poniedziałek, 3 maja 2021

Gwałtowne idiosynkrazje [DeiSaku]

W wieku dwudziestu dwóch lat Sakura wiedziała, że jej życie zostanie zrujnowane przez sztukę. A jeśli nie przez nią samą, to przez artystów. A jeśli nie przez artystów w ogóle, to przez jednego konkretnego artystę. Artystę, którego prace były z gliny i gruzu.
OPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE, JEST TO TYLKO TŁUMACZENIE ISTNIEJĄCEGO FANFICTION
Autor: Bloomhunger
Tytuł oryginału: Violent Idiosyncrasies
Link do oryginału: LINK

W wieku dwudziestu dwóch lat Sakura wiedziała, że jej życie zostanie zrujnowane przez sztukę. A jeśli nie przez nią samą, to przez artystów. A jeśli nie przez artystów w ogóle, to przez jednego konkretnego artystę. Artystę, którego prace były z gliny i gruzu.

Musiała przyznać, że to nie była całkowicie jego wina. Nigdy by go nie spotkała, gdyby została pozostawiona sama sobie, tyle wiedziała na pewno. Jeśli miałaby kogoś winić z perspektywy czasu, to musiałaby to być Tsunade - jej wydawca. Z drugiej strony, gdyby Sai nie zachorował, zmuszając ją w ten sposób do przeprowadzenia wywiadu zamiast niego, nic by się nie wydarzyło. Ale jeśli miałaby być szczera, nie mogła winić młodego mężczyzny za jego chorobę. Gdyby starała się wystarczająco mocno, mogłaby po prostu zrzucić winę na maleńkie organizmy, które spowodowały infekcję wirusową. To było naprawdę denerwujące, delikatnie mówiąc, być bez sprawcy, na którego mogłaby skierować swój gniew. Westchnęła, przebiegając smukłą dłonią przez różowawe loki.

Było powszechnie wiadomo, że Sakura Haruno wcale nie była zainteresowana abstrakcyjnymi emocjami i szerokimi interpretacjami, które niektórzy podziwiali w sztuce. Była osobą praktyczną i pozbawioną wyobraźni. Studentką drugiego roku medycyny w King's College London Medical School, aspirującą do zostania lekarzem i tym samym podekscytowaną niezwykłymi rzeczami, takimi jak infekcje i cechy przypisywane gronkowcom. Pisała artykuły dla Konoha Magazine w kategoriach zdrowotnych i dietetycznych, aby wesprzeć swoje ograniczone fundusze. Oddychała dla nauk ścisłych, namacalnych i możliwych do wyjaśnienia rzeczy w życiu. Nie wiedziała jednak nic o sztuce. I nie musiałaby tego robić, gdyby jej blady, społecznie nieudolny przyjaciel Sai nie zdecydował się nagle zostać inkubatorem bakterii paciorkowca.

Tak więc można sobie wyobrazić jej całkowity brak podekscytowania, kiedy telefon zadzwonił dziś rano, ten przenikliwy dźwięk zwiastujący zniszczenie.

Sakura westchnęła. Był deszczowy sobotni poranek, jeden z tych dni, kiedy wolała siedzieć w domu, skulona z dobrą książką. Gęste, ciężkie krople spadały z nieba, uderzając o szybę, gdy nalewała sobie filiżankę kawy. Wciąż miała na sobie spodnie od piżamy i za dużą koszulkę, ściskając kubek – nijaki, biały, z napisem "Jestem studentem medycyny, potrzebuję KAWY” wydrukowanymi pogrubionymi czarnymi literami. Opadła przy blacie w kuchni, podczas gdy jej współlokatorka Ino przygotowywała śniadanie.

— Czy masz pojęcie, jak bardzo cię kocham, Świnio? Co bym bez ciebie zrobiła? — zapytała, a jej słowa wciąż były niewyraźne po krótkim śnie w przerwie między sesjami nauki.

Blondynka uśmiechnęła się przez ramię, przewracając najsmaczniej wyglądający złocisty naleśnik, jaki różowowłosa kobieta kiedykolwiek widziała.

— Prawdopodobnie leżałabyś gdzieś w rowie, Czoło, na wpół zagłodzona na śmierć i pozbawiona snu.

Prawda nie była daleko. Była pracoholikiem uzależnionym od sukcesu i szczerze mówiąc prawie nie dbała o swoje potrzeby fizyczne. Nie była z mężczyzną Bóg jeden wie jak długo i było cudem, jeśli pamiętała o regularnym jedzeniu.

— Tak, coś w tym rodzaju — wymamrotała, przyjmując talerz, który jej podała piersiasta blondynka.

Siadając przy barze, delektowała się każdym kęsem śniadania, składającym się z naleśników z kawałkiem chrupiącego bekonu, i od czasu do czasu jęczała z zachwytu. Gdyby nie była hetero, rzuciłaby się na swoją przyjaciółkę właśnie za to, że zrobiła jej śniadanie. Już dawno umarłaby z głodu, gdyby Ino nie była w pobliżu, by ją nakarmić.

Nagle jej poranny spokój został brutalnie przerwany przez przenikliwy dzwonek jej telefonu komórkowego. Będzie musiała zmienić dzwonek, zanim dostanie ataku serca.

Z ustami wciąż w połowie pełnymi, spojrzała na wyświetlacz, po czym jęknęła i odebrała telefon.

— Sakura?!

Natychmiast pożałowała swojej decyzji, gdy szorstki głos jej wydawcy, Tsunade, dotarł do jej zniszczonych snem uszu. Trzymając telefon nieco dalej od ucha, odpowiedziała z wahaniem.

— Tak, dzień dobry. Co mogę dla ciebie zrobić?

— Sai zachorował. — Sakura skrzywiła się, słysząc wskazówkę zawartą w oświadczeniu, modląc się do Boga, aby to nie oznaczało tego, co myślała. — Otrzymał jednorazową możliwość przeprowadzenia wywiadu ze wschodzącym artystą i jest to zaplanowane na dziś, więc musisz to pokryć za niego.

O cholera. Jęcząc, pechowa kobieta potarła skronie z irytacją.

— Naprawdę? Nie możesz zapytać kogoś innego? Wiem absolutnie zero o sztuce — próbowała z nadzieją, ale szybko się rozczarowała.

— Nie, jesteś wszystkim, co mam. Wyślę ci adres i prześlę ci przygotowane pytania Saia.

— Dobrze, ale chcę, żeby moja wypłata tym razem była natychmiastowa, zanim "zostawisz" ją w pubie w zamian za alkohol, dobrze?

Sakura drążyła, a jej ton był niebezpiecznie bliski bezczelności. Niemal widziała drganie wargi szefowej na jej słowa i uśmiech wkradł się na jej twarz.

— Ostrożnie, Haruno — warknęła kobieta po drugiej stronie, po czym zakończyła rozmowę i zostawiła różowowłosą kobietę, by westchnęła z irytacją.

— Jest niezłym nadzorcą niewolników, prawda? — Uśmiechnęła się Ino z rozbawieniem z powodu kłopotliwej sytuacji jej przyjaciółki.

— Tak, kiedy nie ryzykuje majątku firmy ani nie oszukuje swojego układu nerwowego alkoholem, jest naprawdę przerażająca.

A kiedy niesławna, porywcza studentka medycyny Sakura Haruno kuliła się ze strachu - to coś znaczyło.

Trzy godziny później zadzwoniła do drzwi na poddasze na West Endzie, które wynajmował mężczyzna o śmiesznym imieniu Deidara. Co to właściwie było za imię? Już nacisnęła przycisk chyba milion razy, ale nikt nie zadał sobie trudu, aby odpowiedzieć. Cholerni artyści i ich dziwactwa, zaklęła w duchu, zanim odwróciła się, gotowa napisać do Tsunade i wrócić do domu, pokonana. Zanim się zorientowała, zderzyła się głową z czymś solidnym jak skała i została przewrócona na tyłek na schody prowadzące do drzwi wejściowych artysty, który się nie pojawił.

Jej krew się gotowała i podniosła głowę, by spojrzeć na kretyna, gotowa rozerwać go na strzępy.

— Uważaj, dokąd idziesz, idioto — przeklęła.

— A może weźmiesz własną radę, Różowa i zejdziesz z mojego progu, yeah.

Odpowiedź zaskoczyła ją, jej oczy rozszerzyły się, gdy spojrzała w górę. Za kogo on się uważał?

Zrywając się na równe nogi, szarpnęła za swoją bluzkę i poprawiła kurtkę, wpatrując się w aroganckiego nieznajomego.

Twój próg? — zapytała Sakura, szybko przesuwając wzrokiem po mężczyźnie. Jego wygląd był dość osobliwy. Dość wysoki, o jasnej karnacji, ubrany w dżinsy i robocze buty, z listonoszką przewieszoną przez ramiona. Jego szczupłą, niemal chłopięcą sylwetkę okrywał kremowy sweter z dzianiny. Gdyby nie tęczowa chusta na szyi, która po prostu krzyczała pretensjonalny, i wysoki, pół-kucyk, w którym nosił długie, miodowo-blond włosy, mógłby uchodzić za materiał na chłopaka. Jednak to nie jego wygląd ani czarny eyeliner wokół turkusowych oczu ją irytowały - to był złośliwie arogancki uśmieszek na jego twarzy, który spowodował w niej uczucia..

— Tak, Pinky. Co, masz z tym problem?

Naprawdę nie podobała jej się jego postawa. Gdyby był tym, za kogo go uważała – była mądrą dziewczyną - Tsunade będzie jej musiała za to słono zapłacić.

Deidara uśmiechnął się złośliwie, gdy złość dziewczyny zniknęła i zmieniła się w sceptycyzm. Zauważył, że obejrzała go bardzo szybko. Odwzajemnił gest, przyjmując jej pruderyjny wygląd. Czarna marynarka, biała bluzka i obcisłe dżinsy. Cały wygląd dziewczyny po prostu wykrzykiwał wzór wszelkich cnót z podmiejskiego domu w rozsądnej pracy. Gdyby nie te śmieszne różowe włosy... po prostu nie było mowy, żeby były naturalne. Kto miał takie włosy?

Uniósł pytająco brew, widząc jej spojrzenie. Nie mogła być tak głupia. Czy naprawdę musiał się powtarzać?

— Jeśli tu mieszkasz, to musisz być Deidarą — wydedukowała, a on przewrócił oczami.

— Oczywiście, yeah. Czy mogę ci w czymś pomóc, hm? — Zaproponował sarkastycznie, gdy odepchnął ją na bok, żeby otworzyć drzwi.

— Właściwie tak. Jestem Sakura Haruno, z Konoha Magazine. Przyszłam na wywiad — odparowała, równie jadowicie.

Wywiad? Jęknął sfrustrowany, kiedy niejasno przypomniał sobie, że zgodził się porozmawiać z jakimś facetem z jakiegoś magazynu, którego nazwy nie zadał sobie trudu, by zapamiętać. Był temu przeciwny, ale jego agent nalegał na rozgłos. Nie mógł jednak przypomnieć sobie spotkania z dziewczyną, nawet jakby miało zależeć od tego jego życie.

— Nie przypominam sobie umawiania się z różowowłosą dziewczyną. Uwierz mi, kochanie, zapamiętałbym, gdybym to zrobił, hm.

Pchnął drzwi i odwrócił się do niej, opierając się niedbale o framugę.

— No cóż, Sai, mój kolega, jest chory, więc będziesz musiał radzić sobie ze mną. I ty mówisz o włosach, ty blond maniaku.

Brwi Deidary uniosły się w górę, słysząc słabo zawoalowaną zniewagę. Miała odwagę, musiał to przyznać. Skanując ją ponownie, westchnął, odwrócił się i skinął na nią, żeby weszła na korytarz. Budynek był starą fabryką, która została przekształcona w mieszkania na poddaszu, z których jedno wynajął na warsztat.

— W porządku, Różowa. Chodź za mną, yeah? — Prowadząc ją przez ceglany korytarz, podszedł do ciężkich, metalowych przesuwnych drzwi i otworzył je. Wszedł do środka, a za nim dziewczyna. Deidara natychmiast poczuł się swobodnie pośród pędzli i płócien, glinianych rzeźb i kół garncarskich. Cała przestrzeń została zalana ziemistym zapachem należącym do jego licznych rodzajów gliny.

— Więc, Pinky, hm. — Odwrócił się do niej, porzucając kurtkę i wieszając torbę na wieszaku przy drzwiach. — Co musisz wiedzieć?

— Przestań nazywać mnie Pinky!

Zirytowana dziewczyna rozejrzała się po otaczającej ją przestrzeni, jej oczy przemykały od jednej rzeźby do drugiej, gdzieś pomiędzy zdumieniem a zdezorientowaniem.

— Nope. — Uśmiechnął się.

Przewracając na niego dość ładnymi oczami, zaczęła grzebać w swojej nienormalnie dużej torebce, wydobywając urządzenie nagrywające. Deidara oparł się o swój stół warsztatowy, patrząc na nią z uśmiechem.

— Um, czy nie miałbyś nic przeciwko, gdybym nagrała naszą rozmowę? To szybsze i łatwiejsze niż robienie notatek... — Jej głos opadł i nagle wydawało się, że jej pewność siebie rozpłynęła się w powietrzu.

— Jak wolisz, hm.

Nie mógł zaprzeczyć, że jej gwałtowne wahania nastroju były intrygujące, tak samo jak irytujące. Może mógłby się z nią trochę zabawić, żeby zobaczyć, ile czasu zajmie jej stracenie nad sobą panowania.

Ustawiła magnetofon, zanim podeszła do kawałka, dużego glinianego ptaka w kształcie jajka, i przesunęła palcami po powierzchni.

— Więc opowiedz mi o swojej... sztuce — zaczęła niepewnie.

Oczy Deidary podążyły za nią i dyskretnie chwycił małego ceramicznego robala ze swojego stołu warsztatowego i celując w ścianę, kilka metrów za nią, rzucił nim z nikczemnym błyskiem w oku.

Zderzył się z cegłą i przy kontakcie nastąpiła niewielka eksplozja - odłamki leciały w chmurze pyłu. W pokoju rozległ się krzyk, nie odstraszając artysty od podziwiania swoich prac.

— Czy jesteś szalony?!

Jego uśmiech rozszerzył się w pełny, od ucha do ucha, zaskakując zdziwioną kobietę.

— Co to do cholery było? Czy jesteś jakimś psychopatą?

— Prawdziwa sztuka to eksplozja, hm! — odpowiedział na jej pierwsze pytanie, wciąż uśmiechając się, jakby właśnie nie zdetonował kuli wybuchającej gliny w budynku w Londynie, ale jakby po prostu był rozbawiony.

Sakura była wściekła. Patrzyła na mężczyznę z niedowierzaniem, szeroko otwierając oczy. Musiał być szalony. Nie było innego wyjścia.

— To nie sztuka, ty umysłowo- to terroryzm!

Serce waliło jej w piersi i próbowała zmusić rękę, by przestała się trząść. Przerażał ją. W jednej chwili był ustępliwy, prosząc ją, żeby zaczęła wywiad, w następnej rzucał... cokolwiek to było, do diabła. Nie tyle eksplozja ją przestraszyła, tylko mężczyzna, jego nieobliczalny temperament.

— Nie obrażaj mnie — odparł ku jej zaskoczeniu, a radosny uśmiech zastąpił zniesmaczony grymas. — Nie doceniasz mojej sztuki!

Brzmiało to prawie jak oskarżenie i zmarszczyła brwi, obrażona pomimo poprawności jego wypowiedzi. Nic nie wiedziała o sztuce, ale była cholernie pewna, że nie miała eksplodować.

— Jak to sztuka? Rozumiem gliniane rzeźby, miło się na nie patrzy. Ale to, to była tylko bomba, niczym nie różniąca się od aktu terrorystycznego.

Nie rozumiała, naprawdę nie rozumiała. Jednak tak naprawdę jej to nie obchodziło. Chciała po prostu wrócić do domu i zapomnieć, że to się kiedykolwiek wydarzyło. Rozmowa i tak zaczęła się okropnie. Jednak Sakura miała podstępne podejrzenie, że nie będzie w stanie zapomnieć, bez względu na to, jak bardzo się starała i ile butelek opróżniła. Niektóre doświadczenia zapadały jej w pamięć, a to prawdopodobnie było jedno z nich.

— Sztuka, prawdziwa sztuka, jest ulotnym pięknem tej jednej chwili eksplozji, hm — wyjaśnił Deidara, a jego oczy wpatrywały się z szacunkiem w dużą rzeźbę podobną do ptaka, do której nawiązała kobieta.

— Mojej sztuki nie ma w moich rzeźbach. W momencie, w którym są niszczone, nabierają sensu przez detonację. To piękne, ale nieuchwytne, ulotne, hn.

Sakura rozmyślała nad jego słowami, marszcząc brwi w zamyśleniu. Chciała zrozumieć - naprawdę, była zbyt wielkim naukowcem, żeby tego nie robić - ale nie mogła. To było zbyt zagmatwane. Po co spędzać tyle czasu na tworzeniu tych ozdobnych figurek tylko po to, by wysadzić je w kawałeczki?

— Ale w takim razie, dlaczego sztuka? Jeśli chodzi tylko o eksplozję, dlaczego nie zostać pirotechnikiem? To nie ma sensu.

Zastanawiała się, a zmieszanie było widoczne na jej rysach. Uśmieszek Deidary zniknął i w zamyśleniu potarł szyję.

— Nie zamierzam się ograniczać, a tym samym mojej sztuki, do wykonywania wybuchów na czas. Jestem oportunistą, z natury chaotycznym. Nie radzę sobie z ograniczeniami, hm.

Chwycił przygotowaną glinę i zaczął ugniatać ją w dłoniach pod czujnym spojrzeniem Sakury. Dopiero teraz zauważyła czarny atrament osadzony w jego dłoniach, dwóch otwartych ustach, wytatuowanyych ostro na jego bladej skórze.

Podchodząc bliżej, obserwowała. Jego ruchy ugniatania były prawie pełne miłości, ostrożne, jakby formował coś kruchego, a nie bryłkę gliny.

— Jak to działa — zapytała, a jej naturalna ciekawość rozbudziła przez stopnień niezrozumienia.

Nie podniósł głowy, ale kontynuował formowanie materiału, wywierając jedynie minimalny nacisk, chociaż wciąż widziała ślad uśmiechu na jego twarzy.

— Chciałabyś wiedzieć, Różowa?

— No tak, nie zapytałabym, gdybym tego nie chciała, ty szalony podpalaczu.

Uniósł brew i na krótką chwilę się zatrzymał.

— Podpalacz? Nikt mnie tak wcześniej nie nazywał. — Uśmiechnął się, prawie tak, jakby podobał mu się dźwięk epitetu, pomimo jego kryminalnej natury. Następnie kontynuował ugniatanie, zanim odpowiedział.

Przygotowuję glinę wcześniej, używając związku chemicznego podobnego do nitrogliceryny. Wystarczy uderzenie, a potem... bum, yeah!

Zilustrował eksplozję, rzucając kulkę gliny w powietrze jak piłeczkę tenisową i wykonując gest eksplozji rękami. Sakura wrzasnęła z przerażenia, słysząc jego wyjaśnienie, kiedy wystrzelił glinę w górę.

Deidara uśmiechnął się złośliwie. Tak łatwo przestraszyć, pomyślał. Tak dużo zabawy.

Jej oczy były rozszerzone ze strachu i upadła na ziemię, zwijając się, czekając na eksplozję. Patrzył, gdy zacisnęła powieki nieruchoma, a jej serce biło nieregularnie ze strachu. Mógłby się zmoczyć od razu, z czystej radości i dumy ze swojego małego psikusa, ale zamiast tego wybuchnął śmiechem. Złapał glinę i delikatnie położył ją wcześniej na stole warsztatowym i zgiął się ze śmiechu.

Łzy napłynęły mu do oczu, miał trudności z opanowaniem się, ledwo zauważając, że dziewczyna gramoli się na nogi.

— Ty... hahaha... powinnać widzieć swoją twarz, yeah!

— Shannaro!

Był za bardzo zajęty śmianiem się, aby zobaczyć, jak nadchodzi. Pięść różowowłosej dziewczyny z łomotem połączyła się z jego szczęką, posyłając go na plecy.

— Ty pieprzony kretynie! Mogliśmy umrzeć, ty chory sukin...

— Spokojnie, kurwa, hm... — Przerwał jej tyradę, siadając na podłodze i ściskając szczękę, rozbawienie nie zostało całkowicie usunięte z jego twarzy. — Związek staje się niestabilny dopiero po podgrzaniu do mniej więcej dziewięćset stopni, kiedy wypalę glinę na ceramikę, mam na myśli, hm.

Pozostał na podłodze, usiadł wygodniej i spojrzał na dziewczynę, która wciąż dyszała z wysiłku, z pięścią zaciśniętą ze złości.

— Nie skręcaj majtek, hm — drażnił, podpierając się kolanem i opierając na nim rękę.

W jego przenikliwych oczach nie było złości z powodu jej gwałtownego wybuchu, praktycznie prosił o to i nadal uważał, że jest to warte jej zaskakująco mocnego prawego sierpowego.

Niezły temperament, pomyślał, obserwując, jak stopniowo uspokajała się na tyle, by przestać się trząść.

— Jesteś pieprzonym psychopatą, wiesz o tym Deidara?

Sakura sapnęła ze złości, plując obelgę za obelgą na mężczyznę. Był irytujący! Nie było sposobu, żeby to było legalne. Chodzi o to, że nie można tak po prostu rzucać ładunkami wybuchowymi ze względu na sztukę, prawda?

— To nie ja znęcam się fizycznie nad niczego niepodejrzewającymi, biednymi artystami, hn.

O co chodzi z tym irytującym chrząknięciem, które dodawał do każdego zdania? Co było z tym facetem? Sakura nie była już pewna, czy chce wiedzieć. Pomysł natychmiastowego wyjścia coraz bardziej przemawiał do jej poczucia samozachowawczości.

— No cóż, zasłużyłeś na to — odparowała ze złością, przeczesując dłonią swoje różowe loki, żeby je wyprostować. — Nie musiałeś mnie przerażać na śmierć. Jeśli chcesz, żebym odeszła, po prostu mi powiedz, a w mgnieniu oka zniknę i nie będę ci przeszkadzać.

Kolejny uśmiech - och, jak to ją zaczynało denerwować - uwolnił się na jego niezaprzeczalnie przystojnej twarzy i Sakura nieumyślnie zarumieniła się, natychmiast zapomniawszy o swojej złości. Czy miała brud na twarzy? Dlaczego patrzył na nią z taką satysfakcją? Świadomie wytarła twarz, mając nadzieję, że złapała wszystko, co sprawiło, że tak się gapił. Kiedy nie przestał, odwróciła się, odmawiając spojrzenia na niego.

— Przestań się gapić, czuję się nieswojo.

Parsknięcie za plecami sprawiło, że odwróciła się, by znów się z nim zmierzyć.

— Boże, jesteś spięta, hm.

— Nie jestem — sapnęła raczej dziecinnie, co tylko spowodowało, że uśmiechnął się szerzej.

— Jesteś — zaśmiał się, wstając. Obserwowała go, a tysiące różnych emocji pozostawiło ją zdezorientowaną.

Rzadko się zdarzało, żeby ktoś tak do niej trafiał. Była studentką medycyny, uosobieniem profesjonalizmu, a nie jakąś uczennicą. A jednak była tutaj, z całym poczuciem pewności siebie wyrzuconym przez okno przez energicznego mężczyznę z zadowolonym z siebie uśmiechem, który ciągle bawił się jej głową. Z drugiej strony, przebywanie w tym samym pokoju z psychopatycznym podpalaczem nie było dla niej codziennością.

Wskazał na dyktafon, wciąż działający, wyrywając ją z zamyślenia.

— Hej, Różowa. Myślałem, że przyszłaś tutaj, aby zadawać mi pytania, a nie kaleczyć mnie i obrażać, ty brutalu — zapytał, uśmiechając się zarozumiale.

To było to. Sakura pękła. Dymiąc ze wściekłości, porzuciła wszelkie przejawy samokontroli.

— Zapomnij o tym — splunęła, podchodząc do drzwi. Rzuciła gniewne spojrzenie na zdziwionego, ale rozbawionego artystę. Nie zamierzała już pozwolić mu pieprzyć jej głowę bez względu na to, jaki był przystojny i jak bardzo potrzebowała pieniędzy z artykułu. Tsunade może to sobie wepchnąć.

W ciągu kilku sekund wymknęła się z warsztatu, brutalnie zatrzaskując drzwi. Ten chory sukinsyn mógł wziąć swoją głupią glinę i wysadzić się na kawałki i by jej to nie zmartwiło.

Wzdychając z frustracją, Sakura przeczesała smukłą dłonią włosy. To były dni - dni! A mimo to nie mogła całkowicie pozbyć się z myśli obrazu blondyna i jego niewiarygodnie zadowolonej twarzy. Zwykle nie była tak zawieszona na jakichś wydarzeniach, chociaż musiała przyznać, że eksplozje i podpalacze z pewnością zrobią wrażenie na każdym.

Przypomniała sobie reakcję swojej współlokatorki, kiedy wróciła do domu, wciąż wściekła. Wyrzucała na artystę najgorsze przekleństwa. Ino w zasadzie gapiła się na soczyste obelgi, które opuszczały usta zwykle pruderyjnej, choć fizycznie brutalnej, kobiety.

Minęły godziny i niezliczone tabliczki czekolady, zanim Sakura uspokoiła się na tyle, by porozmawiać o kretynie, który sprawił, że była tak nadmiernie zdenerwowana. Nikt nigdy nie miał na nią takiego wpływu - i to tylko poprzez aroganckie dokuczanie. A kiedy różowowłosa zdała sobie sprawę, że zostawiła magnetofon w jego warsztacie, wszystko, co zostało z jej opanowania, zniknęło.

Teraz, trzy dni później, była spokojna - zirytowana, ale spokojna. Prędzej czy później będzie musiała powiedzieć Tsunade, ale w ogóle nie czekała na tę rozmowę. Gardziła porażkami znacznie bardziej niż sztuką. Rozważała wiele razy, by odzyskać swój sprzęt nagrywający, ale wielokrotnie odrzucała ten pomysł. Nie było mowy, żeby kiedykolwiek znów się z nim spotkała.

Zadzwonił dzwonek do drzwi, wyrywając ją z zamyślenia. Otworzyła drzwi mieszkania tylko po to, by sapnąć z dezaprobatą, kiedy zobaczyła rozrzedzone powietrze. Zwiesiła głowę, przeklinając dzieciaki z sąsiedztwa za ich irytujące figle, kiedy jej wzrok wylądował na brązowej paczce i zaadresowanej do niej kopercie.

Podniosła ją i zamknęła drzwi. Położyła tajemniczą paczkę na blacie w kuchni, kiedy pojawiła się obok niej Ino.

— Hej, Czoło, ja... co jest w tej paczce?

Sakura wzruszyła ramionami.

— Nie mam pojęcia — mruknęła, zastanawiając się, czy powinna ją otworzyć. Jej ciekawość zwyciężyła i z wahaniem zerwała papier i odsłoniła czarne pudełko. Kiedy zdjęła pokrywkę, jej wyraz twarzy znacznie pociemniał. Wewnątrz, starannie zapakowany i chroniony pogniecionymi artykułami z gazet, leżał jej magnetofon. Na górze siedział niepozorny ceramiczny ptak, którego nie sposób nie rozpoznać jako dzieło Deidary. Cofnęła się ze strachu, aż zauważyła małą kartkę przyczepioną do ptaka czerwoną wstążką, mówiącą „Nieszkodliwe” zaskakująco schludnym pismem. Odwróciła kartkę papieru, żeby odsłonić numer telefonu.

— Czy to nie twój dyktafon — powiedziała ze śmiertelnie poważną miną Ino, spoglądając na Sakurę.

Tak. — Jak on śmie?

— Czy nie zostawiłaś tego, kiedy...

Tak. — Skąd wiedział, gdzie mieszka?

— Więc jak...

— Nie wiem, Świnio.

Podnosząc ręce w obronie, Ino cofnęła się o krok.

— Spokojnie, Czoło, przychodzę w pokoju. Ptak jest jednak uroczy.

Sakura przewróciła oczami, wzdrygając się w duchu. Z jednej strony cieszyła się, że nie musiała kupować nowego magnetofonu. Z drugiej strony była zirytowana samą zuchwałością tego idioty. Włożyła kopertę do pudełka, zgarnęła całą paczkę i zniknęła w swoim pokoju. Szybko złamała pieczęć listu, ciekawość znów ją ogarnęła.

Niech będzie przeklęty ten mężczyzna za to, że każe jej wątpić w siebie w każdej sekundzie każdego dnia.


Hej, Różowa, hm!

Jęknęła. Poważnie? Nawet wypisał tę swoją dziwaczną idiosynkrazję?

Nie fajnie z twojej strony uciekać w ten sposób, hm!

Dobrze się bawiłem! I zupełnie zapomniałaś o swoich rzeczach.

W każdym razie – było wybuchowo! (Rozumiesz - wybuchowo? Ha, yeah!)

Nie usuwaj jeszcze taśmy - najpierw posłuchaj, yeah?

Jeśli tego nie zrobisz, zmarnuję swój cenny czas, hm.

Ptak jest nieszkodliwy - po prostu nudna stara ceramika, nawet nie zasługująca na miano sztuki!

Numer to moja komórka, zadzwoń, jeśli zechcesz docenić moją sztukę, hm!

Deidara, szalony podpalacz, tak!

P.S. Ten twój prawy sierpowy... cholera, hm!


Czytała ten list w kółko, nieustannie opuszczając stronę i spoglądając na glinianego ptaka. Delikatnie postawiła go na stoliku nocnym i ostrożnie wcisnęła play na magnetofonie. Wkrótce jej pokój wypełnił jego figlarny głos, szczegółowo wyjaśniający sztukę, jakby odpowiadał na pytania w wywiadzie. Niemal widziała, jak uśmiecha się do niej w jej głowie. Mały, szczery uśmiech igrał na jej ustach, gdy nasłuchiwała.

Cholerny Deidara.



Nie... Wcale nie spóźniłam się o jeden dzień. To nieprawda. 

2 komentarze:

  1. ""zdecydował się nagle zostać inkubatorem bakterii paciorkowca""

    Nie wiem jak to jest, że jak tylko w historii pojawia się Sai to zawsze kradnie całe show.

    W każdym razie! Fajną partóweczke wybrałaś, bardzo ciekawa jest relacja tych dwojga, wroga, szalona i pełna energii. W dodatku nieco komediowa! Miło się czekało i nie mogę się doczekać twojego tłumaczonka!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że pracoholizm Saku to normalnie kanon xD I to nie ważne w jakim świcie jesteśmy. A Ino to niespokojny duch, który mimo wszystko krąży nad Sakurą i ją pilnuje. Nie ważne czy Różowa potrzebuje imprezy, mieszkania, czy dobrego śniadania Uwielbiam takie ich zestawienie xd

    Jak ja uwielbiam takiego Deidare. Słodki maniak, psychol i szaleniec, niebezpieczny dla otoczenia i siebie samego. A jego próby wkurzenia i dokuczania (haha, dokuczanie no, tylko używał materiałów wybuchowych przy niej, niewinne żarty) było na swój sposób urocze xd

    OdpowiedzUsuń