W oddali rozległ się grzmot, a dziewczyna podniosła głowę, by spojrzeć w niebo. Kisame był zaskoczony tym, jak jasne były jej oczy, nawet z tej odległości. Były takie zielone, ale nie jak las za nią. Bardziej jak szkło morskie. Jak syrena, pomyślał.
OPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE, JEST TO TYLKO TŁUMACZENIE ISTNIEJĄCEGO FANFICTION
Autor: darth-healer
Tytuł oryginału: The Siren
Link do oryginału: LINK
Opis autora: Ludzką naturą jest ochraniać rzeczy, które są piękne. Właśnie dlatego Kisame wciągnął kwiaty do środka, gdy zaczęło padać. Właśnie dlatego zrobił wiele rzeczy, których nie powinien.
Kisame zauważył kunoichi poprzez rzekę. Nie było to trudne z jej
jasnoróżowymi włosami i rażąco widocznym podpisem chakry. Biedna
nędznica nawet nie zadała sobie trudu, aby to ukryć.
Była po kolana w wodzie, ślizgała się po jej powierzchni, aby
zebrać glony w małej, siatkowej torbie. Kisame obserwował ją
przez chwilę, ciekawy jej starań w zebraniu roślin. Naprawdę nie
powinna być teraz tak blisko granicy Deszczu, nawet jeśli nadal
była po stronie Konohy. Gdyby tylko znała niebezpieczeństwo, które
czaiło się po drugiej stronie brzegu rzeki, dawno by jej tu nie
było.
Niemal jej współczuł. Z zachodu zbliżała się burza - mógł ją
wyczuć. Nigdy nie wróci na czas do swojej wioski, a wszelkie glony,
które udało jej się zebrać, zostaną zrujnowane.
W oddali rozległ się grzmot, a dziewczyna podniosła głowę, by
spojrzeć w niebo. Kisame był zaskoczony tym, jak jasne były jej
oczy, nawet z tej odległości. Były takie zielone, ale nie jak las
za nią. Bardziej jak szkło morskie. Jak syrena, pomyślał.
Błyskawica uderzyła gdzieś bliżej, niebo rozbłysło oślepiającym
światłem, a potem błyskawicznie zabrzmiał grzmot tak głośny, że
zęby Kisame zagrzechotały. Zobaczył, jak dziewczyna wzdryga się i
wykrzywił usta z rozbawieniem.
Oczywiście, ninja z Konohy bałaby się małego deszczu.
Zaczęło padać, początkowo było to lekkie kropienie, ale nie minęła
minuta, zanim deszcz walił w ziemię grubymi warstwami. Kisame
zawsze był fanem deszczu lub wody w ogóle. Deszcz tworzył krople,
które zsuwały się z jego skóry w przyjemny sposób, ale wyobrażał
sobie, że dla biednej kunoichi był on ostry i zimny.
Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, jego masywna, szara postać
została ukryta przez gęstą mgłę, która unosiła się nad rzeką.
Bezpiecznie spakowała małą torbę z siatki do plecaka, który
trzymała na plecach i wyszła z rzeki, ale teraz by jej to nie
pomogło. Nadciągała burza i nic nie mogła na to poradzić.
Uderzyła kolejna błyskawica, tym razem jeszcze bliżej. W
rzeczywistości uderzyła w pobliskie drzewo, dzieląc je na pół i
powalając bezpośrednio na ścieżkę kunoichi. Wrzasnęła tak
głośno, że odbiło się to echem do niego przez rzekę. Kisame
potrząsnął głową z pogardą.
Prawdziwa kunoichi.
Powinien teraz wracać do Deszczu, do bazy Akatsuki, do swojego
partnera Itachiego. Wyszedł tylko na spacer, aby zatrzymać się przy
rzece, która była najbliższa morzu, choć nie taka sama. Ale coś
w tej dziewczynie go przyciągało. Była jak ofiara - taka słaba,
taka głupia, taka nieświadoma tego, że czaił się tuż za nią.
Kisame nie jadł ludzi, ale zastanawiał się, jak by smakowała,
gdyby zatopił zęby w jej ciele.
Zanim zdążył zdecydować, czy jest w tej sytuacji coś, co chciał
odkryć, wiatry zaczęły rosnąć. Smagały deszczem w powietrzu jak
małymi ostrzami - zimne igły kuły go w twarz. Mała kunoichi
starała się pozostać wyprostowana w ostrym wietrze, a Kisame
poczuł, jak coś ciągnie go za serce, kiedy potknęła się, a jej
kolana zapadły się w błoto.
Najbliższa karczma znajdowała się w odległości kilku mil, a
Konoha jeszcze dalej. Jeżeli nawet nie zdołała wstać, nie będzie
miała szans na znalezienie schronienia.
Przeklinając się za swoją nową miękkość, Kisame rzucił się
przez mgłę i zaczął przepływać przez rzekę. Nieczęsto czuł
litość i z pewnością nie dla wrogiej kunoichi.
Nie zdążyła się podnieść, zanim Kisame do niej dotarł. W
rzeczywistości miała pochyloną głowę, jakby pogodziła się z
faktem, że będzie wyczekiwała końca burzy w wygodzie błotnistej
kałuży, w której się znalazła. Dopiero gdy usłyszała celowy
tupot kroków Kisame, uniosła na niego wzrok.
Jej oczy, tak ładne, zielone i praktycznie świecące w ciemnej
szarości wczesnego wieczora, rzuciły się w jego stronę. Widział,
jak ogarnia ją panika, zanim stwardniały w coś gwałtownego i
gniewnego. Kisame poczuł mrowienie w kręgosłupie - oczekiwał na
bitwę.
Tyle, że tak naprawdę nie szukał walki - a z pewnością nie
takiej, w której miałby pewność wygranej. Podczas burzy i tak
blisko rzeki, nie miała szansy przeciwko niemu. Głupotą z jej
strony byłoby próbować.
Oczy płonęły, kiedy otworzyła usta, by coś powiedzieć. Zdając
sobie sprawę, że nie byłby w stanie usłyszeć jej dobrze w
ulewnym deszczu i przy rwącej rzece, Kisame potrząsnął głową i
wyciągnął do niej rękę, zanim zdążyła coś powiedzieć.
Jej wątpiące spojrzenie uniosło się tuż nad jego ramieniem,
gdzie wiedział, że mogła zobaczyć Samehadę przewieszoną przez
jego plecy. Tak naprawdę był zadowolony jej obawą przed nim.
Przynajmniej rozumiała, że był groźnym przeciwnikiem i że w
rzeczywistości była w niebezpieczeństwie podczas jego obecności.
Ale teraz przyniosło to efekt odwrócony od zamierzonego, a wiedząc,
że przekonywanie jej, że nie zamierza wyrządzić jej krzywdy
(przynajmniej na razie), zajmie zdecydowanie zbyt wiele czasu, Kisame
po prostu pochylił się, złapał ją za talię i uniósł w swoje
ramiona.
Znów wrzasnęła, a dźwięk został stłumiony przez jego pierś.
Kisame przewrócił oczami, przyciskając jej mokre i drżące ciało
do swojego. Była tak niewiarygodnie malutka, że nie miał trudności
z uwierzeniem, że mógł ją porwać silny podmuch wiatru.
Kiedy poczuł jej gromadzącą się chakrę, mocniej ją przytulił.
Próbował sobie przypomnieć, co wiedział o jej umiejętnościach
walki, ale z jakiegoś powodu ta informacja nie zapadła mu w pamięć.
- Nie rób nic głupiego, kunoichi - ostrzegł ją, przybliżając
usta do jej ucha, aby mogła go usłyszeć. - Jesteś daleko od domu.
Jej ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz, chakra się
rozproszyła, gdy rozważyła jego ostrzeżenie. Kisame nie opuścił
jednak swojej straży. To, że zdała sobie sprawę, że nie może z
nim walczyć, nie oznaczało, że nie miała innych sztuczek w
rękawie. Tak naprawdę Kisame pomyślał, że być może był to
błąd i nie powinien zadawać sobie trudu, by ocalić kunoichi, bez
względu na to, jak ładna i różowa była.
Ignorując wszystkie instynkty w swoim ciele, Kisame chwycił ją
nieco mocniej, a potem ruszył w stronę drzew.
Wiedział, że w pobliżu nie ma żadnych jaskiń, domów ani innego
rodzaju budowli, w których mogliby się schronić. Ich jedynym
ratunkiem przez deszczem musiałyby być grube korony drzew nad nimi.
Drzewa były najgrubsze na środku lasu, więc Kisame rzucił się na
najgęstszą, najciemniejszą część lasu, którą znał.
Dziewczyna, jedna wielka kula nerwów w jego ramionach, przytuliła
się do niego raczej intymnie, ku zaskoczeniu Kisame. Czuł ostry
chłód jej zimnego nosa przyciśniętego do jego piersi, jej oddech
był gorący na jego skórze.
Deszcz nadal lał z nieba, choć ściekał wolniej, gdy wchodził
coraz głębiej w las. Minęło dużo czasu, odkąd Kisame przeżył
tak intensywną burzę. Nawet w najgrubszych drzewach deszcz wciąż
spadał na ziemię.
Kiedy doszedł do grubego dębu z masywną koroną liści, która
mogła powstrzymać zalew deszczu, Kisame doskoczył do najgrubszej
gałęzi i opuścił kunoichi na nogi. Natychmiast się odsunęła,
przytulając się do ogromnego pnia drzewa.
- Czego ode mnie chcesz? - zażądała surowo, choć jej głos drżał
z nerwów i lodowatego chłodu w powietrzu.
Kisame podniósł rękę do pnia drzewa i przycisnął dłoń do kory
tuż nad jej ramieniem. Czubki jej wilgotnych włosów łaskotały go
w nadgarstek, ale nie odsunęła się od niego pomimo tego, jak
złowieszczo się do niej zbliżył.
- Co robiłaś przy mojej rzece? - zapytał, nie odrywając wzroku od
jej plecaka, gdzie wiedział, że schowała tę torbę z algami.
- Twojej rzece? - zapytała z niedowierzaniem. - Od kiedy jesteś
właścicielem rzeki?
Rozbawiony jej pyskowaniem, Kisame pochylił się bliżej niej, aby
mógł lepiej przyjrzeć się jej oczom. Naprawdę była ślicznotką
- skóra jak marmur, a oczy jak świecące zielone gwiazdy. Jej
różowe usta rozciągnięte były w zirytowanym wyrazie.
- Od momentu, w którym zabijam każdego, kto podejdzie zbyt blisko -
powiedział niskim i niebezpiecznym głosem. To nie była do końca
prawda. Nie, oczywiście nie był właścicielem rzeki i nie miał
zwyczaju zabijać każdego, kto się do niej zbliżył.
Ale faktem było, że była zbyt blisko. Zbyt blisko bazy Akatsuki,
zbyt blisko, aby przypadkowo utopić się w silnym biegu rzeki.
Wydawała się skulić na jego luźną groźbę, trzesąc się jak
liść, gdy przycisnęła się do pnia drzewa.
- Co z glonami, co? - zapytał, szturchając palcem jej plecak. - Czy
naprawdę warto się tak dla nich narażać?
Jej twarz pobladła i wepchnęła plecak dalej za swoje plecy,
ściskając go między swoim ciałem a pniem drzewa.
- Rośną tylko w tym regionie - odparła obronnie. - Uwierz mi,
wolałabym nie podróżować całej tej drogi do twojej rzeki, żeby
je zdobyć.
- Więc nie powiesz mi, dlaczego tak bardzo ich chciałaś?
- Ugryź mnie - warknęła, a Kisame uśmiechnął się do niej,
pokazując wszystkie rzędy spiczastych zębów, którymi mógłby ją
ugryźć.
- Powiedz mi, gdzie.
Spojrzała na niego gniewnie, ale widział, że teraz jej postawa
została zabarwiona prawdziwym strachem. Oczywiście nie myliła się,
czując go, ale Kisame nie miał zamiaru jej skrzywdzić -
przynajmniej nie teraz. Nie miał do niej żadnych zarzutów, a to,
czego chciała z tymi cholernymi glonami tak naprawdę nie było
jego zmartwieniem.
- Wypuść mnie - zażądała, z odwagą prostując ramiona w jego kierunku.
- Nie jesteś moim więźniem, kunoichi - odpowiedział. - Trzymaj
się z dala od rzeki.
Jej spojrzenie natychmiast stało się podejrzliwe, wędrując po
Kisame w taki sposób, że dreszcz przebiegł mu po plecach. -
Dlaczego miałabym trzymać się z dala od rzeki? - zapytała.
Przyszło mu do głowy, że mógł przypadkiem zdradzić swój
sekret. Nie mógł pozwolić, by się dowiedziała, że baza Akatsuki
była w pobliżu.
- Ponieważ tak powiedziałem - warknął.
Przewróciła oczami, zanim dokończył zdanie. Otworzył usta, by
dać następną odpowiedź, gdy kolejny grzmot wstrząsnął ziemią.
Odbił się echem w lesie, stłumiony jedynie przez ryk deszczu.
Kunoichi cofnęła się bliżej jego boku, spoglądając w górę na
warstwę liściastych gałęzi.
- Naprawdę - zapytał sucho - boisz się małego grzmotu?
Jej wzrok spłynął z liści powyżej na Kisame. Ich oczy się
spotkały. Nie potrafił zinterpretować mocnego ułożenia jej
szczęki. Jej oczy wydawały się wwiercić w jego, nie
nieprzyjemnie, ale w sposób, który z pewnością sprawił, że
Kisame poczuł się trochę zaniepokojony.
- Nigdy wcześniej nie słyszałam takiego głośnego grzmotu -
wyznała.
Absurdalność tego sprawiła, że Kisame ryknął śmiechem. Czy ta
różowowłosa, wystraszona grzmotem dziewczyna, naprawdę mogła być
kunoichi?
- Nie śmiej się ze mnie, ty pierdolony kutasie! - Złapała jego
przedramię, ściskając tak mocno, dopóki się nie przekonał, że
używa jakiegoś jutsu, ponieważ nie było mowy, żeby była tak
silna.
Zaśmiał się ponownie, rozbawiony jej niespodziewanym ogniem.
Kunoichi, czy nie, miała dużo odwagi, by obrazić go prosto w
twarz. Długo uśpione uczucie obudziło się w jelitach Kisame.
Poczuł, jak jego klatka piersiowa lekko się rozluźnia i jego wzrok
złagodniał, gdy ponownie osiadł na dziewczynie.
Aż poczuł ostry ból promieniujący przez całe jego ramię.
Wrzasnął i oderwał od niej rękę, sprawdzając, czy nie doznał
trwałych obrażeń.
- Ty mała suko.
Ponownie rzuciła się na niego, ale tym razem Kisame złapał ją za
rękę.
- Nie nazywaj mnie tak - syknęła.
Zirytowany Kisame zepchnął ją z gałęzi. Usłyszał cichy pomruk,
gdy uderzyła o ziemię i spojrzał na dół, by zobaczyć, że
przynajmniej udało jej się wylądować na nogach.
- Nie nazywaj mnie pierdolonym kutasem - zawołał.
Z ciężkim hukiem wylądował obok niej na wilgotnej trawie. Im
dalej od środka drzewa, tym bardziej deszcz spływał przez liście.
Nie było sposobu, aby uniknąć zamoczenia, ale przynajmniej byli z
dala od jego epicentrum.
Dziewczyna spojrzała na niego ze złością, gdy otrzepał spodnie,
a potem wyprostował plecy, aby mógł pochylić się nad nią
zastraszająco.
- Ufam, że stąd możesz znaleźć drogę do domu, kunoichi -
powiedział jednocześnie zadowolony, jak i niezadowolony, że się
jej pozbędzie. Naprawdę lepiej byłoby, gdyby odsunęła się od
granicy jak najdalej.
Ona również zdawała się myśleć o granicy i rzece. Jej
hipnotyzujące oczy dryfowały w tamtym kierunku, a dolną wargę
przygryzła pomiędzy zębami.
- Zaufaj mi, dziewczyno - rzekł tonem bardziej poważnym. - Te glony
nie są warte twojego życia.
Roześmiała się, a ten szyderczy dźwięk był jakoś uroczy. - To
najmilsza rzecz, jaką ktoś mi dzisiaj powiedział - odparła, a jej
uśmiech był dziwnie zaraźliwy. Kisame poczuł się trochę
oszołomiony, choć mimo to był rozbawiony.
- W porządku, rybi chłopcze. Przypuszczam, że muszę gdzieś
przeczekać burzę, gdzie mogę iść? - zapytała, a jej dłonie
ułożyły się pewnie na biodrach, gdy czekała na odpowiedź.
Kisame poczuł, jak sznur naciąga każdy nerw w jego ciele -
reakcja, której nie był całkiem pewien. Miał ochotę z nią
walczyć, ale chciał także unieść ją ponownie w swoje ramiona i
przycisnąć jej ładną twarz do jego piersi.
- Po pierwsze - powiedział, robiąc krok w jej stronę, aby
zmniejszyć między nimi odległość - nigdy więcej mnie tak nie
nazywaj.
Aby podkreślić swoją groźbę, Kisame pochylił się i obniżył
twarz ku jej twarzy tak, by mógł spojrzeć na nią jednym ze swoich
najsurowszych spojrzeń.
- Po drugie - kontynuował, kiedy wyglądała mniej wyniośle i
bardziej nieśmiało - nie masz szczęścia, mała dziewczynko.
Jesteś około dziesięciu mil od najbliższej gospody.
Jęknęła i dramatycznie otarła czoło. Mokra grzywka przyklejała
się do jej twarzy i zarówno jego, jak i jej ubrania były
przemoczone. Kisame nie mógł powstrzymać litości. On przynajmniej
będzie miał dzisiaj ciepłe i suche łóżko. Nawet gdyby udało
jej się dostać do gospody, niekoniecznie byłaby tam bezpieczna.
Była w sercu terytorium wroga, choć nie zdawała sobie z tego
sprawy.
- Dobrze - powiedziała, kształtując wyraz swojej twarzy w coś
bardziej zdeterminowanego, choć jednocześnie żałosnego. - Wskaż
mi właściwy kierunek.
- Nie możesz mówić poważnie - rzekł Kisame. - W lesie jest w
porządku, ale nie możesz nawet ustać na wietrze. Czy wiesz, jak
straszna będzie ta burza?
- Jak straszna będzie? - wrzasnęła.
Kisame powąchał powietrze, wyczuwając zapach na wietrze, zimny
trzask w powietrzu. Wyczuwał wyjące prądy powietrza, które
groziły wyrwaniem drzew i zerwaniem wszystkiego, co mogłoby stać
na ich drodze.
Spojrzał na maleńką kunoichi.
- Tak, nigdzie się nie wybierasz, mała dziewczynko.
- Nazywam się Sakura - warknęła, ignorując go, gdy jego
spojrzenie przesunęło się między jej oczami a włosami - i co byś
mi zasugerował?
- Radziłbym ci przede wszystkim trzymać się z daleka od rzeki -
powiedział. - Sądzę, że jeśli chcesz więcej rad, które
mogłabyś zastosować w przyszłości, sugeruję pogłębienie
wiedzy o meteorologii, abyś już nigdy nie znalazła się w tej
trudnej sytuacji, Sakura.
Zmrużyła na niego oczy, a on obawiał się, że zaczyna cieszyć
się jej towarzystwem.
- Jak długo potrwa burza, panie meteorologu?
Uśmiechnął się na jej dokuczanie. - Pięć, może sześć godzin.
- Sześć godzin? - zapytała z niedowierzaniem. Jęknęła ponownie,
rozglądając się po gęsto porozrzucanych drzewach. Kisame
przypuszczał, że właśnie teraz zdawała sobie sprawę z tego, w
jak wielkim jest niebezpieczeństwie. Jej oczy szaleńczo rzucały
się po lesie. Czuł, jak jej chakra odpływa i napływa z
narastającej paniki.
Uświadomił sobie, że to musiało być dla niej przerażające.
Była w zasadzie uwięziona w tym lesie, dopóki burza się nie
skończy, a lasy nie były bezpieczne. Wyobraził sobie, że jego
obecność mogła mieć coś wspólnego z jej strachem.
- Ach, nie bój się, mała dziewczynko - powiedział, choć od razu
stało się jasne, że jego ton nie był tak uspokajający, jak
zamierzał. Twarz Sakury pociemniała ze wściekłości, a jej
policzki zakwitły czerwonymi plamami.
- Nie jestem małą dziewczynką - odparła, tupiąc nogą dokładnie
tak, jak zrobiłaby to mała dziewczynka.
Kisame uśmiechnął się szeroko i poklepał ją dłonią po jej
małej, różowej głowie. Sakura nie stawiała oporu, gdy
przyciągnął ją bliżej, tylko zmierzyła wzrost jej i jego.
Prawie pominął wzrost jej paniki - utrzymywała sztywną postawę,
ale zdradziło ją rozprzestrzenianie się gęsiej skórki na
ramionach i szyi. Mógł nawet je wyczuć pod dłonią na czubku jej
głowy.
Niemożliwie maleńka istota sięgała mu zaledwie do pasa.
Delikatnie odepchnął ją na krok, wciąż trzymając dłoń w
miejscu, w którym jej głowa spoczywała oparta o jego pierś.
- Och, jesteś bardzo mała - nie zgodził się z nią uprzejmie. -
To trochę urocze.
Wyraz jej twarzy osłabł, a jej spojrzenie stało się zmieszane,
gdy opadło na jego twarz.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytała ponownie tonem podejrzliwym i
ostrożnym. Implikacja sprawiła, że Kisame się najeżył.
- Chciałem cię uratować - warknął. - Jakim byłbym człowiekiem,
gdybym cię tam zostawił?
- Jesteś z Akatsuki! - wrzasnęła, wskazując oskarżycielsko palcem
w jego klatkę piersiową.
Trzeba było wiele powściągliwości, żeby nie złapać tego palca
i nie złamać go w pół.
- Myślisz więc, że to czyni ze mnie bezdusznego potwora, co?
Zmarkotniała na to pytanie, a jej spojrzenie złagodniało. Kisame
poczuł nagłą potrzebę wyprostowania kręgosłupa, zaniepokojony
nagłą delikatnością, z jaką na niego spojrzała.
- Cóż, z pewnością na takiego wyglądasz - rzekła ostrożnie,
ale jednocześnie dokuczliwie. - Ale przypuszczam, że nie możesz
być taki zły. W końcu mnie uratowałeś. Mówisz, że masz zwyczaj
zabijać większość ludzi, którzy zbliżają się do rzeki, więc
jestem ci winna za to, że mnie oszczędziłeś.
Postanowił zignorować kwestię wyglądania jak potwór. Przywykł
do komentowania jego wyglądu - spływało to po nim tak, jak teraz
robił to deszcz. Tyle że w tej dziewczynie coś było, w jej
kobiecości, różowości, figurze i błyszczących oczach. Nie miał
nic przeciwko, gdy inni myśleli o nim jak o potworze. Tego należało
się spodziewać.
Ale nie chciał, aby Sakura tak o nim myślała.
- A myślałem, że wy, Konoha-nin, macie poczucie zadowolenia z
moralnej wyższości - powiedział zamiast tego, mile zaskoczony jej
pokojowym zakończeniem.
- Jestem pewna, że zrobiłeś wystarczająco dużo zła, że moja
nienawiść do Akatsuki, i wszystkiego, co oni reprezentują, nie
jest całkowicie nieuzasadniona - odparła, a jej przeszywające i
rozgrzewające oczy wierciły dziury w jego oczach. Stłumił
dreszcz, który groził spłynięciem w dół kręgosłupa,
niespokojny tym, jak przenikliwe było jej spojrzenie.
Kisame spojrzał na nią gniewnie, niepewny, jak wyjaśnić, że nie
był złym człowiekiem ani terrorystą. Nie miał wielkich,
nikczemnych planów, którymi zamierzał prześladować ją, albo jej
cenną Konohę. Jego przynależność do Akatsuki wynikała jedynie z
wygody.
I tak, Akatsuki budziło strach, ilekroć zostało wspomniane. Nawet
widok peleryny z charakterystycznymi czerwonymi chmurami często
wywoływał strach i ucieczkę.
Ale ci ludzie nie znali prawdy. Widzieli śmierć i zniszczenie, nie
zdając sobie sprawy z tego, że nie było wielkiej różnicy między
shinobi, którzy ich chronili i tymi, przed którymi uciekali. Itachi
był jedną z najlepszych osób, jakie Kisame znał. Konan i Pain,
choć może trochę nadgorliwi, zdecydowanie nie byli złymi ludźmi.
A jednak była tutaj ta mała kunoichi, niezachwiana w swoich
przeklętych przekonaniach, że on i wszyscy inni cżłonkowie
Akatsuki muszą być potworami.
Ten strach i nienawiść często działały na ich korzyść i nie
mógł zrezygnować z tej taktyki tylko dlatego, że jedna ładna,
mała kunoichi sprawiła, że jego skóra głowy mrowiła, gdy na
niego patrzyła.
Kiedy zdała sobie sprawę, że nie zareaguje na to, co powiedziała,
Sakura westchnęła przygnębiona i zerknęła przez ramię na
wielkie drzewo, przed którym właśnie szukali ochrony.
- Więc chyba tu utknęłam - powiedziała, zsuwając z ramion paski
plecaka. Opuściła go na trawę i zaczęła grzebać w swoich
rzeczach. Wyciągnęła cienką kurtkę i wepchnęła ręce w rękawy,
zapinając ją na zamek, by ochronić się przed pogłębiającym się
chłodem w powietrzu.
Rzuciła Kisame niepewne spojrzenie, zanim przyciągnęła swój
plecak do pnia drzewa i zwinęła nogi pod siebie, by usiąść przy
nim.
Kisame stał nieruchomo, niepewny, co teraz zrobić. Czy byłoby w
porządku ją tutaj zostawić? Jeśli burza się pogorszy, może
powalić więcej drzew lub zrzucić ją z nóg.
- Nie będziesz próbował mnie zabić czy coś, prawda? - zapytała,
kiedy stał już dość długo. Ponownie skupił wzrok, zauważając
leniwy sposób, w jaki osunęła się na drzewo i gwałtowne
dreszcze, które ogarnęły jej ciało.
- Nie dzisiaj, kunoichi - odpowiedział w najprostszy sposób
podsumowania swoich uczuć na temat tej całej sytuacji. Nie mógł
obiecać, że następnym razem, gdy ją zobaczy, nie będzie skłonny
ani zachęcany do zabicia jej.
- Więc będziesz czuwał, kiedy się zdrzemnę?
Kisame patrzył z niedowierzaniem, niepewny, czy dobrze ją usłyszał.
- Chcesz, aby potwór z Akatsuki, taki jak ja, chronił cię podczas
snu?
- Cóż, jeszcze mnie nie skrzywdziłeś i wyobrażam sobie, że już
byś to zrobił, gdybyś chciał - wyjaśniła, a jej oczy lekko
opadły. - I z jakiegoś powodu wciąż tu jesteś, więc równie
dobrze mogę wykorzystać twój pełny potencjał.
Zadrwił z tego i jego oczy zwęziły się na nią, ale nie bez
rozbawienia.
- Pełny potencjał? - powtórzył sucho. - Nie jestem twoim psem
stróżem.
Sakura tylko wzruszyła ramionami.
- W porządku - powiedziała, opierając głowę o korę. - Mam tylko
nadzieję, że nikt nikczemny się nie pojawi.
Inny niż ty, wisiało w powietrzu.
Inny niż ty, wisiało w powietrzu.
Zamknęła oczy i mocno skrzyżowała ręce na piersi - desperacka
próba oszczędzania ciepła. Kisame obserwował przez chwilę
dreszcze, pewny, że to jego wskazówka do odejścia.
Odwrócił się w stronę rzeki i zrobił krok. Ostry wiatr przedarł
się przez las, powodując igły deszczu na skórze Kisame. Ze
współczującym spojrzeniem odwrócił się, by spojrzeć na Sakurę.
Strumień elektryczności przeciął jego ciało, gdy zauważył jej
przenikliwe spojrzenie. Jej malachitowe oczy błagały i kokietowały.
Niezależnie od tego, czy zastosowała technikę jako jedna z
najładniejszych kunoichi, jaką kiedykolwiek widział, czy też była
faktyczną, żałosną nędznicą, Kisame wstydził się, że to
zadziałało.
- Zostań tutaj - powiedział jej. - Zaraz wracam.
- Gdzie idziesz?
Już i tak za dużo wypaplał o miejscu położenia bazy Akatsuki,
więc zamiast jej odpowiedzieć, Kisame bez słowa skoczył na
drzewa.
Kisame łatwo wślizgnął się do bazy Akatsuki. Niekoniecznie był
niezauważony - spojrzenie Itachiego podążało za nim z
ciekawością, gdy szybko schował się w swoim pokoju i wyszedł z
przepełnioną paczką.
Nic nie powiedział, choć na jego twarzy pojawił się błysk
podejrzliwości, a oczy wirowały, gdy połączyły się z jego
twarzą. Kisame nie przedstawił żadnego wyjaśnienia. Tak to między
nimi działało. Zniknął więc w burzy.
Naciągając mocno płaszcz na ramiona i kapelusz z szerokim rondem
niżej na twarz, szybko wrócił do lasu. Deszcz lał teraz jeszcze
mocniej, tocząc się w grubych warstwach, które przemoczyły
wszystko na jego drodze. To zachwyciło Kisame, ogromna siła wiatrów
i ulewnych deszczy. Zanurzyła ziemię w chłodnych szarościach,
błękitach i zieleni. Pomimo grzmotów i błyskawic w burzy było
coś uspokajającego.
Niestety nie wyglądało na to, aby Sakura podzielała jego opinię.
Zanim do niej dotarł, wydawało się, że porzuciła wszelką
nadzieję. Była zwinięta w pozycji embrionalnej, leżąc na boku, z
plecami przyciśniętymi do pnia drzewa, jakby mogło ją to ogrzać.
Oczy miała zamknięte i ściskała je tak mocno, że Kisame był
pewien, że sprawi jej to ból głowy.
Nie poruszyła się, nawet kiedy się zbliżył i kucnął przed nią.
Jej twarz była surowa i zaczerwieniona od wiatru, włosy i ubrania
miała całkowicie przemoczone. Zadrżała w niekontrolowany sposób,
a Kisame był zadowolony, że znalazł w sobie współczucie, by do
niej wrócić. Z pewnością nie przetrwałaby nocy w tym miejscu.
- Żałosne - powiedział, kręcąc głową. - Gdyby nie twoja
reputacja, nigdy bym nie uwierzył, że jesteś kunoichi.
- Jestem cholernie dobrą kunoichi - odparła, nie otwierając oczu,
by na niego spojrzeć - ale jestem wystarczająco inteligentna, by
wiedzieć, kiedy ktoś jest silniejszy ode mnie i kiedy
prawdopodobnie jestem przewyższona liczebnie, ponieważ zakładam,
że po drugiej stronie rzeki ukryta jest baza Akatsuki.
Zamrugał, zaciskając pięści, a po chwili je rozluźnił i upuścił
ciężki plecak na trawę. Miał nadzieję, że nie będzie musiał
jej zabijać.
- Tak myślisz - powiedział - a tak naprawdę jest to jeszcze
bardziej niebezpieczne.
- Co jest bardziej niebezpieczne niż Akatsuki? - zapytała, w końcu
otwierając oczy, by na niego spojrzeć.
Uśmiechnął się z dumą, rozpinając płaszcz Akatsuki i zsuwając
go z szerokich ramion. Zakrył nim drżące ciało Sakury,
rozbawiony, gdy skrzywiła się i odsunęła, odepchnięta symboliką
płaszcza. Jej zmiana nie zajęła dużo czasu. Przyciągnęła
płaszcz bliżej, próbując pochłonąć całe ciepło, które
pozostawił Kisame.
- Deszcz to obskurne miejsce, Sakura - odpowiedział. - To nie jest
miejsce dla takiej dziewczyny, jak ty.
Musiało jej być trudno znaleźć sposób, by zaprzeczyć, że miał
całkowitą rację. Pod okryciem jego zabłoconego płaszcza wyglądała
jak jeden wielki, drżący i mokry bałagan. Ze zirytowanym i
zrezygnowanym westchnięciem odgarnęła z twarzy wilgotne włosy i
spojrzała na niego surowo.
- Dlaczego wróciłeś? - zażądała.
Kisame zakołysał się na piętach i sięgnął po swój plecak.
Rozpiął go i wyciągnął szkielet namiotu jednoosobowego, posłanie
i wodoodporną plandekę. - Myślałem, że ci się to przyda.
Sakura gapiła się na niego, co zignorował, gdy znalazł
odpowiednie miejsce pod drzewem, gdzie deszcz nie lał tak mocno i
zaczął kłaść brezent. Był pewny, że nie był w stanie
wytłumaczyć jej, dlaczego poszedł dla niej po te rzeczy lub
dlaczego teraz pomagał jej rozstawić namiot.
Nie zaoferowała mu pomocy, ale zrobił to wystarczająco wiele razy,
by móc szybko rozstawić namiot. W ciągu kilku minut namiot był
gotowy, posłanie rozłożone i gotowe do zwinięcia w środku.
Z usatyfakcjonowanym chrząknięciem Kisame poderwał się na nogi i
wyciągnął rękę do maleńkiej kunoichi. Jej wzrok wahał się
między nim a namiotem, jej oczy były zaciekawione i podejrzliwe. Z
wahaniem włożyła rękę w jego. Kisame starał się nie myśleć o
tym, jak nieprawdopodobnie miękka była jej skóra, gdy podnosił ją
na nogi.
- To powinno przynajmniej zapewnić ci suchość podczas burzy -
powiedział, wskazując swoje dzieło. - Po prostu zostaw je tutaj, a
wrócę po nie rano.
Zamrugała, a jej długie, różowe rzęsy lśniły drobnymi kroplami
wody. Zrobiło się już dość ciemno, gdy zbliżał się późny
wieczór. Burza zakryła światło, które mógł dać księżyc,
ale oczy Sakury jarzyły się eteryczną esencją, która sprawiła,
że skóra Kisame mrowiła po całym ciele.
- Czy będę tu bezpieczna? - zapytała go.
- Jesteś kunoichi - mruknął. - Jestem pewny, że sama sobie
poradzisz.
Pokręciła głową, a wilgotne, różowe kosmyki rozrzuciły wokół
niej kropelki wody.
- Miałam na myśli burzę - wyjaśniła. - Powiedziałeś, że
będzie gorzej. Drzewo nie spadnie na mnie, prawda? Nie uderzy mnie
piorun?
Jakby demonstrując swój punkt, niebo nagle się rozjaśniło,
błyskawica rzuciła ostre, nieubłaganie jasne światło na las.
Sakura wzdrygnęła się, a sekundę później rozległ się niski,
głęboki ryk grzmotu, a ziemia pod nimi się zatrzęsła. Kisame
ocenił, że błyskawica uderzyła bardzo blisko.
- Masz rację, kunoichi...
- Sakura.
- Ten namiot prawdopodobnie wybuchnie od razu, nawet z twoim smukłym,
małym ciałem w środku - zgodził się, ignorując jej poprawienie.
- Ale nie jestem pewien, co jeszcze mogę dla ciebie zrobić. Myślę,
że byłem wystarczająco hojny.
Zgodziła się z nim, ale zmarszczyła brwi i spojrzała w stronę
namiotu.
- Tak przypuszczam - powiedziała. - Zrobiłeś wszystko, co mogłeś.
Kisame podążył za jej wzrokiem do namiotu. To wystarczyło,
prawda? Zgodziła się. Zrobił wszystko, co mógł.
- Dziękuję, rybi chłopcze - powiedziała, wyciągając otwartą
dłoń, by mógł ją złapać.
Wiatr zaczął się wzmagać, gdy Kisame zmrużył na nią oczy.
Sakura, jako słabeusz, skrzywiła się i odwróciła od jego suchego
wzroku. Objęła się mocno ramionami, trzęsąc się jak liść.
Niebo stało się przytłaczająco ciemne, gdy oficjalnie zapadła noc.
- Wejdź do namiotu, Sakura - powiedział, wyczuwając, że burza
szybko się pogarsza. Spojrzał na nią i stwierdził, że była już
w środku, skulona na posłaniu.
Zadowolony, że zrobił wystarczająco dobry uczynek, Kisame
skierował się z powrotem w stronę rzeki.
- Czekaj! - zawołała Sakura. Zatrzymał się, powstrzymał
westchnienie irytacji i odwrócił się, by spojrzeć na nią przez
ramię.
- Czy jesteś pewien, że możesz bezpiecznie odejść? - zapytała.
- Nie martw się o mnie, kunoichi - dokuczył. - Będzie ze mną
dobrze.
- Czułabym się jednak znacznie lepiej, gdybyś tu został.
To zaskoczyło Kisame tak bardzo, że poczuł, jak szczęka mu opada.
Poprawił się i podszedł do niej ostrożnie, z ciekawością.
- Dlaczego miałabyś czuć się lepiej, gdyby taki potwór jak ja
został z tobą? - zapytał niezupełnie oskarżycielsko, ale
najwyraźniej z wystarczającym podejrzeniem, by Sakura się
najeżyła.
- Hej, ja też jestem potworem - powiedziała z oczywistą pogardą.
- Cały czas staram się nim nie być, ale jestem kunoichi. To część
pracy.
Sakura przysunęła się bliżej krawędzi namiotu, tak że stanęła
twarzą do otworu. Spojrzała na Kisame szerokimi, głupio ujmującymi
oczami i gestem nakazała mu wejść do środka. Kisame potrząsnął
głową, próbując ukryć swoją natychmiastową pogardliwą
reakcję. Tak, było tam dla niego wystarczająco dużo miejsca, ale
tylko dla niego. Na szczęście oznaczało to, że było dość
miejsca dla samej Sakury.
Na jej twarzy pojawił się ból.
- Nie jesteś teraz potworem i ja także nie jestem - powiedziała. -
Jesteś tylko chłopakiem, a ja tylko dziewczyną.
- Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie chłopakiem, oderwę wszystkie
twoje kończyny i je przed toba zjem - zagroził, choć skrzyżował
nogi pod sobą i usiadł przed namiotem, próbując ją uspokoić. W
końcu była tylko małą dziewczynką. Nie obwiniał jej za to, że
boi się być sama.
- W porządku, jesteś tylko mężczyzną, a ja tylko kobietą.
Ciemność odebrała mu większość wzroku. Ledwo widział jej
błyszczące oczy w wejścu namiotu. Nagle zaciekawił go jej wiek,
jej ciało - czy rzeczywiście była kobietą? Jedynym sposobem, aby
się dowiedzieć, było dotknięcie jej...
- Nie jesteś trochę za młoda, by nazywać siebie kobietą? -
zapytał.
- Mam siedemnaście lat - odparła chłodnym głosem. Uraził ją.
- Rozumiem - powiedział Kisame - w pełni dorosła siedemnastolatka,
która potrzebuje opiekuna, nawet jeśli jest to poszukiwany
przestępca.
- Nie musisz tu zostać, Kisame - powiedziała uroczyście. Po raz
drugi był zaskoczony - jej delikatnym wypowiedzeniem jego imienia
(nie zdawał sobie sprawy, że je w ogóle zna) oraz leniwą
propozycją wolności. Czy nie chciała, żeby tu został?
- Lubię, kiedy tu jesteś. To wszystko.
- Ty co?
- Nie powinnam? - zapytała, widząc jego niedowierzanie.- Opiekujesz
się mną, jakbym była bezbronnym kociakiem porzuconym przez jego
matkę. Nie często ludzie traktują mnie z taką troską,
szczególnie nie wtedy, kiedy są wrogami.
To sprawiło, że Kisame się zarumienił, a ciepło narosło nie
tylko na jego policzkach, ale i w innych miejscach jego ciała. Na
szczęście dla niego stłumiony szary kolor jego skóry ukrył
czerwony rumieniec przed wzrokiem Sakury.
- Nie opiekuję się tobą - nalegał.
- Nie? - zapytała z niedowierzaniem.
- Nie - powiedział stanowczo.
- Możesz spróbować mnie oszukać - oskarżyła, choć jej ton był
lekki. - Być może próbujesz zatwierdzić mnie w fałszywym
poczuciu bezpieczeństwa, abyś mógł zaatakować. Czy to własnie
próbujesz zrobić, Kisame?
Pokręcił głową z uśmiechem, rozbawiony jej oceną.
- Nie w moim stylu - wyjaśnił. - O wiele bardziej prawdopodobne
jest, że sprawię, iż wykrwawisz się na śmierć.
- Czego nie zrobiłeś - zauważyła, a jej głos był ledwo
słyszalny przez wiatry i deszcz.
- Złapałaś mnie w dniu, w którym byłem wyjątkowo empatyczny,
Sakura zanuciła cicho w podziękowaniu. Nawet w ciemności Kisame
widział błysk rozbawienia w jej oczach.
- Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że to ty możesz być w
niebezpieczeństwie? - zapytała.
Kisame wybuchł śmiechem, ignorując niewytłumaczalny wyraz
zadowolenia na twarzy kunoichi.
- Nie, mała dziewczynko, nie przydarzyło mi się to - powiedział,
uśmiechając się do niej z arogancją.
Ponownie zanuciła, a na jej wargach pojawił się zadziorny uśmiech.
- Więc przypuszczam, że czujesz się ze mną całkiem bezpiecznie.
Z pewnością nie czuł się tak, jakby groziło mu
niebezpieczeństwo, ale teraz, gdy wyjaśniła, że może w nim być,
Kisame poczuł niepokój. Czy on jej nie docenił? Czy miała coś w
zanadrzu?
- Nie martw się - powiedziała, widząc nagłą zmianę jego wyrazu
twarzy. - Złapałeś mnie w dniu, w którym byłam wyjątkowo
empatyczna.
- W porządku, kunoichi - powiedział sucho, wstając. - Zmarnowałaś
dzisiaj wystarczająco dużo mojego czasu.
Dźwięk śmiechu Sakury przelał się przez las, a przez dźwięk spadającego deszczu wydał się on jeszcze bardziej niesamowity. - Nie chciałam cię
przestraszyć.
Posłał jej gniewne spojrzenie, którego nie był pewien, czy w
ogóle widziała. - Nie boję się ciebie.
- Więc zostań - nalegała, sięgając po jego rękę i mocno ją
pociągając.
Podejrzliwy o oszustwo, Kisame wyrwał dłoń z jej chłodnego
uścisku. Nie dlatego, że nie docenił jej umiejętności. Teraz,
gdy się nad tym zastanawiał, przypomniał sobie, że ta mała była
tą, która zabiła Sasoriego. Sasori był potężnym przeciwnikiem,
i jeśli ona go zabiła...
Po prostu wydawała się zadowolona z jego towarzystwa i obdarzania
go tymi słodkimi uśmiechami. Nadali byli wrogami, prawda? Jeśli
była tak cholernie dobrą kunoichi, to dlaczego w ogóle chciała go
obok? Nie dlatego, że się bała. W tej chwili nie było w niej ani
odrobiny strachu.
- Pada deszcz - powiedział z dąsaniem się. - Chcę iść do domu.
- Czy przeszkadza ci deszcz? - zapytała dokuczliwym tonem, ponownie
sięgając po jego dłoń. - A może to ja?
Teraz Kisame poczuł się głupio. Czy to wszystko było jakimś
skomplikowanym podstępem? Czy kpiła z niego i się z nim droczyła,
aż wpadł w pułapkę? Ona go uwiodła, pomyślał, patrząc na
mokrą, uśmiechniętą kunoichi.
- To ty - warknął zirytowany, że tak łatwo wpadł w jej grę. -
Jesteś irytująca.
Odskoczyła od niego, a jego ręka opadła u jego boku. Widział szok
i ból na jej twarzy, zanim powoli zniknęły, a zastąpił je gładki
stoicyzm.
- Dobrze - powiedziała, odrywając od niego oczy i wycofując się w
głąb namiotu. - Zostawię wszystko tutaj, tak jak powiedziałeś.
Kisame ani przez chwilę się nie poruszył, ogarnięty poczuciem
winy. Ból na jej twarzy by tak silny, że nie mógł nie uwierzyć,
iż trafił w jej czułe miejsce. Usłyszał, jak szeleści w środku
namiotu. Chwilę później klapa namiotu została gwałtownie
zamknięta.
Choć między nimi był tylko cienki, wodoodporny materiał namiotu,
Kisame poczuł się nagle zupełnie samotny. Miał szczęście,
pomyślał. Podstępna kunoichi mogła mieć w rękawie wszelkiego
rodzaju techniki, którymi mogła go zranić. Puściła go, więc
powinien skorzystać z okazji.
Shinobi w nim wiedział, że powinien odejść. Albo to, albo ją
zabić, a wiedział, że nie będzie w stanie tego zrobić. Odejście
i udawanie, że nigdy jej nie widział, było najmądrzejszym
rozwiązaniem.
Ale chłopak w nim był ciekawy tej ładnej dziewczyny, która chyba
chciała jego towarzystwa. Uwiedziony czy nie, miło byłoby znowu
zobaczyć jej oczy, poczuć się rozświetlonym jej skupionym
wzrokiem.
- Umm, przepraszam - zawołała sucho Sakura ze środka namiotu. -
Nie będę w stanie spać z twoją przerażającą sylwetką boga
rekinów, jeśli będziesz stał nade mną całą noc. Mógłbyś się
stąd zmyć?
Bóg rekinów? Rozbawiony przykucnął i rozpiął namiot. Świecące
oczy Sakury spojrzały na niego z najdalszego kąta. Mrugnęła na
niego oczami łani, jakby spodziewała się cały czas, że zostanie.
- Zrób dla mnie miejsce - ostrzegł, doskonale wiedząc, że nie ma
dla niego miejsca.
Wskoczył do namiotu, nieostrożnie grzebiąc przy ciele Sakury, gdy
ułożył ich oboje w pół-odpowiedniej pozycji. Sakura pisnęła,
gdy poświęcił wystarczająco dużo czasu na odkrycie, że
rzeczywiście ma ciało kobiety.
Kiedy osiedli w miejscu, masywne ciało Kisame zajęło większość
przestrzeni w namiocie. U jego stóp Sakura siedziała ze
skrzyżowanymi rękami, kuląc się w kącie.
- Tego właśnie chciałaś? - zapytał, uśmiechając się szeroko.
- Niezupełnie - mruknęła sucho - ale przynajmniej będzie miło i
ciepło.
- Ach, właśnie tego ode mnie chcesz - powiedział, w końcu
rozumiejąc. - Nie możesz rozpalić ognia, więc po prostu użyjesz
mojego ciała?
- Jeśli nie masz nic przeciwko - powiedziała Sakura, zręcznie
skacząc na nogi. Podeszła bliżej jego klatki piersiowej, uniosła
jego ramię i zarzuciła je na siebie, jakby to był koc. Kisame
poczuł nagle, jakby jego żyły przeszył huragan. Jego serce
zatrzepotało, czuł krew w uszach. Sakura zwinęła się przy jego
ciele, wtulając się w nie.
Zamrożony wpatrywał się w jej twarz, która teraz musnęła jego
klatkę piersiową. Miała zamknięte oczy, różowe rzęsy spoczywały
na zaczerwienionych policzkach. Była zbyt ładna, by na nią
patrzeć, nawet ze zmarszczoną twarzą, ale Kisame nie mógł znieść
myśli o odwróceniu wzroku, gdy była tak niebezpiecznie blisko.
Jej oddech spowodował gęsią skórkę na jego ciele, nawet przez
koszulę. To było intymne i wcale nie takiej reakcji się spodziewał
po wejściu do namiotu.
- Idziesz spać? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. - Trąciła jego pierś swoją twarzą.
Połowa jego zmysłów mówiła mu, żeby uciekał, a druga połowa
cieszyła się piękną kobietą. Z wahaniem uniósł rękę i oparł
dłoń o jej talię.
Sakura westchnęła cicho i zanurzyła się nieco głębiej w
jaskinię ciepła, którą było jego ciało.
Nie bez zdziwienia uświadomił sobie, że już zasnęła. Jakiego
rodzaju kunoichi mogła tak łatwo odpłynąć w ramionach znanego
wroga? Czy ona była szalona? A może on był?
Ale po tym, jak jego bijące serce uspokoiło się, zaczął rozumieć.
Ciepłe, ciężkie, śpiące ciało Sakury było jak środek
uspokajający - lepszy niż jakakolwiek szklanka ciepłego mleka lub
delikatny deszcz. Jej powolne, równe oddechy dawały mu rytm do słuchania.
Zaskoczyła go także łatwość, z jaką zasnął z wrogiem w
ramionach.
Kisame obudził się ze sztywnym bólem we wszystkich mięśniach.
Całe jego ciało było tak obolałe, jak po wyjątkowo trudnej sesji
sparingowej. Ślepo zamrugał oczami. Nie pamiętał wczorajszej
walki. Pamiętał tylko...
Niemal krzyknął na zawrotny kąt, w jakim się znalazł, kiedy
otworzył oczy. Był zawieszony w zniszczonych kawałkach własnego
namiotu, niepewnie owinięty wokół jednej z wyższych gałęzi
drzewa, pod którym spali.
Rozpalona do białości furia przemknęła gęsto przez jego ciało.
Próbował wyrwać się z więzów, ale stwierdził, że nie może
poruszyć mięśniami - żadnymi z nich. Beznadziejnie próbował
poruszyć każdy mięsień, o jakim tylko mógł pomyśleć. Jego
ciało go zdradziło. Sakura go zdradziła. Zabiłby ją, tę piękną,
niebezpieczną, podstępną, małą...
- Nawet nie zamierzam pytać.
Kisame nie mógł pochylić głowy, by spojrzeć na swojego nowego
gościa, ale znał głos partnera. Itachi pojawił się w jego polu
widzenia, wpatrując się w Kisame krwistoczerwonymi oczami.
Nienawidził tego, że nawet z tej odległości widział w nich
rozbawienie.
Wiadomość Sakury została odebrana. Nie docenił jej. Mogła go
zabić, ale zamiast tego zdecydowała się go upokorzyć - po tym,
jak go użyła.
Itachi rzucił kunai, który oderwał kawałek sznura, który
trzymał Kisame w górze. Ciało Kisame uderzyło w trawę.
Chrząknął, nie mogąc nic więcej zrobić, nawet gdy poczuł, jak
ból promieniuje przez jego ciało.
- Wygląda, jak trucizna - zauważył Itachi. Kisame widział tylko
zbliżające się stopy obute w sandały. - Wkrótce powinna się
zużyć.
Gdy Itachi uniósł Kisame i położył go na ramieniu, kula
napinająca się w jelitach rozszerzyła się.
Nie był pewny, czy to z całkowitego upokorzenia, czy ze wspomnienia
ładnej twarzy Sakury, muskającej jego klatkę piersiową.
Tak, wstawiam coś. Dobrze widzicie. I tak Eriko, właśnie patrzę w twoją stronę.
Spędziłam cały cholerny dzień na tłumaczeniu tego. I nie żałuję. Miałam wstawić dzisiaj CeeSaku, ale z uwagi na fakt, że tego KisaSaku nikt jeszcze nie widział, to właśnie tego one shota postanowiłm wrzucić.
Pomyślałyśmy razem z Eriko, że ja będę wstawiać posty w środy, a ona w niedziele. Oczywiście, jak będziemy miały co do tych postów wstawić. A więc zapraszamy właśnie w te dwa dni tygodnia na nowości.
Pozdrawiam, kochani. :*
Moja pierwsze słowa : ale to słodkie
OdpowiedzUsuńDrugie: ale to śmieszne
Trzecie : Ale jebłam XDDDD
KisaSaku ma w sobie coś takiego, że nawet kiedy patrzysz na tego "Boga Rekinów" to jakoś tak... Nie wiem jak to określić nawet. Po prostu czuje ciepło, niebywałą sympatię do niego. Niemal każda jednopartowka czy dłuższe ff, które o nich czytałam, było słodkie, zabawne, ich relacja nie była toksyczna. Nie robi się z niego ciepłej kluski, nie pisze się depresyjnych tekstów.
Poza tym, hej, spójrzcie na ten art. Oni wyglądają że sobą przeuroczo.
Mimo, że nadal wolę KisaSaku ze smakiem czy kotem, to jednak podobało mi się. Kto wie dlaczego. Może przez ich dialogi, może przez fabułę, może przez otwarte zakończenie? Czy kiedy się znów spotkali, walczyli?
Być może jest to również kwestia poruszanej sprawy Akatsuki, jako organizacji złej, a jednak jej członkowie nie są potworami? No.. Przynajmniej nie wszyscy XD idk, chciałabym coś więcej niż to XD
A TAK BTW WOW NAPISAŁAŚ COŚ, MEDAL Z ZIEMNIAKA DLA CIEBIE, PÓŹNIEJ BĘDZIESZ MIAŁA CZAS NA WYGLOSZENIE PRZEMOWY XD
Nigdy nie łączyłam tego paringu z jakąś super relacją - nie mówiąc już o tym, że kompletnie nie wyobrażałam sobie ewentualnego dialogu między tymi postaciami.
OdpowiedzUsuńW moim rozumieniu, kompletnie im do siebie nie po drodze.
Tutaj zdziwiła mnie strasznie ludzka strona Kisame - w końcu, kanonicznie nie uchodził on za litościwego, ani tym bardziej sentymentalnego. Tymczasem tutaj, niby za sprawą zaledwie "syrenich oczu" od tak udzielił pomocy wrogiej kunoichi.
Kurcze, mega mi to do niego nie podobne - choć postać, jaka jest tu wykreowana bardzo przypadła mi do gustu.
Sakura również jest niczego sobie.
Mimo tego, że od samego początku była na straconej pozycji - to potrafiła się do tego przyznać.
Dziwi mnie, że zwykła burza z piorunami aż tak wytrąciła ją z równowagi. I zarazem nie dziwi, że Kisame miał z tego taki ubaw.
Napięcie między bohaterami tak mnie wciągnęło, że czekałam tylko, aż wejdzie z nią do tego namiotu. Liczyłam na moment drobnej bliskości i oto dostałam, co chciałam :D Niesamowite.
Końcówka tym bardziej miażdżąca - bo chyba nikt się tego nie spodziewał.
Sakura w końcu pokazała pazurki. :)
Żadne inne zakończenie nie pasowało mi tak bardzo, jak to ukazane w opowieści.
IDEALNE!
CZEKAM NA WIĘCEJ ♥♥ Jak zawsze ♥
Ahaahahaha, ale się uśmiałam xD
OdpowiedzUsuńTo takie piękne, że Kisame widział Sakura jaką małą, bezbronną kunoichi, a skończył w ten sposób xd
Podobało mi się też, kiedy w Kisame przebudził się jakiś instynkt opiekuńczy i pozostał przy niej w namiocie. Uhuhuh, ci ninja Kiri są zajebisci.
*Patrzy wyzywająco*
Dziękuję Elein-chan za pokazanie mi tego pięknego świata z Ao, Kisame i Zabuza
*Płacze cichutko, ale to łzy szczęścia*
Tacy piękni
*Pisk fangirl*
Buziaki~