogonach. W przeciwnym razie zostalibyśmy złapani dużo wcześniej.

Po tym ogłoszeniu zapada cisza, a ramiona Ino zaciskają się wokół Sakury. Różowowłosa wymienia spojrzenia z Shikamaru, który tylko kręci głową i wzdycha.

— Nie było tak źle! — Próbuje optymistycznym tonem. Sądząc po niewzruszonym spojrzeniu absolutnie wszystkich w pokoju, to nie działa. Sprowadza ją to na ziemię. Wygląda na to, że jej umiejętności aktorskie nie są jeszcze najlepsze.

— Więc, um, gdzie jest Naruto? — pyta zamiast tego w szalenie przejrzystej próbie zmiany tematu.

— Jest w pobliżu — oferuje natychmiast Chouji, gdy Ino szturcha ją w prawo, tak że blondynka może przysiąść na skraju łóżka bez odrywania ręki od talii Sakury. — Nie zareagowałaś, hm, bardzo dobrze na niego, kiedy nie spałaś, więc przez ostatnie kilka dni dryfował tam i z powrotem między pole treningowym a szpitalem.

Od razu czuje się źle. Nawet jeśli to była swego rodzaju wina Naruto, że ona i Shikamaru wylądowali w Kraju Ziemi, to był wypadek i naprawdę każdy mógł przewrócić ten artefakt w chwili niezdarności. To nie znaczy, że nie zamierza uderzyć go za to po głowie, kiedy już wstanie, ale z pewnością nie będzie mu tego zarzucać i naprawdę chce go teraz zobaczyć.

— Prawdopodobnie przyjdzie później, żeby znowu się z tobą zobaczyć — kontynuuje poważnie Chouji. — Jeśli chcesz, kiedy wyjdziemy, mogę go znaleźć i powiedzieć, że chcesz się z nim zobaczyć?

Uśmiecha się z wdzięcznością do dziedzica Akimichi. — Brzmi świetnie, dzięki, Chouji. — Zatrzymuje się przed pytaniem z nadzieją. — A... co z Kakashim-sensei?

— Był pod Kamieniem Pamięci kilka razy, odkąd wróciłaś do domu. — Asuma jest tym, który dobrowolnie przekazuje tę informację. Wygląda trochę niezręcznie. — To znaczy częściej niż zwykle. Bardzo się martwił, kiedy cię nie było.

— Och. — Sakura wzrusza w myślach ramionami, odpychając na bok rozczarowanie, które czuje. Asuma nie mówi, że Kakashi przyjdzie później, albo że w ogóle przyszedł wcześniej, i już tylko to o czymś mówi. Nie jest głupia, więc wie, że jej były sensei w ogóle nie przyszedł, żeby zobaczyć się z nią w szpitalu, i to jest w porządku. Wie, że z pasją nienawidzi szpitali, i nie jest szczególnie wysoko na jego liście priorytetów. Nie jest Sasuke, nie jest nawet Naruto i przez większość czasu kiedy była pod jego opieką, była jeszcze w swojej fazie fangirlu. Ona też nie chciałaby się z sobą zobaczyć. Poza tym Asuma powiedział, że Kakashi martwił się o nią, kiedy zaginęła, więc to może przynajmniej ją pocieszyć. To prawie więcej, niż się spodziewała.

— Jeśli chcesz — Asuma ma dziwny wyraz twarzy, gdy Sakura znów na niego spogląda. — Mogę go dla ciebie przyprowadzić.

Pośpiesznie potrząsa głową, marszcząc pościel, gdy jej dłonie mimowolnie zaciskają się na sekundę. Zmuszenie Kakashiego do odwiedzenia jej jest w jakiś sposób nawet gorsze niż to, że w ogóle nie przyszedł. — Dziękuję, ale nie musisz tego robić, Asuma-san. Kakashi-sensei nie przepada za szpitalami, więc to naturalne, że będzie trzymał się z daleka. Jestem pewna, że zobaczę go wcześniej czy później, kiedy stąd wyjdę. Poza tym to nie byłby on, gdyby nie przyszedł później niż wszyscy inni.

Słowa smakują jak popiół na jej języku, ponieważ jej samolubna część chce wstać i krzyczeć, jak niesprawiedliwe jest to, że Kakashi nie dba o to, by ją odwiedzić. Przełyka to jednak, przez wiele lat próbowała być samolubna i można zobaczyć, jak to się skończyło - Sasuke odszedł, a Drużyna Siódma jest w rozsypce. Nie ma mowy, żeby znów powróciła do bycia egocentrycznym małym bachorem.

— W każdym razie — Sakura zaczyna ponownie z większą radością niż czuje w rzeczywistości — kiedy możemy się stąd wydostać? Mam już dość szpitala i właściwie muszę tu wrócić do pracy, kiedy znów będę mogła pełnić służbę.

— To się nie stanie w najbliższym czasie, Sakura — beszta ją Ino. — Nadal się leczysz, a twoich rodziców nie ma w domu, pamiętasz? Kto się tobą zaopiekuje?

— Uh, ja? — Różowowłosa przechyla głowę z pewnym zakłopotaniem. — Kiedy ostatnio sprawdzałam, nie ma nic złego z moimi nogami, obie ręce mam w porządku, a od siódmego roku życia umiem obsługiwać kuchenkę. Nic mi nie będzie.

Twarz Ino staje się zacięta, kiedy krzyżuje ramiona. — Absolutnie nie! A jeśli coś się stanie? Co się stanie, jeśli wystąpi nawrót choroby?

— Nic mi nie będzie — powtarza Sakura. — Shishou nie wypuści mnie stąd, jeśli istnieje ryzyko nawrotu.

Blondynka wygląda na całkowicie nieprzekonaną i nie jest jedyna, ale w tej chwili nikt nie chce wciągać Sakury w dalszą kłótnię.

Nie wie, o co tak bardzo się martwią. Nic jej nie będzie. Poruszanie się po własnym domu jest zdecydowanie łatwiejszą i bardziej preferowaną opcją niż - powiedzmy - poruszanie się po Kraju Ziemi.

Ino skupia się na Shikamaru i zaczyna kolejną litanię karcenia. Chłopak wzdycha i opada zamiast tego na ramię Sakury, wykorzystując je do podparcia głowy, próbując wyciszyć swoją koleżankę z drużyny i jednocześnie spać z otwartymi oczami.

Nie zawraca sobie głowy, by go strząsnąć, nawet pod obserwacją pięciu innych osób w pokoju. Ona i Shikamaru w końcu są w domu, względnie bezpieczni i stopniowo wracają do zdrowia, a na razie to jedyna rzecz, na której jej zależy.



IIII... TO KONIEC! W końcu koniec. Dobrze się bawiłam przy tłumaczeniu tego, ale mam nadzieję, że w przyszłości nie wpadnie mi do głowy tłumaczenie czegoś równie wielkiego. Chociaż... pisałam chyba coś podobnego przy IndraSaku. xd


1 komentarz:

  1. DZIĘĘĘĘKUJĘ KOCHANA!

    Ta przygoda była niesamowita i długa. Cieszę się, że podjęłaś to wyzwanie nawet jeśli byłam skazana na twoje wypominanie i narzekanie xD
    Historia tak słodko się kończy mimo że jest daleka od słodkiej.
    Bardzo podobała mi się ta część. Chyba najbardziej, bo porusza tematy żadko rozbudowane az tak dobrze w ficzkach. Kryzys obu młodych ninja, po miwji zdecydowanie przekraczającej ich możliwości. Problemy psychiczne i fizyczne. Cudo! A do tego ta niesamowita relacja Shikamaru i Sakury, która jest wisienką na torcie tego ficzka.

    Jeszcze raz dziękuję kochana i nie mogę się doczekać czym zaskoczycie nas za tydzień!

    OdpowiedzUsuń