poniedziałek, 26 października 2020

Pięć pocałunków [KibaSaku]

Pierwszy raz, kiedy Sakura pocałowała Kibę był całkowicie, absolutnie przypadkowy. 


TO OPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE, JEST TO TYLKO JEGO

TŁUMACZENIE!

Autor oryginału: cutecrazyice

Tytuł oryginału: Five Kisses

Link do oryginału: [LINK]

    

Pierwszy raz, kiedy Sakura pocałowała Kibę był całkowicie, absolutnie przypadkowy. 

Byli na trzy dniowej misji i kłócili się przez większość ostatniego dnia – Kiba głównie dlatego, że był to okres godowy Akamaru i przez to pies był niesamowicie poddenerwowany, a Sakura dlatego, że Kiba był zbyt głośny i zamiast polepszać sprawę, tylko ją pogarszał.

To miała być prosta misja odzyskania zwoju, który aktualnie był bezpiecznie schowany w ukrytej sakiewce Sakury. Podróż do domu powinna być spokojna i bezproblemowa, bez siedzących na ogonie wrogów, a następna wioska była oddalona o kilku minut drogi.

Powinna było słowem kluczowym.

— Posłuchaj, Sakura, dlaczego po prostu nie zatrzymamy się na godzinę? Następne miasto jest blisko, a Akamaru i ja naprawdę potrzebujemy przerwy...

— Nie mamy na to czasu.

— Ale Akamaru naprawdę jest w rozsypce i potrzebuje…

— Powiedziałam, że nie mamy na to czasu. Skoro Akamaru to rozumie, to ty też powinieneś.

Wspomniany pies skinął na to głową, a jego oczy błyszczały niewinnie, gdy Sakura była zwrócona w ich stronę. Jednak gdy tylko odwróciła się do nich plecami, wrócił do dąsania się i szczypania Kiby w nogi.

Godzinę później nie mógł już tego znieść. 

— Posłuchaj Sakura, może przestaniemy po prostu…

— Nie.

— Ale Akamaru jest…

— Zachowywał się całkiem dobrze. Kami, Kiba, czy mógłbyś przestać narzekać?

— Ja nie narzekam. Sugeruję tylko…

— Słuchaj, to jest misja. Musimy jak najszybciej wrócić do wioski. Koniec dyskusji.

— Wiem, wiem, ale skoro mamy już zwój i nikt…

— Ćśśśś! Przestań mówić o zwoju! Ktoś może usłyszeć.

— Nikt tego nie usłyszy, kobieto. Jesteśmy teraz na terytorium cywilnym, jeśli jeszcze nie zauważyłaś. I rany, przestań mi przerywać, dobra? Jesteś taka pruderyjna.

Był kutasem, wiedział to — było to tym bardziej potwierdzone, kiedy Sakura zamarła, a jej głowa gwałtownie podniosła się do góry. Jej zielone oczy zapłonęły gniewem i podeszła bliżej, aż znalazła się z nim nos w nos i praktycznie czuł na sobie jej oddech. Zastanawiał się, czy jej nagła złość ma coś wspólnego z jego komentarzem o cywilach, czy też z tonem jego głosu. Może dlatego, że nazwał ją kobietą? Albo pruderyjną. A może to był okres? Wiedział, jakie były symptomy, ponieważ jego siostra Hana była potworem o tej porze miesiąca. Otworzył usta z szorstkimi przeprosinami na końcu języka.

— Jesteś takim kutasem, Kiba.

Zamknął usta. Mógł nazywać tak samego siebie — ale ona?

         — Nie powiedziałaś tego.

         — I nie powinieneś nazywać mnie pruderyjną.

To sprawiło, że się uśmiechnął, a złość nieco zniknęła. Naprawdę nie miał tego na myśli. Chciał tylko ją zdenerwować, głównie dlatego, że płomień w jej zielonych oczach był fantastycznym widokiem, a ona była naprawdę gorąca z tym swoim temperamentem ( nie żeby kiedykolwiek rozważał zrobienie tego z nią, chociaż naprawdę pociągał go typ “wzór wszelkich cnót”). Ale jeśli interpretowała to w ten sposób…

— Pruderyjna?

— Odszczekaj to.

Jego uśmiech się poszerzył.

— Ale jesteś. Zwój jest cały i zdrowy, odpręż się. Zdecydowanie jesteś zbyt sztywną kobietą...och!

Jak to się stało? Nie wiedział. Jedyne, czego był świadomy to to, że jej ręce nagle go chwyciły i popchnęły do tyłu i początkowo myślał, że zamierza go uderzyć. Miał sekundę na to, aby zobaczyć przed oczami przebłyski z całego swojego życia (już sama jej reputacja sprawiała, że niemal sikał w portki), zanim poczuł szorstką korę drzewa na swoich plecach, a jej ręce chwyciły go za szyję (och, cholera, zamierzała go udusić).

A potem poczuł jak coś miękkiego wchodzi w kontakt z jego ustami.

To były jej usta.

Całowała go, przyciskała do drzewa i jęczała z szalonej radości. Po początkowym alarmie w jego głowie, miał chwilę, by zauważyć, że całowała się naprawdę dobrze, miała miękkie ciało i że naprawdę powinien otworzyć usta i albo zaprotestować, albo odwzajemnić pocałunek, bo – na cholerną Kami – naprawdę się w to wczuła, a piękne dźwięki wychodzące z jej gardła praktycznie błagały, by zareagował (do diabła, czy w ten sposób udowadniała, że się mylił?), kiedy…

— Oi, wy dwaj. Jak myślicie, co robicie?

Odsunęła się od niego, zanim mógł zareagować, pozostawiając go oszołomionego i zszokowanego. Potem odwróciła głowę w stronę głosu i przybrała skromny, przepraszający wyraz twarzy. 

Cztery metry przed nimi stało dwóch mężczyzn. Obaj mieli na sobie schludne mundury i nierozpoznawalne symbole na czole. 

Trzymając jedną rękę na Kibie, Sakura spojrzała na nich niewinnie, a jej zielone oczy błyszczały energią i poczuciem winy.

— Och, um...cześć. Przepraszamy za to. My, um… rozproszyliśmy się — powiedziała pospiesznie, przygryzając dolną wargę. Obaj mężczyźni spojrzeli na Kibę, potem na nią, a na koniec na psa. 

Akamaru uśmiechnął się niewinnie, stał na swoim miejscu obok drzewa i machał przyjaźnie ogonem. Wydawało się, że to był katalizator, ponieważ jeden z mężczyzn nagle uśmiechnął się figlarnie, mrugając do Kiby.

— To musi być twój szczęśliwy dzień — drażnił się. — Twoja dziewczyna nie może oderwać od ciebie rąk.

Kiba przytaknął bez słowa, kiedy poczuł, że jedna z tych dłoni uszczypnęła go mocno. 

Okazało się, że byli to strażnicy wioski i właśnie przechodzili obok z powodu jakiegoś problemu, który usłyszeli (czyli krzyków i zawodzenia), a następnie zostawili parę samą, życząc im wszystkiego najlepszego i radząc, aby uważali (zarówno w sypialni jak i w terenie). 

W chwili, kiedy odeszli, Sakura szybko zdjęła rękę z jego szyi.

— Następnym razem nie będzie mnie przy tobie, aby ratować ci dupę.

Potem odeszła, mamrocząc coś o głośnych ustach i ich nieostrożności, nie racząc go nawet swoim spojrzeniem. Miał chwilę, aby spojrzeć na jej kołyszący się tyłek, zanim przypomniał sobie jej temperament i zdał sobie sprawę, że tym razem prawdopodobnie zginie, jeśli przyłapie go na tym.

Potem przypomniał sobie pocałunek i ciało na nim i zastanawiał się, czy nie oszaleje, skoro o tym pomyślał.

Haruno Sakura smakowała jak rozgniecione winogrona.

~0~

Drugi raz, kiedy Sakura pocałowała Kibę był całkowicie, absolutnie przypadkowy.

Tydzień po misji odzyskania zwoju został wysłany na inną i wrócił do

domu zakrwawiony i posiniaczony, z zębami niemal gotowymi do wypadnięcia.

Natychmiast został zabrany do szpitala, gdzie Sakura była akurat na swojej zmianie. Nie był w stanie niczego zrobić, więc pozwolił jej go wyleczyć.

Tego dnia była słodka jak lukier na babeczce.

I bardzo wesoła.

— W porządku, Kiba, wygląda na to, że to już wszystko. Następnym razem bądź ostrożniejszy, okej?

Gdyby nie był tak cholernie zmęczony, opadłaby mu szczęka. Trajkotała coś dalej, gruchała trochę nad Akamaru, po czym odeszła do kolejnego pacjenta.

Ani słowa o zeszłym tygodniu, o tym, jak prawie urwała mu głowę, a potem całowała go do nieprzytomności.

Potem znowu chciała urwać mu głowę.

Tej nocy czuł w swoich snach zapach zmiażdżonych winogron.

Kolejnego wieczoru były urodziny Ino, więc wszyscy z ich grupy zostali zaproszenia na imprezę w klubie, wraz z kilkoma innymi osobami, które poznali na misjach. Spóźnił się, a impreza już się zaczęła, a Naruto i Lee znajdowali się na środku parkietu, poruszając biodrami i machając dziko (pijacko) rękami.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, kiedy przybył, było rozejrzenie się w poszukiwaniu za głową z różowymi włosami – odruch, który tak go zirytował, że natychmiast udał się do najbliższej dziewczyny, która mogła dać się podpuścić jego flirtowi. Nie mylił się – robiła to samo, pieszcząc z uznaniem jego ramiona i szepcząc mu do ucha niegrzeczne, naprawdę niegrzeczne rzeczy. Przeprosiła na chwilę, kusząco obiecując mu, że wróci. Kiba wyszczerzył zęby i sam poszedł do baru, wpijając jedną filiżankę sake, po czym udał się w miejsce, do którego miała wrócić. 

Jego oczekiwania zostały przerwane, gdy nagle znikąd wystrzeliła czyjaś ręka, ciągnąc go za koszulę do ciemnego kąta. Potem rozległ się chichot.

— Tutaj jesteś.

To była Sakura, odwrócona plecami do ściany, a on przy niej. Jej oczy były oszołomione, a jej słowa lekko niewyraźne.

— Co? —  zapytał głupio.

— Czekałam na ciebie — wyszeptała ochrypłym głosem, skubiąc jego ucho. Coś przecięło jego kręgosłup niczym błyskawica.

           — Co...

Wtedy jej ręka poleciała w dół, przesuwając się po jego brzuchu i grzebiąc przy jego zamku błyskawicznym, a on nagle zapomniał jak oddychać.

         — Czy wiesz, jak wspaniale jest być pijanym i nie martwić się o to, że muszę się zamknąć? Od dawna chciałam to zrobić.

Huh.

— Sakura…

— Ćśśś. Spodoba ci się to — obiecała ponuro. Bez ostrzeżenia przywarła do niego, a ich pozycja była podobna do tej, jaką mieli w lesie ponad tydzień wcześniej.

Potem jej ręka wślizgnęła się do środka, chwytając go w tym samym czasie, kiedy przycisnęła usta do jego i wszystkie myśli o tym, co zamierzał powiedzieć, wyleciały mu z głowy.

Przy tym pocałunku miała otwarte usta – był on gorętszy niż którykolwiek z pocałunków, których kiedykolwiek doświadczył. Jej ręka pocierała go zmysłowo, a jej usta robiły najwspanialsze rzeczy na świecie. Smak zmiażdżonych winogron był silniejszy niż kiedykolwiek. Od czasu do czasu jej usta błądziły, podobnie jak jego i paliło go jeszcze bardziej, gdy jęczała z zachwytu i poruszała się przy nim, jakby próbowała się zbliżyć.

Zrobiło mu się jeszcze goręcej, kiedy zaczęła mu szeptać do ucha brudne rzeczy.

— Wiesz, fantazjowałam o tym — szepnęła bez tchu, trzepocząc rękami na jego brzuchu. — Posuwasz mnie, a ja liżę cię po całym ciele. Och, sensei, twój pocałunek jest niesamowity, twoje ręce mają w sobie magię, chcę, żeby znalazły się na mojej...poczekaj chwilę.

Zatrzymała się, mrużąc oczy i lekko się kołysając, by utrzymać pion. Przez mgłę wywołanym podnieceniem zobaczył, jak skupia się na jego twarzy, marszcząc nos i brwi.

Jej oczy nagle się rozszerzyły.

— Nie jesteś Kakashim! — krzyknęła. Potem potknęła się (potykając się i chichocząc), pozostawiając go samego i oniemiałego.

I bardzo pobudzonego.

I czującego się głupio.

Kakashi oczywiście się nie pojawił (właściwie nigdy tego nie robił), co spowodowało, że to Shikamaru był odpowiedzialny za zabranie nieprzytomnego, różowowłosego pijaka do domu (zrobił to tylko przez narzekanie jego dziewczyny, Ino). Ponieważ Kiba sam musiał zająć się Shino (który również był zaskakująco pijany i śpiewał cicho do piosenki, którą Naruto krzyczał na głos), mógł tylko poczuć ulgę, ponieważ naprawdę nie wiedział, jak poradzić sobie z niedawną sytuacją. 

Cudownie nękany i bezwstydnie odrzucony przez tę samą dziewczynę – a to wszystko w ciągu kilku minut.

To nie było dobre.

~0~

Trzeci raz, kiedy Sakura pocałowała Kibę był całkowicie, absolutnie przypadkowy.

Unikał jej już o dobrych trzech tygodni – coś, czego nigdy nie robił, ponieważ uważał, że unikanie tak naprawdę niczego nie rozwiązuje i lepiej jest stawić czoła problemowi.

Zwykle ta sama zasada dotyczyła dziewcząt. To on był tym, który za nimi ganiał, o ile tylko okazywały mu choć trochę zainteresowania. Do diabła, wystarczyłby uśmiech  pod warunkiem, że kobieta była samotna i chętna. No i gorąca.

No dobra… więc może to dziewczyny zazwyczaj za nim ganiały. Jednak odgrywał też swoją część, odpowiadając na ich zaloty i umieszczając je w swojej pościeli. Oczywiście nigdy tego nie żałowały, a sprawy zawsze szły gładko, bez względu na to, jak długi, czy też krótki był romans.

Ale z nią było inaczej.

Nie potrafił dokładnie określić dlaczego, poza tym, że za nim nie latała. Teraz było to oczywiste, zwłaszcza biorąc pod uwagę sposób, w jaki cały czas wymyślała wymówki, by leczyć Kakashiego, trenować z Kakashim, jeść z Kakashim. Jak Naruto nie zdawał sobie z tego sprawy (a nawet Kakashi), nie mógł zrozumieć. Może dlatego, że Kiba i tak już wiedział, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się podczas ich małej...eskapady. A ponieważ wiedział, był w stanie obserwować i dojść do wniosku, że Sakura pożądała swojego byłego sensei bardziej, niż chciała przyznać, ale nie miała odwagi tego przyznać, kiedy była trzeźwa.

To bardzo go irytowało.

Po co marnować czas na kogoś, kto wyraźnie cię tak nie postrzegał?

Cztery tygodnie po incydencie imprezowym wydarzyło się coś nieuniknionego i po raz kolejny zostali przydzieleni razem na misję – zespół składający się z niej, jego i nikogo innego jak Kakashi. Tym razem nie była to prosta misja odzyskania zwojów, a jej ukończenie zajęło im dziesięć dni, zanim wrócili do swojej rodzinnej wioski – czas, który spędził z Sakurą rozmawiającą bez końca z Kakashim i całkowicie ignorując Kibę (ale nie Akamaru – zdawała się zbytnio uwielbiać jego psa), chyba, że chodziło o opatrzenie rany, którą otrzymał podczas krótkiej walki z wrogim ninja.

To oczywiście jeszcze bardziej go irytowało.

Kiedy stało się oczywiste, że jej były sensei był obojętny (i bardzo nieświadomy), a Sakura stawała się zbyt oczywista, próbując zwrócić jego uwagę, Kiba wiedział, że już wystarczy. Podczas następnego postoju, w chwili, gdy Kakashi usiadł na gałęzi drzewa, aby kontynuować czytanie swojej małej książki porno, a Sakura zaciągnęła Kibę, by usiadł nad brzegiem rzeki, by sprawdzić, co się stało, zdecydował, że unikanie zbyt wielu rzeczy jest po prostu bezużyteczne.

W każdym razie to nie było w jego stylu.

— Co dokładnie w nim widzisz?

Zamarła podczas zdejmowania jego bandaża.

— Co?

Skrzywił się.

— Widać, że chcesz mu włożyć ręce w spodnie. Dlaczego?

Zszokowana jego słowami, szybko zdjęła ręce, otwierając usta.

— To nie jest… nigdy nie powiedziałam...Kakashi

Uśmiechnął się. 

— Nie wymieniłem imienia, Sakura. 

Prychnęła, a jej oczy zapłonęły z wściekłości.

— Ty zarozumiały dupku!

Zamiast się obrazić, przechylił tylko głowę.

— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie — przypomniał. 

— Cóż, to nie twoja sprawa! — syknęła, a jej policzki zaróżowiły się. — I nie chcę wkładać rąk do jego spodni…

— Flirtujesz z nim od początku naszej misji…

— To absurd! To mój były sensei i oczywiście jesteśmy blisko…

— Pamiętaj o pożądaniu w twoich oczach, kiedy jest w pobliżu…

— Cśśś! Zamknij się — szepnęła wściekle. — To nie twoja sprawa!

— Tak bardzo chcesz na niego wskoczyć?

— To nie twój interes!

— Dlaczego mnie ignorujesz?

— To nie twój interes...

Przerwała w połowie zdania i ku jego zdziwieniu zarumieniła się z różowej na jasnoczerwoną. Potem, jakby się przygotowując, westchnęła i próbowała opanować zakłopotanie.

— To niezręczne — wymamrotała, wracając do jego bandaży.

— Co do cholery jest niezręczne? Masz ochotę na staruszka?

— Nie! — odparła. — A on nie jest taki stary. Mówię o tym, co wydarzyło się na przyjęciu. Ten… no wiesz

Kiba prawie spadł z przewróconej kłody, kiedy zdał sobie sprawę, o czym ona mówi. Tym razem to ona się gapił.

— Pamiętasz to?

— Tak — odpowiedziała bez ogródek, wkładając chakrę w jego bliznę.

— I z tego powodu mnie ignorujesz?

— Byłam pijana — kontynuowała, jakby w ogóle go nie słyszała. — Ale zapamiętałam tę część. I wolałabym o tym nie wspominać ani o tym pamiętać.

Nie wiedział dlaczego, ale to go tak rozgniewało, że tak jak poprzednio, wyrzucił to z siebie.

— Dobrze. I tak nie byłaś zbyt dobra.

Znowu zamarła, jej dłoń zatrzymała się na jego ramieniu, a jej chakra się rozproszyła.

— Co?

— Założę się, że gdybyś uwiodła Kakashiego tamtej nocy, uciekłby od ciebie szybciej niż...

Jej uścisk na jego ramieniu zacieśnił się, powodując, że krzyknął. Wydawało mu się, że usłyszał słabe skrzypienie kości, które wywołało u niego panikę.

— Co do diabła...cholera, Sakura! Prawie złamałaś mi rękę!

— Byłam pijana — warknęła do niego.— Oczywiście, że nie był to najlepszy pocałunek!

— Przestań łamać mi rękę — warknął.

— Przepraszam — warknęła. — Ale jesteś nie do wytrzymania!

— Cóż, mówiłem prawdę!

— Jestem niesamowita, kiedy jestem trzeźwa! — wrzasnęła niemal rozdrażniona.

— Nie wierzę ci!

— Cóż, za chwilę to zrobisz!

I zanim zorientował się co się dzieje, nagle ogarnęło go ciepło, gdy przycisnęła się bliżej i opuściła jego głowę.

Pocałowała go, żeby udowodnić swoją rację.

Nie był to pocałunek tak gorący i gorliwy, jak na przyjęciu. Nie był nawet tak szybki ani tak zmysłowy, jak sposób, w jaki go wtedy dotykała. Ten pocałunek był wściekły, tak wściekły, że mógł to poczuć na swoich ustach, razem z frustracją – dwiema emocjami, które osłabły, gdy pocałunek się przedłużał, dopóki nie zareagował wbrew własnej woli i oddał pocałunek tak, jakby od tego zależało jego zdrowie psychiczne. Posmakował znajomych winogron w jej ustach i pozwolił językowi prześledzić każdą krzywiznę, każdy kąt, aż jej oddech stał się nierówny, a technika pocałunku stała się bardziej nieśmiała, wolniejsza, niezdarna. 

Kami, była przesłodka.

Nie pamiętał, momentu, w którym usiadła na jego kolanach, jak jej dłonie niepewnie spłaszczyły się na jego klatce piersiowej, ani jak on wylądował na gładkim łuku jej szyi, przechylając głowę, aby pogłębić pocałunek, usłyszeć ten cudowny dźwięk, który wydała, dając pozwolenie na coś więcej. Trzeźwa Sakura była silniejsza niż ta pijana, tym bardziej, że tak naprawdę nie chciał jej trzymać na plecach z rozłożonymi nogami – chciał po prostu zostać tutaj z nią, w takim stanie, siedzącą na nim, z ustami na jego, całując i całując, aż…

— Eee… przypuszczam, że właśnie przerwałem coś kluczowego.

Na dźwięk głosu rozdzielili się gwałtownie. Kiba patrzył, jak oczy Sakury w ciągu kilku sekund zmieniają się od oszołomienia do szoku i w końcu przerażenia, gdy zorientowała się na osobę, która do nich przemówiła.

Kakashi obejrzał się z radosnym błyskiem w oku, gdy nieśmiało podrapał się po głowie.

— Pomyślałem, że powinniśmy iść już dalej i szukałem was, ale nie wiedziałem, że przeszkadzam więc...Przepraszam, czy powinienem wrócić na swoje miejsce i zostawić was dwoje, dopóki nie skończycie? Jestem na dwudziestej czwartej stronie Icha-Icha i z radością poczekam, aż będziecie...usatysfakcjonowani.

Sakura wstała gwałtownie, rumieniąc się, a potem blednąc.

— Nie, nie, to nic — jąkałą się, oddalając się od Kiby jak najdalej.

— Nieprawda — mruknął Kiba. — Całowaliśmy się. Namiętnie

— To był eksperyment!

— Niezbyt udany — skłamał rażąco.

Zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział, spojrzała na niego, jej usta się otworzyły, a potem zamknęły.

— Jesteś takim draniem — syknęła.

Patrzył jej prosto w oczy, dając jej do zrozumienia, co dokładnie myśli o ich pocałunku.

— Miło mi

Znowu zarumieniła się jak burak, po czym odeszła, mamrotając coś o palantach i ich niewiarygodnym ego.  

W chwili, gdy odeszła, Kakashi zwrócił się do niego, przyglądając mu się niemal z zaciekawieniem.

— Hm. Ciekawe, jak to się zaczęło.

Kiba skrzywił się i chwycił swoje ramię, które teraz boleśnie pulsowało.

— Próbowała złamać mi rękę — odpowiedział. — Odwróciłem jej uwagę.

 Potem odszedł, zostawiając Kakashiego, by ten mógł się zastanawiać, co to miało znaczyć. 


~0~


Czwarty raz, kiedy Sakura pocałowała Kibę był całkowicie, absolutnie przypadkowy.

Miesiąc później ponownie nadszedł czas na misję, jednak tym razem tylko we dwoje. Zadanie polegało na odzyskaniu skradzionego naszyjnika, którego pewien Daimyo chciał od rywala z innej wioski. Daimyo był bardzo zdesperowany, aby towarzyszyć Kibie i Sakurze na każdym kroku, a misja, która miała być odzyskaniem, okazała się misją eskortową. Nie pomogło to, że Daimyo, mężczyzna w średnim wieku ze skłonnością do lubienia ładnych rzeczy (w tym oczywiście ludzi), wydawał się lubić Sakurę, która była na skraju przerażenia

— Ile lat masz, moja droga?

— Mam dwadzieścia jeden lat.

— Ach, wiek dorastania. Wspaniały, wspaniały — powiedział, patrząc na nogi Sakury.

— Właściwie — zadrwił Kiba. — Jeśli chodzi o wiek, w którym dorastamy, to my, ninja, osiągamy go w wieku dwunastu lat.

Daimyo posłał Kibie spojrzenie pełne dezaprobaty, po czym odwrócił się do Sakury i uśmiechnął czarująco.

— Wiesz, kiedy byłem młody, wiele dziewczyn rywalizowało o moje względy. Jednak żadna z nich nie była tak ładna, jak ty, moja droga.

— Eeee...dzięki.

— Więc powiedz mi...czy lubisz starszych mężczyzn?

— Ona woli nauczycieli — dodał pomocnym tonem Kiba.

Daimyo wydawał się tym zaskoczony, po czym odzyskał panowanie nad sobą i z zaciekawieniem spojrzał na Sakurę.

— Naprawdę? Sam byłem nauczycielem raz czy dwa, dawno temu.

Odpowiedź była tak rażąco pełna nadziei, że Kiba musiał powstrzymać się od chichotania, a Akamaru przed szczekaniem z rozbawienia (oczywiście pies też uważał, że to zabawne). Tak nonszalancko, jak tylko potrafił, jeszcze raz udzielił odpowiedzi

— Zwłaszcza swoich własnych nauczycieli — powiedział, świadomy swojego podwójnego entuzjazmu, ale niezbyt o to dbał. Oczywiście Sakura również była tego świadoma, ponieważ odwróciła głowę, aby rzucić Kibie wściekłe ostrzegawcze spojrzenie, zanim znów skupiła się na drodze przed sobą.

— Nie mam teraz głowy do umawiania się — poinformowała uprzejmie Daimyo.

— Cóż, ma głowę do całowania się — skomentował Kiba.

— On ma urojenia.

— I całowania facetów w ciemności

— To niedorze..

— I uwodzenia niechętnych ludzi.

— Manipulujących — poprawiła Sakura. Następnie, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała, zacisnęła usta, rumieniąc się wściekle.

— Ona lubi też facetów w jej wieku — poinformował Kiba Daimyo, który teraz patrzył na nich dziwnie.

Sakura prychnęła. — Mówię ci, ma urojenia.

— Właściwie — ciągnął Kiba, jakby wcale jej nie słyszał. — Tak bardzo lubi facetów w jej wieku, że całuje ich tyle, ile chce...czekaj, nie. Całuje jednego faceta, kiedy tylko chce. Nie odrywa od niego rąk. Chce go dotykać. Może nie może mu się oprzeć.

— Pieprzyć tego gościa — warknęła Sakura.

— Kochanie, myślę, że ten facet spodziewał się tego od pierwszego dnia — szepnął Kiba.

Na to Sakura zarumieniła się jeszcze bardziej, zanim ponownie skupiła 

się na drodze i przez większość czasu mamrotała pod nosem.

Odzyskanie naszyjnika było dość łatwe, z wyjątkiem sytuacji, gdzie niektórzy z najbardziej oddanych wyznawców rywala Daimyo próbowali ich wytropić i zaatakować, gdy byli najbardziej nieświadomi, prawie przybyli na terytorium nieprzyjaciela. Atak doprowadził Daimyo do skomlenia ze strachu i przysięgi, że nigdy więcej nie opuści swojej wioski, Kiba zaklął gwałtownie i szczekał razem z Akamaru, a Sakura została zraniona, gdy zatruta igła utknęła w jej nodze. Nie była to śmiertelna trucizna, ale osłabiła ją, przez co chwilowo straciła chakrę.

Kiba wywnioskował, że nie była to dla nich komfortowa sytuacja, biorąc pod uwagę pogarszającą się kontuzję i rzekome bycie człowiekiem, który ma ją wyleczyć. Więc z determinacją zatrzymał ich i użył swojej chakry, aby zamknąć jej ranę.

— Zostaw mnie w spokoju

— Niemożliwe

— Zostaw mnie w spokoju

— Powiedziałem, że to niemożliwe

— Powiedziałam, zostaw mnie…

— Mogłabyś przestać, kobieto? Jesteś taka głośna.

Sakura skrzywiła się, ale ucichła, gdy zdała sobie sprawę, że nie wygra tej kłótni. Nie wypowiadając ani słowa, Kiba skinął na nią, by usiadła na jednej z dostępnych skał przyklejonych do wielkiego drzewa i pozwolił swoje chakrze wirować w jego dłoni, starając się skupić ją na palcach (jak ona to robiła z  taką łatwością, nigdy się nie dowiedział) jak drobne igły. Następnie położył dłoń na jej nodze, pozwalając energii przeniknąć przez jej pory do miejsca, w którym jej skóra stała się widocznie fioletowa. Kiedy skończył, kolor zbladł, a ona eksperymentalnie poruszyła nogą w prawo i w lewo.

Nic nie mógł na to poradzić. Musiał ponownie zapytać.

— Co widzisz w Kakashim?

Niemal poczuł, jak zesztywniała, gdy jej ręce zatrzymały się w swoich ruchach, a jej oczy opadły, by spojrzeć na niego. Utrzymywał kontakt wzrokowy, dając jej znać, że poważnie podchodzi do pytania i tym razem nie miał zamiaru się z nią drażnić. Ani być sarkastycznym.

W końcu ustąpiła.

— Jest uczciwy i odpowiedzialny za całą tę fasadę — wyjaśniła.

Cisza.

— No i jest...gorący — wymamrotała.

Uniósł brew. Zarumieniła się.

A potem nagle nie mógł się powstrzymać. Wydawało się, że kiedy był przy niej, cała jego samokontrola ustępowała i nie miał innego wyjścia, jak pozwolić, by instynkt dyktował mu działania i pozwolił naturze obrać swój bieg.

Celowo przybliżył się do niej. 

— Więc… czy to oznacza, że nie jestem gorący? — zapytał cicho, upewniając się, że jego oddech dotknął jej skóry, aby mogła poczuć jego ciepło. 

— C-co?

— W ogóle nie uważasz mnie za atrakcyjnego?

Zrobiła ruch, żeby się wycofać, zbyt późno zdając sobie sprawę, że nie może – za nią była kora drzewa, a przed nią, wokół niej...był on.

— Nie — wypaliła, przenosząc oczy w lewej strony na prawą, gdziekolwiek, ale nie na niego. 

— Więc wcale cię nie kusi? — szepnął, pochylając się jeszcze bliżej.

— Nie — szepnęła chłodno. 

— Nawet.... trochę? — przesunął palcem po dolnej wardze, czując jej miękkość.

— Nie — powtórzyła stanowczo. Och, jej ton był zimny i zdeterminowany. 

Ale jej oczy. Jej oczy były teraz utkwione w nim i mógł to zauważyć. Wiedział, co w nich jest.

— Zmienię twoje zdanie — mruknął, a jego usta były o kilka cali od jej.

Jej usta rozchyliły się (wbrew jej woli, był tego pewien).

A potem, gdy już miał się wycofać – ponieważ nigdy nie odważyłby się tego zrobić, nie bez jej pełnej zgody – i pozwolił jej się zastanowić, jak będzie wyglądał ten pocałunek…

TRZAŚNIĘCIE

Zaskoczeni, jednocześnie obrócili głowy, a jej usta przypadkowo musnęły jego usta podczas tego ruchu. Chwilę na posmakowanie ciepła, zanim cofnęli się, jakby między ich twarze wrzucono bombę.

Ich klient, Daimyo, stał po środku małej polanki, wpatrując się w nich w absolutnym szoku.

Cisza.

— Sakura...myślałem, że wolisz starszych mężczyzn?

Sakura natychmiast odepchnęła Kibę od siebie, wstając i mrucząc o tym, jak się spóźnią, jeśli się nie pospieszą. Następnie rozkazała im iść dalej i podążać za nią.

Próbując się nie śmiać, Kiba również wstał i skinął na Akamaru, by poszedł za nim.

— Chodź, sir. Ona jest szefem.

Daimyo wpatrywał się tylko w ich plecy, zastanawiając się, czy wszyscy shinobi byli aż tak szaleni.

~0~

Pierwszy raz, gdy Kiba pocałował Sakue, był całkowicie zamierzony.

Po powrocie do domu z dość brutalnej misji, która zakończyła się z nim niosącym na ramionach na wpół martwą Hinatę, spędził prawie sześć dni w szpitalu, pięć dni z nich będąc nieprzytomnym.

Kiedy się obudził zobaczył Shino siedzącego obok niego na krześle i czytającego magazyn.

Jego głos zabrzmiał jak rechot przy pierwszym słowie.

— Hinata?

Shino odłożył magazyn. — Dobrze się czuje. Bardzo szybko dochodzi do siebie.

Dobrze. To była dobra wiadomość.

— Akamaru?

— W domu z twoją siostrą. Bardzo dobrze się nim opiekuje.

Jeszcze lepiej.

— Gdzie ja jestem?

— W niebie — odpowiedział Shino, na co Kiba uśmiechnął się. Ludzie którzy nie znali robakowego faceta, zawsze myśleli, że ma kija w dupie — co zupełnie nie miało miejsca, o czym może zaświadczyć jego kilku bliskich przyjaciół.

— Jestem głodny — zażądał nagle Kiba. Jakby na zawołanie, jego żołądek zaburczał głośno, wskazując, że nie zjadł porządnego posiłku od kilku dni. Widząc jabłka leżące na komodzie za Shino, Kiba usiadł prosto – i skończył lekko jęcząc, gdy poczuł, jak rozciągają się jego nowe szwy.

Co mu przypomniało…

— Kto nas uzdrowił?

— Tsunade-sama — odpowiedział automatycznie Shino, podając Kibie jedno z jabłek. Wgryzł się łapczywie, starając się nie okazać rozczarowania.

— Och. Więc nie asystentki? Shizune? Sakura?

— Dlaczego miałaby ich potrzebować?

To, kiedy się nad tym zastanowił, miało sens. Była jedną z najlepszych, na Kami. Oczywiście mogła to zrobić sama. Bułka z masłem.

Ponuro dokończył swoje jabłka.

— Ale wiesz, co słyszałem?

— Hm? — odpowiedział Kiba, kompletnie niezainteresowany.

— Sakura prawie pokłóciła się z Hokage. Robiła coroczne ćwiczenia fizyczne Kakashiego w dniu, w którym wróciliście do domu i zażądała, aby pozwolono jej wziąć udział w operacji. 

Jabłko prawie wypadło mu z ręki. Decydując się nie wyglądać na zaniepokojonego, Kiba ponownie się w nie wgryzł.

— Ciekawe, dlaczego tak się stało — powiedział od niechcenia.

— Tak, zastanawiam się dlaczego — potwierdził Shino z porozumiewawczym tonem w głosie. — Czy dzieje się coś, o czym powinienem wiedzieć?

Kiba wzruszył ramionami. — Nie całkiem. 

Jeszcze nie.

Nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnął się ponownie, żując jedzenie ze znacznie większym entuzjazmem.

Następnego dnia, kiedy uznano go za wystarczająco zdrowego, odwiedził kwiaciarnię Yamanaka, zamawiając dwa duże bukiety i wrócił do szpitala, aby dać jeden Hinacie (i spędzając z nią dwie godziny na rozmowie) i wpadł do mieszkania Sakury, by postawić drugą nogę na schodach i uświadomić sobie, że kompletnie nie wiedział gdzie w tej chwili była.

Następnego dnia, wczesnym rankiem, rozległo się pukanie do jego drzwi, budząc go w środku cudownego snu, w którym jadł tony lodów winogronowych (jego ostatnia grzeszna przyjemność). Drapiąc się po głowie i mamrocząc coś pod nosem, Kiba otworzył drzwi, gotów wrzeszczeć na tego, kim był intruz.

Sakura stała na jego werandzie, ubrana w dżinsowe szorty i białą koszulę z napisem “Szpitalne ciasteczko” pośrodku. Wyglądała w nim absolutnie uroczo. 

I była bardzo, bardzo zdenerwowana. 

— Um...przepraszam, że ci przeszkadzam. Chciałam tylko podziękować za kwiaty. A więc...pa

A potem praktycznie uciekła, nie dając mu szansy, by cokolwiek powiedzieć. Chłonął to przez kilka sekund, zanim spojrzał na siebie. Półnagi. Jasnozielone, puszyste kapcie (należące do jego siostry!). Białe bokserki z wieloma różowymi króliczkami (NALEŻĄCE DO JEGO SIOSTRY!). Rzucił jedno głośne przekleństwo i pobiegł za nią. 

— Sakura! Hej, Sakura!

Ponieważ konieczność nadążania za Akamaru uczyniła go bardzo szybkim biegaczem, był w stanie nadrobić zaległości. 

— Hej! SZPITALNE CIASTECZKO!

Zatrzymała się, wpatrując się w niego. Potem jej oczy rozszerzyły się, gdy zauważyła, że w ogóle nie zmienił swojego stroju i faktycznie wkładał palec do ust i pozwalał chakrze płynąć – technika, którą znała aż zbyt dobrze, ponieważ to ona nauczyła Naruto jak ją stosować przed wykonaniem jakichkolwiek czynności z dziewczyną, aby upewnić się, że wszystkie oznaki nieświeżego oddechu zostały wyeliminowany.

— Będziesz chory, chodząc w takim ubraniu — powiedziała.

— Jestem odpowiedzialny. Gdybym nie był, Akamaru nie byłby tak zdrowy jak teraz. Zdrowy, silny i inteligentny. 

Sakura zmarszczyła brwi i skinęła głową. — Aha, okej.

— I jestem szczery — ciągnął, ignorując jej komentarze — Prawdę mówiąc, tak całkowicie szczery, że prawdopodobnie poczułabyś się urażona, gdybym powiedział ci, o czym teraz myślę. 

Ponieważ patrzył na jej usta, kiedy to mówił, nie było wątpliwości, że zrozumiała. Podszedł bliżej, gdy zrozumienie spłynęło na jej twarz, a jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.

— I jestem atrakcyjny. Możesz zapytać dziewczyny w okolicy. Mogą o tym zaświadczyć.

Jej usta natychmiast się zamknęły. — Och, jestem pewna, że mogą — prychnęła, krzyżując ramiona. Byli teraz od siebie oddaleni tylko o kilka centymetrów i tak naprawdę miał jeszcze tylko jedną rzecz do powiedzenia. 

— I na pewno się tobą zaopiekuję — mruknął. — Jestem lojalny. Niezwykle lojalny. Będę lojalny i uważny na wszystkie twoje potrzeby…

— Och, zamknij się zboczeńcu…

— ...bo wiem, jak ciężka jest twoja praca. Dopilnuję, żebyś cały czas czuła się dobrze — zakończył. 

— To najbardziej ułomna, najbardziej absurdalna i banalna kwestia, jaką kiedykolwiek…

Cofnął ją do najbliższej ściany i zamknął ją w najwygodniejszy – i najsmaczniejszy – sposób, jaki mógł wymyślić. Pocałował delikatnie jej gadające usta, wciągając ją w chwilę przed zmianą pocałunku z powolnego w pochłaniający, aż był pewien, że był jedynym, o którym pomyślała.

Kiedy się uwolnił, był zadowolony, widząc, że jej oczy się zamknęły, a ręce, które mogły go odepchnąć, utknęły w powietrzu. Otworzyła zielone oczy, wyglądając na lekko oszołomioną. 

— Chcesz się ze mną umówić? — zapytał od niechcenia.

— Niezupełnie — odpowiedziała wyzywająco.

Pocałował ją ponownie, aż jej ręce powoli, powoli spoczęły na jego zimnej piersi.

— Chcesz się ze mną umówić? — zapytał ponownie.

— Jaki to ma sens? Jedyne, co jest między nami, to całowanie. 

Pocałował ją jeszcze raz — teraz bez większego oporu. 

— To dla mnie wystarczająco dobry początek — mruknął w jej usta.

Jej oddech przyspieszył.

— Nadal masz opory? — zachichotał, skubiąc jej usta.

— Nadal myślę — wymamrotała, jakby starała się zachować rozum. 

— Zapomnij o swoim sensei — powiedział.

Nie zamarła na to. Zamiast tego spojrzała mu w oczy, widząc w nich szczerość. I pozorną nerwowość (który najwidoczniej starał się ukryć), połączoną z determinacją i połowiczną nadzieją.

Cisza.

Potem uśmiechnęła się, co Kiba uznał za mały, słodki uśmiech.

— Jakim sensei? — wyszeptała.

Wtedy nie mógł nie odwzajemnić jej uśmiechu, bo to było tak, jakby magnes przyciągał ich bliżej i bliżej, a on nie mógł powstrzymać swojej głowy przed zanurzeniem się, by znów jej posmakować – w końcu jej odpowiedź była odpowiednia.

Nie zdawała sobie sprawy, że ściana, na którą się cofnęli należała do jej sensei (tego samego, o którym rozmawiali – który najwyraźniej słuchał i był bardzo rozbawiony, biorąc pod uwagę sposób, w jaki szczęśliwie powrócił do swojej pomarańczowej powieści).

No cóż, Kiba wolał, żeby o tym nie wiedziała.

Pocałował ją.

I tym razem oddała mu pocałunek.





5 komentarzy:

  1. Oto jestem! Główna komentatorka, burzycielka światów! A nie, czekaj, to nie to.

    Nooo chwile mi zajęło przeczytanie tego. Samo zabranie się... YH. Nie powiem żeby jakoś wybitnie mi się podobało, bo nie za specjalnie kręci mnie te parowanie a początek wydał mi się jakiś taki toporny ALE dialogi, a w zasadzie kłótnie, Sakury i Kiby były całkiem zabawne. Trochę się pośmiałam. A już w szczególności ze wszystkich scen z Kakashim.

    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tamtej chwili szukałam czegoś lekkiego, co szybko mi się będzie tłumaczyć. Wiedziałam, że w sumie żadna z was nie jest fanką tego parowania, ale stwierdziłam, że kurczę warto spróbować.
      Dziękuję Krropcia, naczelna komentatorko, kaczuszko ♥

      Usuń
    2. WAIT, NIE KACZUSZKO, KURCZACZKU!

      Usuń
  2. Bardzo słodziaśne ;3

    Szczerze, to sama nie wiem dlaczego nie lubię KibaSaku. Może dlatego, że kiedy Inuzuka nie jest jedną z głównych postaci ficzku to jego kreacja jest... bardzo meh. Chyba za bardzo uprzedziłam się do niego jako irytującego gościa, postaci drugi lub trzecio planowej, która tylko plącze się pod nogami.

    Tutaj podobało mi się, że oni byli do siebie tak podobni pod względem temperamentu. No i to jak Sakura traciła grunt pod nogami, kiedy Kiba nie dawał jej spokoju. No słodka para idiotów.

    Kiba w bokserkach siostry wygrał wszystko xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisałam wyżej, ja zdawałam sobie sprawę z waszej awersji do tej postaci XD Ale kurczę, ten Inuzuka trochę kojarzy mi się z Naruto, tylko trochę bardziej idk, może hmm... wredny? No i bez dopalaczów XD

      Dzięki Sayu! ♥

      Usuń