środa, 17 czerwca 2020

3.6. Ocean jest ciemny i głęboki

Obroża była ciężka na jej szyi, brudna i przyklejona do skóry z powodu zaschniętej krwi. Włosy były prawdopodobnie jeszcze gorsze niż wcześniej, splątane i skołtunione przez krew, i pewnie ledwie różowe. Jedyne, co mogła powiedzieć o sukience, to że była całkowicie zrujnowana, i miała szczęście, że była wystarczająco dobrej jakości, że trzymała się razem. Jej skóra łuszczyła się z zaschniętą krwią i błotem. Ramię było zabandażowane, ale reszta jej ran była na tyle płytka, że je zostawiła. Sakura wiedziała, że wygląda jakby przegrała walkę.

OPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE, JEST TO TYLKO TŁUMACZENIE ISTNIEJĄCEGO FANFICTION
AutorPleasedial123
Tytuł oryginału: The Ocean is Dark and Deep
Link do oryginału: LINK

Sakura obudziła się, słysząc dźwięk otwieranych drzwi i całe jej ciało się napięło. Osoba, która weszła zatrzymała się przy drzwiach, a Sakura próbowała dobrze przyjrzeć się jej butom, ale postać znalazła się poza zasięgiem jej wzroku, ukryta za kocami. Żałowała, że nie przeniosła ich, żeby zobaczyć, kto wszedł.
A potem pojawiły się sandały z bardzo znanymi (wyjątkowymi) ocieplaczami na nogi i Sakura znów zaczęła oddychać.
- Wyłaź stamtąd - mruknął zirytowany Zabuza.
Sakura pozwoliła, by jej usta ułożyły się w warknięcie, którego nie widział.
- Nie poproszę dwa razy, bachorze.
Sakura zastanowiła się nad opcjami i stwierdziła, że ich brakuje. Ale jej ciało było zamrożone, a gniew wciąż wykręcał wargi. Adrenalina już pulsowała w jej krwi i Sakura zadrżała, próbując się opanować. Wiedziała, że musi być spokojna, musi być zastraszona, aby oderwano od niej oczy. Jak Zabuza zareagowałby na jej szaloną mieszankę gniewu i strachu? Bała się tego, co by się stało, gdyby na niego warknęła.
Leżała zwinięta w kłębek pod łóżkiem, zamarła niezdecydowana, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.
Zabuza warknął i obszedł łóżko. Sakura przysunęła nogi bliżej siebie, próbowała zwinąć się w kłębek, ale łóżko nie było takie duże. Dłoń owinęła się wokół jej lewej kostki, a jej prawa stopa wypadła spod mebla, mając nadzieję, że uderzy go w nadgarstek. Po prostu warknął i wyszarpnął ją spod łóżka, ciągnąc ją po dywanie, przez co czuła palenie na skórze, a niska rama zaczepiła się o jej włosy na tyle mocno, by je wyrwać.
Sakura przeżyła najbardziej przerażającą noc w swoim życiu i nie była gotowa na takie traktowanie. Nie mogła się skurczyć i wcisnąć w głąb siebie wszystkich swoich emocji. Była zbyt zmęczona, zbyt zdenerwowana, to było dla niej zbyt wiele i w końcu wybuchła.
Warknęła głośno i wściekle, a kiedy uwolniła się spod łóżka, kopnęła piętą w twarz Zabuzy. Zablokował to uderzenie, a następnie palce skierowane prosto w jego oczy. Z jego rozmiarem i wagą łatwo było utrzymać pewny uścisk na jej dłoni i przycisnąć jej kolana do ziemi swoją nogą. Sakura zastanawiała się, czy znów nie zaatakować jego oczu wolną ręką, ale jej ręce trzęsły się zarówno z adrenaliny, jak i wyczerpania. Oddychała ciężko, jej klatka piersiowa falowała, a wzrok się zaciemniał.
Zabuza spojrzał na nią, a ona się odwzajemniła. Spuścił oczy i Sakura dokładnie wiedziała, jak wygląda.
Obroża była ciężka na jej szyi, brudna i przyklejona do skóry z powodu zaschniętej krwi. Włosy były prawdopodobnie jeszcze gorsze niż wcześniej, splątane i skołtunione przez krew, i pewnie ledwie różowe. Jedyne, co mogła powiedzieć o sukience, to że była całkowicie zrujnowana, i miała szczęście, że była wystarczająco dobrej jakości, że trzymała się razem. Jej skóra łuszczyła się z zaschniętą krwią i błotem. Ramię było zabandażowane, ale reszta jej ran była na tyle płytka, że je zostawiła. Sakura wiedziała, że wygląda jakby przegrała walkę.
Zabuza sięgnął po jej ramię, a Sakura nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia się ani warknięcia, które wymknęło się z jej ust. Przestał.
- Co się stało? - zapytał burkliwie.
Sakura nie mogła otworzyć ust, żeby mu odpowiedzieć. Zamiast tego tylko na niego patrzyła i przestała warczeć. Poczuła, jak w jej oczach zbierają się zdradzieckie łzy, i przypomniała sobie, że Zabuza nie jest jej przyjacielem. Był jej wrogiem, mimo że jeszcze jej nic nie zrobił. Była na terytorium wroga, trzymana przez wroga jak zwierzę domowe, i nawet jeśli Zabuza był mniejszym złem, wiedziała, że nie będzie tolerował jej łez.
Sakura po prostu chciała być w domu.
Tym razem, gdy Zabuza wyciągnął rękę, nie warczała na niego, po prostu leżała idealnie nieruchomo. Jego dłoń opadła, a ona nawet się nie wzdrygnęła, dopóki nie dotknął obroży wokół szyi. Łańcuch zwisał z jej boku, a oczy Zabuzy podążały za nim. Chrząknął, a ona pomyślała, że mógł brzmieć na wściekłego. Sięgnął po łańcuch, a Sakura zebrała się w sobie, kiedy wziął go w rękę. Obserwował jej reakcję, patrzył na to, jak jej wolna ręka szarpnęła się w kierunku obroży, i skrzywił się.
W końcu wstał i pozwolił jej odejść. Sakura leżała nieruchomo przez długą chwilę, czekając, czy zrobi cokolwiek innego, a kiedy tego nie zrobił, powoli wstała. Zostawiła plamę krwi na dywanie, jej niektóre strupy oderwały się, gdy wyciągnął ją spod łóżka. Nie można było powiedzieć, skąd płynie krew, kiedy miała na sobie tyle zaschniętego błota i krwi.
Zabuza patrzył na nią bardzo długo, a potem odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi. Sakura podążyła za nim, bardzo ostrożnie kierując stopami, mimo zmęczenia. Zebrała w dłonie łańcuch, żeby na niego nie nadepnąć. Poszli do biura Gato, a Sakura chciała krzyczeć. Nie zrobiła tego. Chwyciła tę chęć zębami i poczuła, jak ramiona pochylają się do przodu, nawet gdy Zabuza wkroczył do pokoju, jakby był właścicielem tego miejsca.
- Powiedziałeś, że pozostanie nietknięta - zaszydził Zabuza, na jego języku zabrzmiało to jak gniewne oskarżenie: - Nie lubię się dzielić.
- Powiedziałem ci, że upewnię się, że nikt nie użyje jej cipy - powiedział lekceważąco Gato. - I nikt jej nie użył.
- Wrzuciłeś ją na arenę walk psów.
- I dobrze sobie poradziła. Zdobyła dla mnie porządną sumę pieniędzy. - Uśmiechnął się Gato. - Wciąż żyje, więc przestań narzekać. Gdyby umarła, znalazłbym ci inną cipkę, jeżeli tak bardzo jej chcesz.
Zabuza milczał, zanim warknął i odwrócił się w stronę drzwi.
- Zajmę się dzisiaj dochodzeniem w dokach - powiedział Zabuza.
- Dobrze. - Gato pomachał na niego ręką.
Sakura podążyła za Zabuzą i rzuciła na niego okiem, gdy ruszyli do frontowych drzwi posiadłości. Tym razem świeże powietrze wydawało się duszące. Chmury burzowe zgromadziły się nad nimi i Sakura przypomniała sobie ostrzeżenia przed burzą. Zabuza skierował się prosto do wody, a Sakura automatycznie rozejrzała się za łodzią, zanim zobaczyła z szeroko otwartymi oczami, jak Zabuza wchodzi prosto na wodę i nie tonie.
Zerknął na nią, kiedy to zrobił, zobaczył jej zdziwiony wzrok i spojrzał na nią.
- Nie umiesz nawet chodzić po wodzie? - zapytał z niedowierzaniem. - Jaki chunin nie potrafi tego zrobić?
Nic mu nie powiedziała, nie mówiła nic o swoim zespole, o swoich umiejętnościach, nawet o swoim imieniu. Była gotowa trzymać język za zębami, gdyby próbowali uzyskać informacje. Do tej pory prawie z nim nie rozmawiała i szczerze mówiąc, to głównie przez strach trzymała buzię na kłódkę. Zaryzykowała zerknięcie na jego twarz i zdecydowała, że znajomość jej rangi nie zaszkodzi. Co on może z tym zrobić?
Prawdopodobnie nie wyjdzie stąd tutaj żywa, więc jak miałby użyć tej informacji?
- N-nie jestem chuninem - zdołała powiedzieć szorstkim głosem.
- Nie jesteś chuninem? - zapytał, marszcząc brwi: - Co kurwa? To misja rangi B, może nawet rangi A. Konoha wysyła na nie tylko chuninów lub joninów.
Powiedział to trochę szyderczo, ale wciąż patrzył na nią zmrużonym wzrokiem. Nie odpowiedziała, przygryzając wargę i wpatrując się w jego stopy, próbując zrozumieć, jak chodził po wodzie. To musiała być czakra, ale jak?
- Jak dawno opuściłaś akademię? - zapytał po chwili.
- Miesiąc temu - Sakura przełknęła ślinę.
Wpatrywał się w nią. Sakura pozwoliła, by zapanowała cisza, i znów spojrzała na jego stopy. Przypomniała sobie, że już wcześniej widziała jak to robił, kiedy walczył z Kakashim. Była wtedy zbyt nerwowa, żeby zwracać na to tyle uwagi, ale z łatwością to robił w trakcie bitwy.
- Umiesz chodzić po drzewach? - zapytał szorstko Zabuza, przerywając jej myśli.
Potrząsnęła głową.
- Wiesz, co to jest czakra, prawda? - zapytał z pogardą w głosie.
- Tak - przytaknęła, czując się trochę zawstydzona z powodu braku umiejętności.
- Wpuść czakrę do swoich stóp - powiedział jej: - Kiedy chodzisz po drzewie, trzymasz w nich warstwę chakry. W przypadku chodzenia po wodzie musisz ją rozprowadzać.
To było zarówno pomocne, jak i nie i Sakura nie była do końca pewna, co chciał powiedzieć, ale potrzebowała czakry w nogach. Sięgnęła po nią ostrożnie i skierowała ją na swoje podeszwy. Pierwszy krok na wodzie sprawił, że zapadła się aż po kolana, ale po drugim opadła tylko do kostek. Przy czwartym stała płasko na wodzie. Spojrzała na ocean i ostrożnie podskoczyła. Nie opadła, nawet kiedy dotknęła z powrotem taflii wody. To było… łatwe.
Spojrzała na Zabuzę i zobaczyła, że znów się gapi. Przesunęła się pod wpływem jego spojrzenia, ale go nie złamał. Zastanawiała się, czy był tak sceptycznie nastawiony do jej umiejętności, że nie sądził, by mogła opanować tę technikę. Po dłuższej chwili Zabuza w końcu odwrócił się i zaczął iść. Sakura poszła za nim.
Przez pierwsze kilka minut szło jej dobrze, bez trudu podążając za nim, ledwie zastanawiając się nad przesyłaniem chakry do stóp. Ale gdy brzeg się zbliżał, Sakura stawała się coraz bardziej zmęczona. Wiedziała, że nie ma tak dużo czakry, a fakt ten spotęgowało to, że w tej chwili nie miała prawie żadnej prawdziwej energii. Nie jadła od kilku dni, tej nocy walczyła i…
Zabuza złapał ją, zanim uderzyła twarzą w wodę. Pociągnął ją do tyłu za koszulę i Sakura poczuła, jak jej sukienka się naciąga. Bała się, że za chwilę się rozerwie, ale potem Zabuza przerzucił ją przez ramię.
Pomyślała o przekręceniu się, o niewygodach, ale nie mogła zdobyć energii, aby to zrobić. Zamiast tego leżała nieruchomo nad jego ramieniem, obserwując, jak woda faluje wokół jego nóg. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że trzymał rękę nieruchomo na jej nodze. Bardzo się ucieszyła, że nie przeniósł jej jeszcze na nieodpowiednie terytorium. Nie zapomniała, że Zabuza uznał ją za swoją i wszyscy zgodzili się, że to dlatego, że chciał kogoś w swoim łóżku. Przyzwyczaiła się do niego z prostego powodu - udowodnił, że jest mniejszym złem na wyspie Gato.
Sakura wiedziała, że wszystko może się zmienić w jednej chwili, jeżeli zdecyduje się wziąć to, co jak twierdził, chciał.
Na razie jednak Sakura pozostała nieruchoma i pozwalała mu ją nieść, jakby była workiem ryżu, aż znaleźli się z dala od oceanu i nad brzegiem, na zakurzonej drodze. Sakura nie mogła być nawet podekscytowana, kiedy weszli do miasta. Wyglądało rozpaczliwie i kiepsko, ale na ulicy znajdowali się ludzie (którzy szybko schodzili im z drogi i odwracali wzrok).
Zabuza zatrzymał się przy budynku, którego nie widziała pod jej kątem. Weszli do środka, a Sakura została postawiona na niepewnych nogach. Rozpoznała oznaki, że była w łaźni, nawet gdy starsza kobieta skłoniła się szybko Zabuzie.
- Umyj ją - żądał Zabuza, popychając mocno Sakurę na starszą kobietę, która pomogła jej się utrzymać na nogach. - A jeśli nie wróci w to miejsce za pół godziny, zabiję was wszystkich.
Sakura zatrzęsła się lekko pod chęcią mordu, którą na nie zrzucił. To była tylko odrobina, tylko po to, aby ostrzec, ale wciąż nią to wstrząsnęło. Starsza pani wbiła paznokcie w ramię Sakury, gdy zadrżała pod ciężarem. A potem go nie było. Obie stały przez chwilę, a Sakura wciągnęła powietrze przez zęby, gdy kobieta dyszała.
- C-cóż - zakrztusiła się kobieta. - Chodźmy więc.
Łaźnia była stara, w pewnym momencie na pewno była ładna, ale teraz wyglądała bardzo pusto. Starsza kobieta unosiła się przy Sakurze, wykręcając ręce, gdy Sakura powoli zdejmowała z siebie zniszczoną sukienkę. Palce Sakury zadrżały przy obroży, a kobieta musiała zrobić krok do przodu, aby ją dla niej zdjąć. Zacisnąła się zanim się oderwała, a wraz z nią odeszła zaschnięta krew i Sakura wciągnęła z wdzięcznością oddech. Starsza kobieta kazała jej usiąść na małym taborecie, a Sakura zrobiła to z wdzięcznością, jej nogi były gotowe się podporządkować. Starsza kobieta oblewała ją wiadrem po wiadrze, starając się delikatnie szorować wokół widocznych ran. Sakura przyłożyła ściereczkę do ramienia sycząc, gdy przeszła przez rany po ugryzieniu.
Kobieta zaczęła układać jej włosy, a Sakura skrzywiła się, gdy złapała tę plątaninę.
- To może być przegrana sprawa - powiedziała kobieta cicho. - Są tak związane.
Nie wspomniała o krwi, ale Sakura widziała, jak powoli się zmywa. Przełknęła ślinę, wiedząc, jak okropne były jej włosy. Bandyci je tragali i raz lub dwa ciągnęli. A potem dwa dni bez szczotki i z Zabuzą ciągnącym jej włosy. Nawet nie licząc jej walki we krwi i błocie. Niektóre z nich były strasznie poplątane, a myśl o tym, jak zaplątywały się i rozrywały w trakcie jej walki, a także wspomnienie o rękach w jej włosach sprawiały, że chciała je ściąć.
Sakura milczała, gdy kobieta starała się jak mogła. Palce kobiety przeskoczyły po jej siniakach, próbowała nie patrzeć na nie i nie odezwała się słowem, gdy Sakura zadrżała pod jej rękami. Obie ostrożnie unikały szyi Sakury.
Kiedy Sakura wyschła, kobieta nie drżała już tak bardzo, ale jej wargi drgały, gdy spojrzała na Sakurę.
- Przepraszam - rzekła kobieta bardzo cicho, jej oczy wystrzeliły na boki, jakby chciała zobaczyć, czy pojawił się Zabuza. - Przykro mi, że nie mogę ci pomóc.
- Umarłabyś, gdybyś spróbowała. - Sakura nie powiedziała tego w nieuprzejmy sposób.
Kobieta gwałtownie skinęła głową, wciąż wyglądając na przerażoną.
- Mam… - powiedziała kobieta, patrząc na ubrania Sakury. - Mam jakieś czyste ubrania, które mogą na ciebie pasować. Jeśli… jeśli on nie będzie miał nic przeciwko.
- Proszę - odpowiedziała odrobinę desperacko Sakura.
Jej sukienka rozpadała się i była tak poplamiona krwią i brudem, że miała ledwie ten sam kolor, jak pierwotnie. Nawet nie mówiąc o zapachu. Wybrała czerwoną sukienkę kilka miesięcy wcześniej, ponieważ zwracała uwagę na jej rosnące kształty i wyglądała w niej całkiem ładnie. Teraz nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Czerwień za bardzo przyciągała wzrok i nie chciała, żeby ktokolwiek spoglądał na jej ledwie widoczne kształty. Odwróciła się od stosu i żałowała, że nie może go spalić.
Kobieta zniknęła z pokoju, a Sakura usiadła w ręczniku, próbując sama pozbyć się sęków z włosów, ale bezskutecznie. Żałowała, że nie ma nożyczek, żeby to wszystko odciąć. Kiedy kobieta wróciła, Sakura z wdzięcznością przyjęła stary zestaw ubrań. Ubrała się tak szybko, jak mogła, wciąż sztywna i obolała, a kobieta pomagała tak bardzo, jak mogła. Ubrania były starą parą spodni sięgających do połowy łydki, o szaro-zielonym kolorze. Krótkie kimono bez rękawów pasowało do tego, szary kolor obszyty białym z białym obi, aby je utrzymać. Przypominało jej stroje rybaków, które widziała.
- Należało do mojego syna - powiedziała kobieta tonem smutnym i odległym.
Sakura nie zapytała, gdzie jest jej syn. Zabuza spotkał je przy wejściu, a Sakura skurczyła się pod jego uważną obserwacją.
- Dobrze - chrząknął w końcu.
Rzucił kobiecie pieniądze, a ona skłoniła się szybko i wymamrotała podziękowania. Sakura obdarzyła ją wdzięcznym spojrzeniem przez ramię, a kobieta pochyliła głowę. Sakura czuła się o wiele lepiej po kąpieli, wystarczająco, by o własnych siłach wyszła za drzwi. Zabuza poprowadził ją z powrotem ulicami, aż dotarli do małego domu. Wszedł do niego bez słowa, a Sakura poszła za nim. Po chwili zdała sobie sprawę, że to mała klinika. Sakura ponownie została wepchnięta w czyjeś ramiona.
- Napraw ją. - Zabuza spojrzał na starszego mężczyznę.
Mężczyzna przełknął ślinę i skinął głową, patrząc na nią z góry. Zmarszczył brwi z troską i bardzo delikatnie przechylił jej ramię.
- Chodź i usiądź, kochana - powiedział, drżąc lekko, gdy Zabuza usiadł przy drzwiach.
Sakura bardzo ostrożnie nie myślała o infekcji ani ranach, ale teraz, gdy na nie spojrzał, zmartwiła się. Siedziała cicho, gdy dezynfekował wszystko najlepiej jak mógł, i przyglądał się wszystkim zadrapaniom. Nałożył balsam, który cuchnął, ale chłodził jej skórę i mamrotał coś o zwalczaniu infekcji. Później starannie wszystko zabandażował. Na jej nodze było szczególnie długie nacięcie, na którym użył bandaży motylkowych, a rana na jej ramieniu zmusiła go, by wyciągnął igłę.
Sakura odwróciła wzrok i zacisnęła dłonie na brzegu łóżka, na którym siedziała, gdy zaczął szyć. Zacisnęła zęby i nie pozwoliła, by dźwięk uciekł, gdy szył ją z powrotem, a potem zabandażował.
- Musisz wrócić za dwa tygodnie, aby je usunąć - powiedział jej lekarz, nie patrząc na Zabuzę. - I mam antybiotyki, które będziesz musiała wziąć.
Skinęła głową i przyjęła od niego małą torbę z dodatkowymi bandażami i balsamem, a także antybiotykami. Wyszli z kliniki bez słowa i Zabuza wyciągnął rękę. Przekazała mu te rzeczy, a on jakoś sprawił, że zniknęły z pola widzenia. Pieczętowanie, jak przypuszczała. Zabuza nadal tam stał, wyciągając rękę, a Sakura się poruszyła.
- Obroża - zażądał.
Sakura przełknęła ślinę i wyjęła ją zza pasa. Miała nadzieję, że nie skomentuje tego, miała nadzieję, że zapomni.
Wziął skórzaną rzecz, którą Sakura próbowała zetrzeć i przejrzał ją. Sakura starała się nie myśleć o oborży pasującej do tych, które były wczoraj na niektórych psach. Próbowała nie myśleć o tym, ile istot zginęło w tej obroży. Zabuza podniósł ją, a Sakura cofnęła się.
- Proszę - powiedziała, a jej głos się załamał.
- Tak musi być, bachorze - powiedział krótko Zabuza.
- P-proszę - powtórzyła, zaciskając dłonie na rąbku nowej koszuli.
- Użyję siły, jeśli będę musiał - ostrzegł ją. - Gato ci ją założył, więc będzie chciał, byś ją miała na sobie.
Sakura znów poczuła łzy w oczach, kiedy się odwróciła i uniosła włosy. Przez całe życie była beksą, ale teraz nie wolno jej było płakać. Obroża znalazła się na jej szyi. Sakura stłumiła łzy, kiedy skoncentrowała oczy na ziemi. Zabuza nic nie powiedział, tylko odwrócił się i odszedł.
Kiedy pięć minut później skończyła jej się energia i zaczął zwalniać, znów ją podniósł. Wisiała tam nieszczęśliwa i przerażona, a on szedł tak, jakby nie wstydził się, że musi ją tak publicznie nosić. Weszli do innego sklepu lub dwóch, ale Sakura nie odrywała oczu od ziemi i udawała, że jej nie ma. Udawała, że nie została przerzucona przez ramię Momochiego Zabuzy, udawała, że nie bolało jej wszędzie, udawała, że nigdy nie była w miejscu zwanym Krajem Fal.
Poszli drogą wokół oceanu i do tego samego portu, w którym Sakura wiedziała, że walczyła zeszłej nocy. Zesztywniała, nie będąc już w stanie udawać, że jej nie ma, ale była przynajmniej pewna, że Zabuza nie rzuci jej z powrotem do dołu po tym, jak została wyleczona i umyta. Sakura była bardziej zaniepokojona faktem, że Zabuza tak dokładnie o nią zadbał. Na razie nie mogła przestać sztywnieć na myśl o jamie, więc odrzuciła inne zmartwienia na później. Na razie wydawało się, że Zabuzie przydzielono pracę, ponieważ wtargnął do biura kapitana portu, a mężczyzna wydawał się go oczekiwać. Sakura schowała się w kącie, a na jej kolana spadła torba, podczas gdy Zabuza zaczął szorstko zadawać pytania.
Sakura przez dłuższą chwilę wpatrywała się w torbę na kolanach, po czym rzuciła okiem na Zabuzę, a następnie znów spojrzała w dół. Otworzyła ją powoli i cicho i patrzyła przez długą chwilę. Wewnątrz torby znajdowała się butelka wody i coś, co wyglądało jak pojemnik domowych bułek gotowanych na parze. Jeden ze sklepów, w którym się zatrzymali, musiał mieć z jedzenie.

Sakura rzuciła jeszcze raz spojrzenie na Zabuzę, ale ignorował ją, spoglądając na kartki papieru. Kapitan doków rzucił na nią okiem, ale Sakura nie dbała o niego ani odrobinę. Wygłodniała, zabrała się za jedzenie, starając się zachować spokój, aby uniknąć uwagi Zabuzy. Takie było teraz jej życie, desperacko starała się uniknąć wszelkiej uwagi, próbując po prostu przetrwać.


To już szósty rozdział. Tak szybko to leci. Zanim się obejrzę, będę musiała szukać nowego ff kilkurozdziałowego albo kilkunastorozdziałowego. Na szczęście jeszcze do Oceanu autorka dopisała kontynuację. Z pewnością ją także przetłumaczę.

2 komentarze:

  1. Nie wiem czemu ale cały czas miałam gdzieś z tyłu głowy wizję, że Zabuza sprezentuje Sakurze śliczną, różową obróżkę w miejsce tego skórzanego gówna.
    Co jest ze mną nie tak xDD

    OdpowiedzUsuń