Po raz pierwszy zauważa ją na zatłoczonym rynku. Kto by nie zauważył? Różowe włosy nie były często spotykane.
OPOWIADANIE
NIE NALEŻY DO MNIE, JEST TO JEGO TŁUMACZENIE
Autor: megrim
Tytuł oryginału: Intemperate
Link
do oryginału: [LINK]
~0~
Po raz pierwszy zauważa ją na
zatłoczonym rynku. Kto by nie zauważył? Różowe włosy nie były często spotykane.
W tamtym czasie nie wiedział, kim ona jest – powiedziano mu, aby poszukał
informacji na temat Akatsuki, nie guzdrał się i nie oglądał różowych głów –
więc nie powiedział o tym Sasuke. Nie widział w tym żadnego sensu, więc to
małe, nic nie znaczące spotkanie z nią zostało zapisane w głębi umysłu. Dopiero
w chwili, gdy uciekali przed ninja z Konohy, zdał sobie sprawę, że koleżanka z byłej
drużyny Sasuke ma różowe włosy. Nadal nic mu nie powiedział. Wiedzieli już, że
Konoha wisi im na ogonie, więc nadal nie miałoby to sensu.
Od tamtego czasu nie widział
różowowłosego medyka. Był zajęty innymi sprawami – Sasuke zabił Itachiego; Hebi
została Taką, dołączyła do Akatsuki i tak dalej. Kiedy Hachibi został pomyślnie
schwytany – nadal przeklinał tego mężczyznę za to, że był tak cholernie trudny
do złapania – Taka przez jakiś czas była w zawieszeniu. Pain i inne jego ciała
przygotowywały się do schwytania Kyuubiego, a Sasuke trenował, aby mu w tym
pomóc. Tak więc on, wraz z Juugo – Karin prześladowała w tym czasie Sasuke –
opuścili kryjówkę na dosyć długi czas. Podczas jednej z wędrówek bez Juugo,
znów ją zobaczył.
Tym razem Konan pozwoliła mu powędrować
za granice Ame. Minęło kilka tygodni od ostatniego spotkania z różowowłosą
kunoichi i był bardziej niż zaskoczony, kiedy ją zauważył – o dziwo – samą – w przygranicznym
miasteczku, które znajdowało się niewiele ponad milę od granicy z Ame. A
ponieważ Konoha wiedziała już, gdzie znajduje się baza Akatsuki, rzadko kiedy
jakikolwiek ninja był sam tak blisko granicy.
Wiedział, że to ona już po jednym
spojrzeniu; różowe włosy wciąż ją zdradzały. Gdyby miał zaryzykować, wysunąłby
przypuszczenie, że ostatnio dużo płakała – jej czerwone oczy nie były czymś,
czego nie dało się zauważyć. Obserwował, jak zatrzymała się na gałęzi drzewa,
zakrywając usta dłonią i opierając się o pień. Drugie spojrzenie wychwyciło
drżenie jej ramion, dzięki czemu mógł ponownie przypuszczać, iż płakała. Kiedy
minęło pół godziny, wstał ze swojej przykucniętej pozycji na drzewie znajdującego
się dwadzieścia stóp od niej – to był cud, że go nie zauważyła, nawet w tak
emocjonalnym stanie – i odszedł. Konan dała mu jasno do zrozumienia, że ma
wrócić przed zachodem słońca i wiedział, że lepiej nie ignorować jej rozkazów,
nawet jeśli był już za stary na dobranocki.
Kiedy wrócił do bazy zaledwie godzinę
przed zmierzchem, Sasuke już na niego czekał. Zesztywniał nieświadomie; chociaż
emocje Uchihy zmieściłyby się w filiżance na herbatę, powiedziano mu o jego
byłych kolegach z drużyny, jednak jego uczucia do nich nie zostały ujawnione,
poza jego pragnieniem zabicia Jinchuuriki Kyuubiego.
- Zajęło ci to dużo czasu – zauważył Sasuke.
Oparł się pokusie przewrócenia oczami. – To prawie tak, jakbyś… rozważał
ucieczkę.
- Czyżby? – zapytał, nie odważając się
na spojrzenie w oczy posiadacza Sharingana. Nie chodziło o to, że się bał,
raczej o to, że wszystko co robił podczas swojej podróży zostanie odkryte przez
jedno proste spojrzenie.
Nastąpiła chwila ciszy między dwoma
nastolatkami, podczas której Sasuke obserwował byłego ninja Mgły. Wiedział, że
szansa na to, że Suigetsu rzeczywiście odejdzie jest nikła, ponieważ tutaj miał
mnóstwo okazji na to, aby rzucić wyzwanie Kisame. Nawet jeśli nie miał wielkich
szans na wygraną, zawsze lepiej upewnić się niż później żałować. Posiadanie cudownego
dziecka w sztuce zabijania i stracenie go byłoby… kłopotliwe, gdyby miał użyć
słów Nary.
- Bądź w gotowości. Inwazja nastąpi za
trzy dni – ostrzegł Sasuke.
Kiedy wyszedł, Suigetsu odetchnął.
Zanim został uwolniony z więzienia, słyszał o łotrze Uchiha pod opieką
Orochimaru. Najwyraźniej miał został kolejnym „pojemnikiem” na wężowego
Sannina. To, że był w stanie go ujarzmić – nawet, jeśli był słabszy niż zwykle –
oznaczało, że miał ogromną moc. I chociaż przechwałki Suigetsu nie były tylko
kłamstwami, walka między nim a Sasuke skończyłaby się dla Uchihy wyraźną wygraną.
Jasne, mógłby dać użytkownikowi Sharingana dobrą walkę, jednak z przeklętą
pieczęcią… nie byłoby wielkiej nadziei.
Przynajmniej niczego się nie
domyślił, pomyślał, lekko pocieszony tym drobnym faktem, jednak te myśli
szybko zostały stłumione. Walka miała zacząć się za trzy dni… Suigetsu
wiedział, że jest na nią więcej niż gotowy, jednak martwił się o osobę, która
niespodziewanie wtargnęła w jego myśli.
Haruno Sakura. W końcu, po wielu
subtelnych naciskach, dowiedział się, jak nazywa się koleżanka z byłej drużyny
Sasuke. Nie przejmował się nią, ale zaintrygowały go jej ostatnie
działania. Raz była tą zdeterminowaną, małą kunoichi, która jako swoją misję wyznaczyła
sobie odnalezienie utraconej miłości – à propos, czy wszystkie dziewczyny,
których kolor włosów waha się od różowego do czerwonego, były na tyle obłąkane,
że zauroczyły się Sasuke? – a kolejnym razem była małą piętnastolatką, która
szlochała w pobliżu granicy Ame, która była prawie trzy godziny od Konohy. W jego
mniemaniu była najdziwniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał – i dotyczyło to
także Karin.
Chciał się o niej dowiedzieć czegoś
więcej. To było takie proste; chciał dowiedzieć się wszystkiego – dlaczego była
tak zakochana w Sasuke, dlaczego płakała, a nawet jaki był jej ulubiony kolor!
Najgorsze było to, że nie wiedział nawet, dlaczego chce to wiedzieć.
Och, wiedział, czym jest pożądanie – doświadczył tego na własnej skórze w
zacienionym barze – zadrżał na samą myśl o tym – ale co poza tym? Co mogło
sprawić, że poczuł się tak zaciekawiony tym małym, różowym stworzeniem?
Uniósł jedną rękę, aby ze znużeniem przetrzeć
oczy. Zdecydował, że na razie odpuści sobie szukania odpowiedzi na to pytanie i
poszedł do swojego pokoju.
~0~
Unosząc jedną rękę, by otrzeć nadmiar
łez, Sakura zaczęła wracać do Konohy najszybciej, jak umiała. Chciała po prostu
uciec od tego wszystkiego – ponownego odejścia Naruto, śmierci Jiraiyi,
smutku Tsunade – a to miejsce wydawało się idealnym pomysłem. Kiedy zdała
egzamin na chuunina, natknęła się na ten mały lasek niedaleko granicy z Ame i
zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Był na tyle odosobniony, że
ludziom trudno byłoby ją dostrzec – gdyby jej różowe włosy jej jak zwykle nie
zdradzały – ale było też na tyle duże, że nie czuła się jak w klatce. Jej
zdaniem było idealne.
Jednak jego natura nie wystarczyła, aby
zatrzymać tamę, która w niej pękła. W ciągu kilku chwil wszystkie zapory
zniknęły, nawet gdy Sakura starała się jak mogła, by je zatrzymać. Jej powód do
płaczu był dość prosty. Kiedy Naruto po raz pierwszy odszedł, była całkowicie
skupiona na treningu, który miał pomóc w odnalezieniu Sasuke. Jednak tym razem…
odszedł, aby przygotować się do bitwy, o której wiedziała, że nie wygra. Zdawała
sobie sprawę z jego siły, jednak Pain… Pain zabił Jiraiyę. Naruto nie był aż
tak silny, nie w walce długodystansowej. I właśnie dlatego płakała.
Płakała, ponieważ jej przyjaciel wkrótce umrze, podobnie jak większość Konohy,
gdy Akatsuki albo osiągnie swój cel, albo zapuka do drzwi Konohy. Tak czy
inaczej ludzie umrą, a najbardziej znani to ludzie, których znała.
Jednak… to, co sprawiło, że nagle
zesztywniała i wróciła do Konohy nie miała z tym nic wspólnego. A przynajmniej
nie bezpośrednio.
Sakura była kunoichi. Była w tym dobra.
Wiedziała, kiedy jest obserwowana i tylko z powodu emocjonalnego wybuchy nie
zauważyła czyjejś obecności siedem metrów od niej. Jednak najbardziej zszokowało
ją to, że zauważyła go wtedy, gdy odszedł. Jeszcze bardziej zaskakujący był powód,
dla którego go nie zaatakowała. Był przecież kolegą Sasuke. Widziała go tylko
raz i to bardzo krótko, a miecz na jego plecach nie był miłą niespodzianką.
Rzuciła się więc do ucieczki, prawie
jak przestraszony królik. Zabuza w końcu udowodnił, że jest dobrym człowiekiem –
w pewnym sensie – więc nie bała się jego, ale jego miecza. Tego
potężnego miecza do rąbania głowy, który był częstym gościem w jej koszmarach.
Ostatni raz widziała go w Krainie Fal i miała nadzieję, że to będzie ostatnie
spotkanie. Najwyraźniej tak nie było.
Westchnęła. Konoha znajdowała się teraz
około półtorej godziny stąd i była sama, z wyjątkiem swoich myśli, które w tej
chwili wędrowały do dziwnego shinobi dzierżącego miecz Zabuzy. Po raz pierwszy
widziała go kilka tygodni temu i nie myślała wtedy, że to tylko gra światła;
przed ucieczką był na samym skraju lasu wraz z trzema innymi osobami. Jedyne,
co zauważyła, to ten masywny miecz i jasne włosy. Nie znała imienia, kraju
pochodzenia ani tego, jak on i pozostała dwójka dołączyli do Sasuke. Nie
wiedziała też, dlaczego o nim myśli.
Myślę…że w końcu zwariowałam. Myślę
o facecie, z którym nigdy nie rozmawiałam i który prawdopodobnie chce mnie
zabić. Odgarniając zbłąkany kosmyk włosów ze spoconego czoła, westchnęła z
ulgą, kiedy pomiędzy liśćmi zaczęła wyłaniać się duża brama wioski. Okej,
otrzyma pewnie reprymendę od Tsunade i Kakashiego – jeśli w ogóle zauważył –
ale wszystko było lepsze niż kręcenie się wokół Ame.
I rzeczywiście, cycata blondynka
czekała pod bramą z założonymi rękami. Sakura ponownie westchnęła i zwolniła,
by się zatrzymać.
- Tsunade-sama – powiedziała ze
zmęczeniem.
- Co ty sobie myślałaś, Sakura? –
zapytała ostrym tonem jej nauczycielka. – Odejście w takiej chwili było nie
tylko głupie, ale też nieodpowiedzialne! Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby
jakikolwiek shinobi teraz odszedł, a to dotyczy też ciebie.
- Hai, Tsunade-sama – powiedziała Sakura,
wiedząc, że w tym momencie lepiej zgodzić się ze wszystkim, co powiedziała
Godaime.
Oddychając ostro, blondynka mruknęła –
Nie rób tego ponownie. A teraz chodź, czas na kolejny krok w treningu.
- Hai, Tsunade-sama – powtórzyła,
brzmiąc jak stara, zepsuta płyta. Przynajmniej po treningu jej umysł nie będzie
mógł swobodnie wędrować w stronę rzeczy, od których powinna trzymać się z dala.
Następne dwa dni mijały w ten sam sposób;
Sakura wstawała, szła do wieży Hokage bądź do szpitala, przechodziła szkolenie,
jadła, a potem spała. W całej Konoha shinobi byli wzywani do trenowania,
naostrzenia broni lub ewakuacji cywilów. Trzeciego dnia Sakura obudziła się z
martwym uczuciem w żołądku. Szybkie spojrzenie na zewnątrz powiedziało jej, że
świt nie nadejdzie za kolejne trzy godziny, a jej kolejna sesja treningowa z
Tsunade nie odbędzie się za kolejne pięć. Gdyby się pospieszyła, prawdopodobnie
mogłaby dotrzeć do swojego miejsca…
Sakura pospiesznie ubrała się w swój
zwykły, czerwony strój, przypięła kaburę na shurikeny i torebki biodrowe, po
czym zamknęła drzwi, kiedy wyszła. Po zaczerpnięciu chłodnego, nocnego
powietrza ruszyła w głąb lasu, pędząc do swojego małego miejsca w pobliżu
granicy z Ame. Wiedziała, że spóźni się na swoją sesję z Tsunade, jednak warto
było po prostu zobaczyć to niewielkie, piękne miejsce, zanim zostanie
zniszczone przez wojnę – bo tak się wkrótce stanie. To uczucie w żołądku
narastało i wiedziała, że wkrótce coś się wydarzy.
Po dwóch godzinach szybkiego biegu
dotarła na swoje miejsce i przez chwilę opierała się o pień drzewa. Zaczynał
opanowywać ją strach, a każde ptasie skrzeczenie lub trzaśnięcie gałęzi
wywoływało u niej parnoję. Kiedy to się stało, podskoczyła i instynktownie przysunęła
dłoń do kabury, odwracając się i szeroko otwierając jadeitowe oczy.
- Zdenerwowana, prawda?
Szczerze mówiąc, Suigetsu nie miał
pojęcia, dlaczego tu jest, tym bardziej bez pozwolenia, ale szansa na spotkanie
małego, różowowłosego medyka była mała. Mimo to i tak się wkopał.
Ze swojej strony, Sakura miała już w
ręce kunai, gdy obserwowała go ze znużeniem. Miecz – miecz Zabuzy – znów
był na jego plecach, nie było mowy o pomyłce. Był kolegą z drużyny Sasuke, tym,
który obserwował ją niecałe trzy dni wcześniej.
- Czego chcesz? – zapytała, wciąż mocno
trzymając kunai w prawej dłoni.
- Niczego – odparł swobodnie Suigetsu. –
Błąkałem się po prostu, kiedy zauważyłem coś różowego… Wiesz coś o tym?
Sakura z drżeniem uświadomiła sobie, że
on się z nią droczył. – Nie, nie wiem. Możesz to opisać? – zapytała słodko.
- Och, wyglądało jak ptasie gniazdo,
całkiem małe i brzydkie. Jeśli się trochę nad tym zastanowić, było trochę jak
ogon wiewiórki.
Usta Sakury opadły. Ten… podły chłopiec
był zaledwie rok starszy! Jak śmiał obrażać jej włosy?! To prawda, że obecnie
poza myciem ich i używaniem odżywki nic z nimi nie robiła, ale i tak!
- Och, naprawdę? Hmmm… cóż, widziałam
tylko coś białego, nie różowego.
To była kiepska zniewaga. Jego włosy były
idealnie proste, w przeciwieństwie do niej. Jej czupryna miała charakterystyczny
wygląd dla kogoś, kto właśnie wstał z łóżka i oboje o tym wiedzieli.
- Dobrze – powiedział. Suigetsu znów
się jej przyjrzał dla pewności. – Jesteś koleżanką z drużyny Sasuke, prawda? –
to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Ten tytuł należy się również tobie –
odparła Sakura z nutą goryczy, która nie umknęła uwadze Suigetsu.
- Więc miałem wtedy rację. Cóż, moja
praca jest teraz o wiele łatwiejsza – powiedział, po czym uśmiechnął się do
niej, odsłaniając swoje zęby, przypominające zęby rekina. Sakura ledwo zdążyła
sapnąć, zanim znalazł się za nią z ręką u podstawy jej szyi. Szybkim ciosem
sprawił, że była nieprzytomna, jednak zdążyła jeszcze mruknąć: Drań.
- Samolubny drań –
poprawił, rzucając ją sobie na ramię. Akatsuki miało teraz lekrzała, nawet
jeśli prawdopodobnie musiałby zostać pod opieką Shringana Sasuke, zanim się
zgodzi.
A jeśli to nie zadziała, mogę
przynajmniej powiedzieć, że Konoha straciła jednego z najlepszych medyków.
~0~
Kiedy Sakura obudziła się po raz drugi
tego samego dnia, chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, dlaczego czuła się tak
wściekła.
O. No tak. Kopia Kisame postanowiła ją
znokautować i zabrać Bóg wie, gdzie. Fantastycznie. Obiecała sobie, że
kastracja będzie pierwszą rzeczą, jaką zrobi, gdy ponownie go ujrzy. Teraz
musiała skupić się na tym, co zrobiłby każdy ninja w obcym miejscu. Obserwacja.
Pokój, w którym się znajdowała, należał
najwyraźniej do bardzo niechlujnej osoby; wszędzie porozrzucane były papiery,
podobnie jak ochraniacze na ręce, kilka kunai, shuriken i od czasu do czasu
kamienie. Łóżko, na którym leżała, było dość duże jak na jej standardy – jej własne
ledwo jej starczało – prawdopodobnie pomieściłoby dwie bądź trzy osoby. Zamiast
zwykłych, białych ścian, których się spodziewała, ujrzała ciemne, prawie
czarne, bez okien, które dawałyby jej możliwość ucieczki.
Chwila… widziałam już ten pokój…
Marszcząc brwi, usiłowała sobie
przypomnieć to bardzo mgliste wspomnienie. To nie był drugi raz, kiedy się
obudziła… to był trzeci. Po tym, jak została znokautowana, ktoś ją obudził i
coś dał. Lek, pomyślała ponuro Sakura. Nie było sposobu, aby dowiedzieć
się, jak długo przebywała poza domem, chyba, że ktoś pomocny odwiedzi ją w
pokoju z ogromnym zegarem w ramionach.
Jakby słysząc jej myśli, drzwi się
otworzyły.
Jednak osoba, która weszła do pokoju
nie była a) pomocna, b) jej dłużnikiem lub c) nie miała wielkiego zegara. Miał
jednak olbrzymi i poplamiony krwią miecz.
- Nie śpisz – zauważył Suigetsu. –
Narkotyk miał utrzymywać cię nieprzytomną przez jakąś godzinę. Tak przy okazji,
nie możesz się ruszać – dodał, gdy Sakura próbowała poruszyć nogami. – To znaczy,
nie możesz, dopóki nie zwolnię jutsu.
Sakura zdecydowała się na niego
spojrzeć. – Nienawidzę cię.
- Słyszałem to już – Suigetsu oparł
swój miecz o ścianę i zrzucił swój płaszcz Akatsuki na podłogę – Sakura miała
straszne poczucie, że był on nasączony krwią.
Sakura przełknęła głośno ślinę i
odważyła się zapytać – C-co ty zrobiłeś?
Suigetsu uśmiechnął się zuchwale. –
Aww, Sakura-chan, martwisz się o mnie?
Spojrzała na niego ponownie, choć tym
razem w jej oczach brakowało wcześniejszej złośliwości. Teraz po prostu się
martwiła.
- Czy – czy zaatakowałeś Konohę?
Musiał pochwalić jej umiejętność dedukcji,
chociaż pierwsze spojrzenie na krew powinno to wszystko zdradzić. Mimo to
Suigetsu wiedział, że to delikatna część jego misji. Według Sasuke była typem
genjutsu, więc nadmierne używanie Sharingana tylko przyzwyczaiłoby ją do tego i
teoretycznie byłaby w stanie całkowicie się od niego oderwać. Innymi słowy,
musiał zdobyć jej zaufanie, jeśli miałaby się przydać Akatsuki.
- Technicznie? Poszliśmy do
Konohy, zaatakowaliśmy kilku nieudaczników, którzy stanęli nam na drodze i
dowiedzieliśmy się, że Kyu…że twojego przyjaciela tam nie ma.
- Czy kogoś zabiłeś?
Suigetsu uznał, że to było wystarczająco
niewinne pytanie, jednak odpowiedź – która powinna być tak oczywista, zważając
na jego płaszcz – nie byłaby taka niewinna.
- Hmmm… cóż, polało się wiele krwi –
odpowiedział niejasno. – Nie martw się jednak; twój Hokage żyje i wciąż chodzi,
chociaż sama wioska jest dosyć zniszczona.
To było coś, w czym miał ogromny
udział. Bardzo duże miecze mogą stworzyć bardzo duże szkody, jeżeli są
stosowane prawidłowo.
Sakura odetchnęła z ulgą. Skoro Tsunade
żyje, nie było tak źle. Teraz musiała przejść do kolejnej sprawy…
- Dlaczego mnie porwałeś?
- Czy to nie jest oczywiste? – zapytał i
podszedł do niej, chwytając kosmyk rozetowych włosów między blade palce. –
Jesteś medykiem, jednym z najlepszych. Ze wszystkich członków Akatsuki, żaden
nie ma wykształcenia medycznego poza podstawami. Poza tym – uśmiechnął się,
widząc szok malujący się na jej twarzy. – Byłaś na tyle głupia, że przybyłaś do
granicy Ame zupełnie sama. Musiałbym być idiotą, żeby nie spróbować.
- Wcześniej tego nie zrobiłeś –
wymamrotała Sakura, desperacko pragnąc odzyskania kontroli nad jej ciałem. Ten
drań zdecydowanie zasługiwał na przebicie nim kilku ścian za dotykanie jej w
ten sposób.
- Ach, zauważyłaś mnie? Najwyraźniej
nie jesteś aż tak głupia – Suigetsu wzruszył ramionami. – Wcześniej nie byłem
pewien, czy miałaś towarzysza czy nie.
On kłamie.
- Odkąd tam wróciłaś,
pomyślałem, że jesteś naprawdę głupia.
Gorąc uderzył w jej twarz. Nie była
głupia! Rywalizowała z Shikamaru, a ten leniwy dupek miał IQ powyżej 200! Ten
facet zaś miał prawdopodobnie IQ złotej rybki, a jego pamięć sięga trzech
sekund! Próbując zapanować nad swoim gniewem, co kosztowało ją mnóstwo wysiłku –
a lata spędzone na przebywaniu w towarzystwie Naruto w tym nie pomagały – Sakura
się skrzywiła.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie uleczę nikogo
z was, prawda? W tym… w tym Sasuke-kun.
- Wiem – powiedział cicho Suigetsu, uwalniając
jej włosy spomiędzy jego palców. – ale naprawdę nie masz dużo do powiedzenia w
tej sprawie.
- Co…
Drzwi ponownie się otworzyły, a
Suigetsu odsunął się, ukazując Sakurze sylwetkę wysokiego mężczyzny, którego
jedynym widocznym aspektem na twarzy był wirujący, czerwony Sharingan.
- Sasuke-kun – mruknęła Sakura, zanim
ponownie pochłonęła ją ciemność.
Upadła niczym worek ziemniaków, a
Suigetsu rzucił się naprzód, aby uchronić jej głowę od uderzenia w kant łóżka.
Znowu.
- Przesadziłeś – powiedział, układając
rozetę na łóżku. Po wykonaniu tej czynności Suigetsu stanął przed samotnym
Uchiha, który obserwował go swoim słynnym, beznamiętnym spojrzeniem.
- Co teraz?
Na początku Sasuke nic nie powiedział a
jego wirujące oczy wędrowały od nieprzytomnej Sakury do zirytowanego Suigetsu. Nie
trzeba było być geniuszem, aby dowiedzieć się, że Hozuki kłamał trzy dni
wcześniej.
- Nie zabrałeś jej tu po to, aby
została naszym medykiem.
- Nie – odparł powoli Suigetsu. –
Zabrałem ją, bo na dłuższą metę oszczędza nam to pewnych kłopotów. Teraz przybiegnie
tu ten twój kolega z drużyny.
- Hn. Po prostu zmuś ją do pracy. Nie
zawsze tu będę.
Odwracając się szybko, kruczowłosy
szesnastolatek wyszedł, zostawiając w pokoju Suigetsu i jedną, nieprzytomną
kunoichi.
Wzdychając głęboko, patrzył, jak ręka
powraca do twarzy Sakura, bawiąc się kosmykiem włosów na jej czole. – Taki samolubny
drań – wymamrotał, zanim również wyszedł.
~0~
- Długo jeszcze? – zapytała wyczerpana Sakura, wycierając
czoło. Upał na pustyni był nie do wytrzymania.
- Około… kolejnej godziny – mruknął Suigetsu, biorąc duży
łyk wody ze swoich zawsze obecnych butelek.
Kiedy Suigetsu wtargnął do jej pokoju – który w
rzeczywistości był jego pokojem, chociaż przekonała się o tym dopiero niedawno –
prawie miesiąc po tym, jak została wzięta jako zakładniczka, pierwsze oznaki
reagowania na cokolwiek pokazała chwytając kunai schowany pod poduszką. Patrzył
na nią przez sekundę, zanim złapał ją za nadgarstek i uciekł z nią jak
najdalej. Sakura obejrzała się za siebie w samą porę, aby zobaczyć demoniczną,
czerwoną chakrę, pożerającą miejsce, w którym była przed chwilą. Oczywiście
kopała, krzyczała, a nawet gryzła Suigetsu, aby zmusić go do zawrócenia tam,
gdzie był Naruto, jednak on po prostu wzmocnił uścisk.
To było dwa miesiące temu. Od tego czasu nieustannie
uciekali zarówno przed Akatsuki, jak i innych wiosek – najbardziej znanymi było
Kiri i Konoha. Dla nikogo z nich nie byłoby dobrze, gdyby ich (poprzednie, w
przypadku Suigetsu) wioski zobaczyły ich razem, a nadszarpnięta reputacja
Sakury ucierpiałaby jeszcze bardziej. Jednak przy tempie, w jakim uciekali,
byłoby cudem, gdyby w ogóle wpuszczono ją z powrotem do wioski.
Dlatego właśnie przechodzili przez pustynię Suny; Suigetsu w
jakiś sposób zdołał skontaktować się z Naruto i powiedział, że przyprowadzi z
powrotem pewnego medyka. Kiedy Sakura zapytała dlaczego to robi, stanowczo
odpowiedział, że istnieją rzeczy, które musi zrobić – rzeczy, które nie mają z
nią nic wspólnego.
Była przyzwyczajona do traktowania jej jak ciężaru; należało
się tego spodziewać w przypadku potężnych kolegów z drużyny, takich jak
Kakashi, Sai i Naruto. Ale Suigetsu tylko ją drażnił, nigdy protekcjonalnie, i zabolały
ją te słowa, prawie do tego stopnia, że zlekceważyła wszystko, co powiedział o
jej powrocie do domu.
Szli w ciszy, przerywanej czasem jej pytaniami o to, ile
czasu minęło, aż w końcu opuścili pustynię, a ziemia zmieniała się powoli z
jałowego pustkowia w zielone liście, w otoczeniu których dorastała Sakura. W
ciągu kilku godzin w oddali widać było bramy wioski i wtedy Suigetsu się
zatrzymał.
- To jest miejsce, do którego mogę dojść – powiedział stanowczo.
– Powodzenia w czymkolwiek, mała.
Sakura przewróciła oczami; jego osobowość była mieszanką
Sasuke i Naruto, jeśli o tym pomyślała.
- Poczekaj… zanim odejdziesz, mam do ciebie kilka pytań.
Pytań, na które musisz odpowiedzieć. Dlaczego mnie uratowałeś? Po co
zadawać sobie trud porwania mnie, a potem uciekania przez dwa miesiące, skoro i
tak pozwoliłeś mi wrócić?
Powiedział pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy.
- Ponieważ jestem samolubnym draniem.
Sakura spojrzałą na niego. To były te same słowa, które
powiedziała do niego kilka tygodni temu.
- Jesteś – zgodziła się. – Jednak nie jest to prawdziwy powód.
- Wiesz, że nie powiem ci prawdziwego powodu, bo jestem samolubnym
draniem.
Nie mógł być bardziej niejasny, prawda? Poczuła
znajomy smutek skradający się do żołądka. Czuła się tak, jak kilka miesięcy
temu, kiedy obserwowała, jak Naruto walczył z Akatsuki. Czuła się tak, jak wtedy,
gdy Sasuke odszedł. Więc dlaczego czuła to również teraz, gdy Suigetsu ją
zostawia?
- Nadal cię nienawidzę, wiesz o tym?
- Wiem – powiedział, wyglądając na rozbawionego.
No cóż, nietypowa parka i
one shot, który od dłuższego czasu leżał sobie gdzieś w odmętach naszych wersji
roboczych XD Nie mam pojęcia, co teraz będę tłumaczyła, ponieważ czeka mnie niezaplanowany
wyjazd i nie będę miała dostępu do internetu *zaczyna płakać, bo nie będzie miała
kontaktu z dziewczynami*.
No Elo to ja.
OdpowiedzUsuńDaje znak, że przeczytałam i podbijam statystyki :D
W sumie totalnie nie rozumiem zachowania Suigetsu ale jego relacja z Sakurą jest doprawdy intrygująca.
Dzięki, że dałaś znać haha
UsuńWtf głupi ten Suigetsu. No dureń.
OdpowiedzUsuńNo nie wiem jak opisać to inaczej.
Bez sensu. Po co na nią patrzeć, potem ją bez sensu porywac, potem przetrzymywać na końcu ratować i uciekać. Dupa.
Nie wierzę, że Sakura nie dalaby mu rady.
Kurde
po za tym
Czekałam na romans.
A tu tylko bezsens!
Matko.
Gdzie te pocałunki, gdzie te latające staniki (moja autokorekta mowi: dywaniki).
Tłumaczenie eleganckie, proszę Państwa! :) lepsze niż w oryginalne zapewne 🔥🔥🔥
Emmm no cóż, ciężko mi wyjaśnić, o co im właściwie chodziło. Myślę, że był to rodzaj pewnej fascynacji, jednocześnie robienie na złość Sasuke? Tak przynajmniej ja to odebrałam.
UsuńOMG TEMI NO NIE CHWAL TAK BO SIĘ ZARUMIENIĘ