niedziela, 20 września 2020

Bez umiaru [SuiSaku]

 Po raz pierwszy zauważa ją na zatłoczonym rynku. Kto by nie zauważył? Różowe włosy nie były często spotykane.


OPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE, JEST TO JEGO TŁUMACZENIE

Autor: megrim
Tytuł oryginału: Intemperate

Link do oryginału: [LINK]

 

~0~

         Po raz pierwszy zauważa ją na zatłoczonym rynku. Kto by nie zauważył? Różowe włosy nie były często spotykane. W tamtym czasie nie wiedział, kim ona jest – powiedziano mu, aby poszukał informacji na temat Akatsuki, nie guzdrał się i nie oglądał różowych głów – więc nie powiedział o tym Sasuke. Nie widział w tym żadnego sensu, więc to małe, nic nie znaczące spotkanie z nią zostało zapisane w głębi umysłu. Dopiero w chwili, gdy uciekali przed ninja z Konohy, zdał sobie sprawę, że koleżanka z byłej drużyny Sasuke ma różowe włosy. Nadal nic mu nie powiedział. Wiedzieli już, że Konoha wisi im na ogonie, więc nadal nie miałoby to sensu.

        Od tamtego czasu nie widział różowowłosego medyka. Był zajęty innymi sprawami – Sasuke zabił Itachiego; Hebi została Taką, dołączyła do Akatsuki i tak dalej. Kiedy Hachibi został pomyślnie schwytany – nadal przeklinał tego mężczyznę za to, że był tak cholernie trudny do złapania – Taka przez jakiś czas była w zawieszeniu. Pain i inne jego ciała przygotowywały się do schwytania Kyuubiego, a Sasuke trenował, aby mu w tym pomóc. Tak więc on, wraz z Juugo – Karin prześladowała w tym czasie Sasuke – opuścili kryjówkę na dosyć długi czas. Podczas jednej z wędrówek bez Juugo, znów ją zobaczył.

       Tym razem Konan pozwoliła mu powędrować za granice Ame. Minęło kilka tygodni od ostatniego spotkania z różowowłosą kunoichi i był bardziej niż zaskoczony, kiedy ją zauważył – o dziwo – samą – w przygranicznym miasteczku, które znajdowało się niewiele ponad milę od granicy z Ame. A ponieważ Konoha wiedziała już, gdzie znajduje się baza Akatsuki, rzadko kiedy jakikolwiek ninja był sam tak blisko granicy.

       Wiedział, że to ona już po jednym spojrzeniu; różowe włosy wciąż ją zdradzały. Gdyby miał zaryzykować, wysunąłby przypuszczenie, że ostatnio dużo płakała – jej czerwone oczy nie były czymś, czego nie dało się zauważyć. Obserwował, jak zatrzymała się na gałęzi drzewa, zakrywając usta dłonią i opierając się o pień. Drugie spojrzenie wychwyciło drżenie jej ramion, dzięki czemu mógł ponownie przypuszczać, iż płakała. Kiedy minęło pół godziny, wstał ze swojej przykucniętej pozycji na drzewie znajdującego się dwadzieścia stóp od niej – to był cud, że go nie zauważyła, nawet w tak emocjonalnym stanie – i odszedł. Konan dała mu jasno do zrozumienia, że ma wrócić przed zachodem słońca i wiedział, że lepiej nie ignorować jej rozkazów, nawet jeśli był już za stary na dobranocki.

         Kiedy wrócił do bazy zaledwie godzinę przed zmierzchem, Sasuke już na niego czekał. Zesztywniał nieświadomie; chociaż emocje Uchihy zmieściłyby się w filiżance na herbatę, powiedziano mu o jego byłych kolegach z drużyny, jednak jego uczucia do nich nie zostały ujawnione, poza jego pragnieniem zabicia Jinchuuriki Kyuubiego.

         - Zajęło ci to dużo czasu – zauważył Sasuke. Oparł się pokusie przewrócenia oczami. – To prawie tak, jakbyś… rozważał ucieczkę.

        - Czyżby? – zapytał, nie odważając się na spojrzenie w oczy posiadacza Sharingana. Nie chodziło o to, że się bał, raczej o to, że wszystko co robił podczas swojej podróży zostanie odkryte przez jedno proste spojrzenie.

         Nastąpiła chwila ciszy między dwoma nastolatkami, podczas której Sasuke obserwował byłego ninja Mgły. Wiedział, że szansa na to, że Suigetsu rzeczywiście odejdzie jest nikła, ponieważ tutaj miał mnóstwo okazji na to, aby rzucić wyzwanie Kisame. Nawet jeśli nie miał wielkich szans na wygraną, zawsze lepiej upewnić się niż później żałować. Posiadanie cudownego dziecka w sztuce zabijania i stracenie go byłoby… kłopotliwe, gdyby miał użyć słów Nary.

         - Bądź w gotowości. Inwazja nastąpi za trzy dni – ostrzegł Sasuke.

         Kiedy wyszedł, Suigetsu odetchnął. Zanim został uwolniony z więzienia, słyszał o łotrze Uchiha pod opieką Orochimaru. Najwyraźniej miał został kolejnym „pojemnikiem” na wężowego Sannina. To, że był w stanie go ujarzmić – nawet, jeśli był słabszy niż zwykle – oznaczało, że miał ogromną moc. I chociaż przechwałki Suigetsu nie były tylko kłamstwami, walka między nim a Sasuke skończyłaby się dla Uchihy wyraźną wygraną. Jasne, mógłby dać użytkownikowi Sharingana dobrą walkę, jednak z przeklętą pieczęcią… nie byłoby wielkiej nadziei.  

         Przynajmniej niczego się nie domyślił, pomyślał, lekko pocieszony tym drobnym faktem, jednak te myśli szybko zostały stłumione. Walka miała zacząć się za trzy dni… Suigetsu wiedział, że jest na nią więcej niż gotowy, jednak martwił się o osobę, która niespodziewanie wtargnęła w jego myśli.

         Haruno Sakura. W końcu, po wielu subtelnych naciskach, dowiedział się, jak nazywa się koleżanka z byłej drużyny Sasuke. Nie przejmował się nią, ale zaintrygowały go jej ostatnie działania. Raz była tą zdeterminowaną, małą kunoichi, która jako swoją misję wyznaczyła sobie odnalezienie utraconej miłości – à propos, czy wszystkie dziewczyny, których kolor włosów waha się od różowego do czerwonego, były na tyle obłąkane, że zauroczyły się Sasuke? – a kolejnym razem była małą piętnastolatką, która szlochała w pobliżu granicy Ame, która była prawie trzy godziny od Konohy. W jego mniemaniu była najdziwniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał – i dotyczyło to także Karin.

         Chciał się o niej dowiedzieć czegoś więcej. To było takie proste; chciał dowiedzieć się wszystkiego – dlaczego była tak zakochana w Sasuke, dlaczego płakała, a nawet jaki był jej ulubiony kolor! Najgorsze było to, że nie wiedział nawet, dlaczego chce to wiedzieć. Och, wiedział, czym jest pożądanie – doświadczył tego na własnej skórze w zacienionym barze – zadrżał na samą myśl o tym – ale co poza tym? Co mogło sprawić, że poczuł się tak zaciekawiony tym małym, różowym stworzeniem?

         Uniósł jedną rękę, aby ze znużeniem przetrzeć oczy. Zdecydował, że na razie odpuści sobie szukania odpowiedzi na to pytanie i poszedł do swojego pokoju.

~0~

         Unosząc jedną rękę, by otrzeć nadmiar łez, Sakura zaczęła wracać do Konohy najszybciej, jak umiała. Chciała po prostu uciec od tego wszystkiego – ponownego odejścia Naruto, śmierci Jiraiyi, smutku Tsunade – a to miejsce wydawało się idealnym pomysłem. Kiedy zdała egzamin na chuunina, natknęła się na ten mały lasek niedaleko granicy z Ame i zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Był na tyle odosobniony, że ludziom trudno byłoby ją dostrzec – gdyby jej różowe włosy jej jak zwykle nie zdradzały – ale było też na tyle duże, że nie czuła się jak w klatce. Jej zdaniem było idealne.

         Jednak jego natura nie wystarczyła, aby zatrzymać tamę, która w niej pękła. W ciągu kilku chwil wszystkie zapory zniknęły, nawet gdy Sakura starała się jak mogła, by je zatrzymać. Jej powód do płaczu był dość prosty. Kiedy Naruto po raz pierwszy odszedł, była całkowicie skupiona na treningu, który miał pomóc w odnalezieniu Sasuke. Jednak tym razem… odszedł, aby przygotować się do bitwy, o której wiedziała, że nie wygra. Zdawała sobie sprawę z jego siły, jednak Pain… Pain zabił Jiraiyę. Naruto nie był aż tak silny, nie w walce długodystansowej. I właśnie dlatego płakała. Płakała, ponieważ jej przyjaciel wkrótce umrze, podobnie jak większość Konohy, gdy Akatsuki albo osiągnie swój cel, albo zapuka do drzwi Konohy. Tak czy inaczej ludzie umrą, a najbardziej znani to ludzie, których znała.

         Jednak… to, co sprawiło, że nagle zesztywniała i wróciła do Konohy nie miała z tym nic wspólnego. A przynajmniej nie bezpośrednio.

         Sakura była kunoichi. Była w tym dobra. Wiedziała, kiedy jest obserwowana i tylko z powodu emocjonalnego wybuchy nie zauważyła czyjejś obecności siedem metrów od niej. Jednak najbardziej zszokowało ją to, że zauważyła go wtedy, gdy odszedł. Jeszcze bardziej zaskakujący był powód, dla którego go nie zaatakowała. Był przecież kolegą Sasuke. Widziała go tylko raz i to bardzo krótko, a miecz na jego plecach nie był miłą niespodzianką.

         Rzuciła się więc do ucieczki, prawie jak przestraszony królik. Zabuza w końcu udowodnił, że jest dobrym człowiekiem – w pewnym sensie – więc nie bała się jego, ale jego miecza. Tego potężnego miecza do rąbania głowy, który był częstym gościem w jej koszmarach. Ostatni raz widziała go w Krainie Fal i miała nadzieję, że to będzie ostatnie spotkanie. Najwyraźniej tak nie było.

         Westchnęła. Konoha znajdowała się teraz około półtorej godziny stąd i była sama, z wyjątkiem swoich myśli, które w tej chwili wędrowały do dziwnego shinobi dzierżącego miecz Zabuzy. Po raz pierwszy widziała go kilka tygodni temu i nie myślała wtedy, że to tylko gra światła; przed ucieczką był na samym skraju lasu wraz z trzema innymi osobami. Jedyne, co zauważyła, to ten masywny miecz i jasne włosy. Nie znała imienia, kraju pochodzenia ani tego, jak on i pozostała dwójka dołączyli do Sasuke. Nie wiedziała też, dlaczego o nim myśli.

         Myślę…że w końcu zwariowałam. Myślę o facecie, z którym nigdy nie rozmawiałam i który prawdopodobnie chce mnie zabić. Odgarniając zbłąkany kosmyk włosów ze spoconego czoła, westchnęła z ulgą, kiedy pomiędzy liśćmi zaczęła wyłaniać się duża brama wioski. Okej, otrzyma pewnie reprymendę od Tsunade i Kakashiego – jeśli w ogóle zauważył – ale wszystko było lepsze niż kręcenie się wokół Ame.

         I rzeczywiście, cycata blondynka czekała pod bramą z założonymi rękami. Sakura ponownie westchnęła i zwolniła, by się zatrzymać.

         - Tsunade-sama – powiedziała ze zmęczeniem.

         - Co ty sobie myślałaś, Sakura? – zapytała ostrym tonem jej nauczycielka. – Odejście w takiej chwili było nie tylko głupie, ale też nieodpowiedzialne! Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby jakikolwiek shinobi teraz odszedł, a to dotyczy też ciebie.

         - Hai, Tsunade-sama – powiedziała Sakura, wiedząc, że w tym momencie lepiej zgodzić się ze wszystkim, co powiedziała Godaime.

         Oddychając ostro, blondynka mruknęła – Nie rób tego ponownie. A teraz chodź, czas na kolejny krok w treningu.

         - Hai, Tsunade-sama – powtórzyła, brzmiąc jak stara, zepsuta płyta. Przynajmniej po treningu jej umysł nie będzie mógł swobodnie wędrować w stronę rzeczy, od których powinna trzymać się z dala.

         Następne dwa dni mijały w ten sam sposób; Sakura wstawała, szła do wieży Hokage bądź do szpitala, przechodziła szkolenie, jadła, a potem spała. W całej Konoha shinobi byli wzywani do trenowania, naostrzenia broni lub ewakuacji cywilów. Trzeciego dnia Sakura obudziła się z martwym uczuciem w żołądku. Szybkie spojrzenie na zewnątrz powiedziało jej, że świt nie nadejdzie za kolejne trzy godziny, a jej kolejna sesja treningowa z Tsunade nie odbędzie się za kolejne pięć. Gdyby się pospieszyła, prawdopodobnie mogłaby dotrzeć do swojego miejsca…

         Sakura pospiesznie ubrała się w swój zwykły, czerwony strój, przypięła kaburę na shurikeny i torebki biodrowe, po czym zamknęła drzwi, kiedy wyszła. Po zaczerpnięciu chłodnego, nocnego powietrza ruszyła w głąb lasu, pędząc do swojego małego miejsca w pobliżu granicy z Ame. Wiedziała, że spóźni się na swoją sesję z Tsunade, jednak warto było po prostu zobaczyć to niewielkie, piękne miejsce, zanim zostanie zniszczone przez wojnę – bo tak się wkrótce stanie. To uczucie w żołądku narastało i wiedziała, że wkrótce coś się wydarzy.

         Po dwóch godzinach szybkiego biegu dotarła na swoje miejsce i przez chwilę opierała się o pień drzewa. Zaczynał opanowywać ją strach, a każde ptasie skrzeczenie lub trzaśnięcie gałęzi wywoływało u niej parnoję. Kiedy to się stało, podskoczyła i instynktownie przysunęła dłoń do kabury, odwracając się i szeroko otwierając jadeitowe oczy.

         - Zdenerwowana, prawda?

         Szczerze mówiąc, Suigetsu nie miał pojęcia, dlaczego tu jest, tym bardziej bez pozwolenia, ale szansa na spotkanie małego, różowowłosego medyka była mała. Mimo to i tak się wkopał.

         Ze swojej strony, Sakura miała już w ręce kunai, gdy obserwowała go ze znużeniem. Miecz – miecz Zabuzy – znów był na jego plecach, nie było mowy o pomyłce. Był kolegą z drużyny Sasuke, tym, który obserwował ją niecałe trzy dni wcześniej.

         - Czego chcesz? – zapytała, wciąż mocno trzymając kunai w prawej dłoni.

         - Niczego – odparł swobodnie Suigetsu. – Błąkałem się po prostu, kiedy zauważyłem coś różowego… Wiesz coś o tym?

         Sakura z drżeniem uświadomiła sobie, że on się z nią droczył. – Nie, nie wiem. Możesz to opisać? – zapytała słodko.

         - Och, wyglądało jak ptasie gniazdo, całkiem małe i brzydkie. Jeśli się trochę nad tym zastanowić, było trochę jak ogon wiewiórki.

         Usta Sakury opadły. Ten… podły chłopiec był zaledwie rok starszy! Jak śmiał obrażać jej włosy?! To prawda, że obecnie poza myciem ich i używaniem odżywki nic z nimi nie robiła, ale i tak!

         - Och, naprawdę? Hmmm… cóż, widziałam tylko coś białego, nie różowego.

         To była kiepska zniewaga. Jego włosy były idealnie proste, w przeciwieństwie do niej. Jej czupryna miała charakterystyczny wygląd dla kogoś, kto właśnie wstał z łóżka i oboje o tym wiedzieli.

         - Dobrze – powiedział. Suigetsu znów się jej przyjrzał dla pewności. – Jesteś koleżanką z drużyny Sasuke, prawda? – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.

         - Ten tytuł należy się również tobie – odparła Sakura z nutą goryczy, która nie umknęła uwadze Suigetsu.

         - Więc miałem wtedy rację. Cóż, moja praca jest teraz o wiele łatwiejsza – powiedział, po czym uśmiechnął się do niej, odsłaniając swoje zęby, przypominające zęby rekina. Sakura ledwo zdążyła sapnąć, zanim znalazł się za nią z ręką u podstawy jej szyi. Szybkim ciosem sprawił, że była nieprzytomna, jednak zdążyła jeszcze mruknąć: Drań.

         - Samolubny drań – poprawił, rzucając ją sobie na ramię. Akatsuki miało teraz lekrzała, nawet jeśli prawdopodobnie musiałby zostać pod opieką Shringana Sasuke, zanim się zgodzi.

         A jeśli to nie zadziała, mogę przynajmniej powiedzieć, że Konoha straciła jednego z najlepszych medyków.

~0~

         Kiedy Sakura obudziła się po raz drugi tego samego dnia, chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, dlaczego czuła się tak wściekła.

         O. No tak. Kopia Kisame postanowiła ją znokautować i zabrać Bóg wie, gdzie. Fantastycznie. Obiecała sobie, że kastracja będzie pierwszą rzeczą, jaką zrobi, gdy ponownie go ujrzy. Teraz musiała skupić się na tym, co zrobiłby każdy ninja w obcym miejscu. Obserwacja.

         Pokój, w którym się znajdowała, należał najwyraźniej do bardzo niechlujnej osoby; wszędzie porozrzucane były papiery, podobnie jak ochraniacze na ręce, kilka kunai, shuriken i od czasu do czasu kamienie. Łóżko, na którym leżała, było dość duże jak na jej standardy – jej własne ledwo jej starczało – prawdopodobnie pomieściłoby dwie bądź trzy osoby. Zamiast zwykłych, białych ścian, których się spodziewała, ujrzała ciemne, prawie czarne, bez okien, które dawałyby jej możliwość ucieczki.

         Chwila… widziałam już ten pokój…

         Marszcząc brwi, usiłowała sobie przypomnieć to bardzo mgliste wspomnienie. To nie był drugi raz, kiedy się obudziła… to był trzeci. Po tym, jak została znokautowana, ktoś ją obudził i coś dał. Lek, pomyślała ponuro Sakura. Nie było sposobu, aby dowiedzieć się, jak długo przebywała poza domem, chyba, że ktoś pomocny odwiedzi ją w pokoju z ogromnym zegarem w ramionach.

         Jakby słysząc jej myśli, drzwi się otworzyły.

         Jednak osoba, która weszła do pokoju nie była a) pomocna, b) jej dłużnikiem lub c) nie miała wielkiego zegara. Miał jednak olbrzymi i poplamiony krwią miecz.

         - Nie śpisz – zauważył Suigetsu. – Narkotyk miał utrzymywać cię nieprzytomną przez jakąś godzinę. Tak przy okazji, nie możesz się ruszać – dodał, gdy Sakura próbowała poruszyć nogami. – To znaczy, nie możesz, dopóki nie zwolnię jutsu.

         Sakura zdecydowała się na niego spojrzeć. – Nienawidzę cię.

         - Słyszałem to już – Suigetsu oparł swój miecz o ścianę i zrzucił swój płaszcz Akatsuki na podłogę – Sakura miała straszne poczucie, że był on nasączony krwią.

         Sakura przełknęła głośno ślinę i odważyła się zapytać – C-co ty zrobiłeś?

         Suigetsu uśmiechnął się zuchwale. – Aww, Sakura-chan, martwisz się o mnie?

         Spojrzała na niego ponownie, choć tym razem w jej oczach brakowało wcześniejszej złośliwości. Teraz po prostu się martwiła.

         - Czy – czy zaatakowałeś Konohę?

         Musiał pochwalić jej umiejętność dedukcji, chociaż pierwsze spojrzenie na krew powinno to wszystko zdradzić. Mimo to Suigetsu wiedział, że to delikatna część jego misji. Według Sasuke była typem genjutsu, więc nadmierne używanie Sharingana tylko przyzwyczaiłoby ją do tego i teoretycznie byłaby w stanie całkowicie się od niego oderwać. Innymi słowy, musiał zdobyć jej zaufanie, jeśli miałaby się przydać Akatsuki.

         - Technicznie? Poszliśmy do Konohy, zaatakowaliśmy kilku nieudaczników, którzy stanęli nam na drodze i dowiedzieliśmy się, że Kyu…że twojego przyjaciela tam nie ma.

         - Czy kogoś zabiłeś?

         Suigetsu uznał, że to było wystarczająco niewinne pytanie, jednak odpowiedź – która powinna być tak oczywista, zważając na jego płaszcz – nie byłaby taka niewinna.

         - Hmmm… cóż, polało się wiele krwi – odpowiedział niejasno. – Nie martw się jednak; twój Hokage żyje i wciąż chodzi, chociaż sama wioska jest dosyć zniszczona.

         To było coś, w czym miał ogromny udział. Bardzo duże miecze mogą stworzyć bardzo duże szkody, jeżeli są stosowane prawidłowo.

         Sakura odetchnęła z ulgą. Skoro Tsunade żyje, nie było tak źle. Teraz musiała przejść do kolejnej sprawy…

         - Dlaczego mnie porwałeś?

         - Czy to nie jest oczywiste? – zapytał i podszedł do niej, chwytając kosmyk rozetowych włosów między blade palce. – Jesteś medykiem, jednym z najlepszych. Ze wszystkich członków Akatsuki, żaden nie ma wykształcenia medycznego poza podstawami. Poza tym – uśmiechnął się, widząc szok malujący się na jej twarzy. – Byłaś na tyle głupia, że przybyłaś do granicy Ame zupełnie sama. Musiałbym być idiotą, żeby nie spróbować.

         - Wcześniej tego nie zrobiłeś – wymamrotała Sakura, desperacko pragnąc odzyskania kontroli nad jej ciałem. Ten drań zdecydowanie zasługiwał na przebicie nim kilku ścian za dotykanie jej w ten sposób.

         - Ach, zauważyłaś mnie? Najwyraźniej nie jesteś aż tak głupia – Suigetsu wzruszył ramionami. – Wcześniej nie byłem pewien, czy miałaś towarzysza czy nie.

         On kłamie.

         - Odkąd tam wróciłaś, pomyślałem, że jesteś naprawdę głupia.

         Gorąc uderzył w jej twarz. Nie była głupia! Rywalizowała z Shikamaru, a ten leniwy dupek miał IQ powyżej 200! Ten facet zaś miał prawdopodobnie IQ złotej rybki, a jego pamięć sięga trzech sekund! Próbując zapanować nad swoim gniewem, co kosztowało ją mnóstwo wysiłku – a lata spędzone na przebywaniu w towarzystwie Naruto w tym nie pomagały – Sakura się skrzywiła.

         - Zdajesz sobie sprawę, że nie uleczę nikogo z was, prawda? W tym… w tym Sasuke-kun.

         - Wiem – powiedział cicho Suigetsu, uwalniając jej włosy spomiędzy jego palców. – ale naprawdę nie masz dużo do powiedzenia w tej sprawie.

         - Co…

         Drzwi ponownie się otworzyły, a Suigetsu odsunął się, ukazując Sakurze sylwetkę wysokiego mężczyzny, którego jedynym widocznym aspektem na twarzy był wirujący, czerwony Sharingan.

         - Sasuke-kun – mruknęła Sakura, zanim ponownie pochłonęła ją ciemność.

         Upadła niczym worek ziemniaków, a Suigetsu rzucił się naprzód, aby uchronić jej głowę od uderzenia w kant łóżka. Znowu.

         - Przesadziłeś – powiedział, układając rozetę na łóżku. Po wykonaniu tej czynności Suigetsu stanął przed samotnym Uchiha, który obserwował go swoim słynnym, beznamiętnym spojrzeniem.

         - Co teraz?

         Na początku Sasuke nic nie powiedział a jego wirujące oczy wędrowały od nieprzytomnej Sakury do zirytowanego Suigetsu. Nie trzeba było być geniuszem, aby dowiedzieć się, że Hozuki kłamał trzy dni wcześniej.

         - Nie zabrałeś jej tu po to, aby została naszym medykiem.

         - Nie – odparł powoli Suigetsu. – Zabrałem ją, bo na dłuższą metę oszczędza nam to pewnych kłopotów. Teraz przybiegnie tu ten twój kolega z drużyny.

         - Hn. Po prostu zmuś ją do pracy. Nie zawsze tu będę.

         Odwracając się szybko, kruczowłosy szesnastolatek wyszedł, zostawiając w pokoju Suigetsu i jedną, nieprzytomną kunoichi.

         Wzdychając głęboko, patrzył, jak ręka powraca do twarzy Sakura, bawiąc się kosmykiem włosów na jej czole. – Taki samolubny drań – wymamrotał, zanim również wyszedł.

~0~

         - Długo jeszcze? – zapytała wyczerpana Sakura, wycierając czoło. Upał na pustyni był nie do wytrzymania.

         - Około… kolejnej godziny – mruknął Suigetsu, biorąc duży łyk wody ze swoich zawsze obecnych butelek.

         Kiedy Suigetsu wtargnął do jej pokoju – który w rzeczywistości był jego pokojem, chociaż przekonała się o tym dopiero niedawno – prawie miesiąc po tym, jak została wzięta jako zakładniczka, pierwsze oznaki reagowania na cokolwiek pokazała chwytając kunai schowany pod poduszką. Patrzył na nią przez sekundę, zanim złapał ją za nadgarstek i uciekł z nią jak najdalej. Sakura obejrzała się za siebie w samą porę, aby zobaczyć demoniczną, czerwoną chakrę, pożerającą miejsce, w którym była przed chwilą. Oczywiście kopała, krzyczała, a nawet gryzła Suigetsu, aby zmusić go do zawrócenia tam, gdzie był Naruto, jednak on po prostu wzmocnił uścisk.

         To było dwa miesiące temu. Od tego czasu nieustannie uciekali zarówno przed Akatsuki, jak i innych wiosek – najbardziej znanymi było Kiri i Konoha. Dla nikogo z nich nie byłoby dobrze, gdyby ich (poprzednie, w przypadku Suigetsu) wioski zobaczyły ich razem, a nadszarpnięta reputacja Sakury ucierpiałaby jeszcze bardziej. Jednak przy tempie, w jakim uciekali, byłoby cudem, gdyby w ogóle wpuszczono ją z powrotem do wioski.

         Dlatego właśnie przechodzili przez pustynię Suny; Suigetsu w jakiś sposób zdołał skontaktować się z Naruto i powiedział, że przyprowadzi z powrotem pewnego medyka. Kiedy Sakura zapytała dlaczego to robi, stanowczo odpowiedział, że istnieją rzeczy, które musi zrobić – rzeczy, które nie mają z nią nic wspólnego.

         Była przyzwyczajona do traktowania jej jak ciężaru; należało się tego spodziewać w przypadku potężnych kolegów z drużyny, takich jak Kakashi, Sai i Naruto. Ale Suigetsu tylko ją drażnił, nigdy protekcjonalnie, i zabolały ją te słowa, prawie do tego stopnia, że zlekceważyła wszystko, co powiedział o jej powrocie do domu.

         Szli w ciszy, przerywanej czasem jej pytaniami o to, ile czasu minęło, aż w końcu opuścili pustynię, a ziemia zmieniała się powoli z jałowego pustkowia w zielone liście, w otoczeniu których dorastała Sakura. W ciągu kilku godzin w oddali widać było bramy wioski i wtedy Suigetsu się zatrzymał.

         - To jest miejsce, do którego mogę dojść – powiedział stanowczo. – Powodzenia w czymkolwiek, mała.

         Sakura przewróciła oczami; jego osobowość była mieszanką Sasuke i Naruto, jeśli o tym pomyślała.

         - Poczekaj… zanim odejdziesz, mam do ciebie kilka pytań. Pytań, na które musisz odpowiedzieć. Dlaczego mnie uratowałeś? Po co zadawać sobie trud porwania mnie, a potem uciekania przez dwa miesiące, skoro i tak pozwoliłeś mi wrócić?

         Powiedział pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy.

         - Ponieważ jestem samolubnym draniem.

         Sakura spojrzałą na niego. To były te same słowa, które powiedziała do niego kilka tygodni temu.

         - Jesteś – zgodziła się. – Jednak nie jest to prawdziwy powód.

         - Wiesz, że nie powiem ci prawdziwego powodu, bo jestem samolubnym draniem.

         Nie mógł być bardziej niejasny, prawda? Poczuła znajomy smutek skradający się do żołądka. Czuła się tak, jak kilka miesięcy temu, kiedy obserwowała, jak Naruto walczył z Akatsuki. Czuła się tak, jak wtedy, gdy Sasuke odszedł. Więc dlaczego czuła to również teraz, gdy Suigetsu ją zostawia?

         - Nadal cię nienawidzę, wiesz o tym?

         - Wiem – powiedział, wyglądając na rozbawionego.


No cóż, nietypowa parka i one shot, który od dłuższego czasu leżał sobie gdzieś w odmętach naszych wersji roboczych XD Nie mam pojęcia, co teraz będę tłumaczyła, ponieważ czeka mnie niezaplanowany wyjazd i nie będę miała dostępu do internetu *zaczyna płakać, bo nie będzie miała kontaktu z dziewczynami*. 

4 komentarze:

  1. No Elo to ja.
    Daje znak, że przeczytałam i podbijam statystyki :D

    W sumie totalnie nie rozumiem zachowania Suigetsu ale jego relacja z Sakurą jest doprawdy intrygująca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wtf głupi ten Suigetsu. No dureń.
    No nie wiem jak opisać to inaczej.
    Bez sensu. Po co na nią patrzeć, potem ją bez sensu porywac, potem przetrzymywać na końcu ratować i uciekać. Dupa.
    Nie wierzę, że Sakura nie dalaby mu rady.
    Kurde
    po za tym
    Czekałam na romans.
    A tu tylko bezsens!
    Matko.
    Gdzie te pocałunki, gdzie te latające staniki (moja autokorekta mowi: dywaniki).
    Tłumaczenie eleganckie, proszę Państwa! :) lepsze niż w oryginalne zapewne 🔥🔥🔥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emmm no cóż, ciężko mi wyjaśnić, o co im właściwie chodziło. Myślę, że był to rodzaj pewnej fascynacji, jednocześnie robienie na złość Sasuke? Tak przynajmniej ja to odebrałam.
      OMG TEMI NO NIE CHWAL TAK BO SIĘ ZARUMIENIĘ

      Usuń