środa, 29 kwietnia 2020

Syrena [KisaSaku]

    W oddali rozległ się grzmot, a dziewczyna podniosła głowę, by spojrzeć w niebo. Kisame był zaskoczony tym, jak jasne były jej oczy, nawet z tej odległości. Były takie zielone, ale nie jak las za nią.     Bardziej jak szkło morskie. Jak syrena, pomyślał.

OPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE, JEST TO TYLKO TŁUMACZENIE ISTNIEJĄCEGO FANFICTION
Autor: darth-healer
Tytuł oryginału: The Siren
Link do oryginału: LINK
Opis autora: Ludzką naturą jest ochraniać rzeczy, które są piękne. Właśnie dlatego Kisame wciągnął kwiaty do środka, gdy zaczęło padać. Właśnie dlatego zrobił wiele rzeczy, których nie powinien.

Kisame zauważył kunoichi poprzez rzekę. Nie było to trudne z jej jasnoróżowymi włosami i rażąco widocznym podpisem chakry. Biedna nędznica nawet nie zadała sobie trudu, aby to ukryć.
Była po kolana w wodzie, ślizgała się po jej powierzchni, aby zebrać glony w małej, siatkowej torbie. Kisame obserwował ją przez chwilę, ciekawy jej starań w zebraniu roślin. Naprawdę nie powinna być teraz tak blisko granicy Deszczu, nawet jeśli nadal była po stronie Konohy. Gdyby tylko znała niebezpieczeństwo, które czaiło się po drugiej stronie brzegu rzeki, dawno by jej tu nie było.
Niemal jej współczuł. Z zachodu zbliżała się burza - mógł ją wyczuć. Nigdy nie wróci na czas do swojej wioski, a wszelkie glony, które udało jej się zebrać, zostaną zrujnowane.
W oddali rozległ się grzmot, a dziewczyna podniosła głowę, by spojrzeć w niebo. Kisame był zaskoczony tym, jak jasne były jej oczy, nawet z tej odległości. Były takie zielone, ale nie jak las za nią. Bardziej jak szkło morskie. Jak syrena, pomyślał.
Błyskawica uderzyła gdzieś bliżej, niebo rozbłysło oślepiającym światłem, a potem błyskawicznie zabrzmiał grzmot tak głośny, że zęby Kisame zagrzechotały. Zobaczył, jak dziewczyna wzdryga się i wykrzywił usta z rozbawieniem.
Oczywiście, ninja z Konohy bałaby się małego deszczu.
Zaczęło padać, początkowo było to lekkie kropienie, ale nie minęła minuta, zanim deszcz walił w ziemię grubymi warstwami. Kisame zawsze był fanem deszczu lub wody w ogóle. Deszcz tworzył krople, które zsuwały się z jego skóry w przyjemny sposób, ale wyobrażał sobie, że dla biednej kunoichi był on ostry i zimny.
Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, jego masywna, szara postać została ukryta przez gęstą mgłę, która unosiła się nad rzeką. Bezpiecznie spakowała małą torbę z siatki do plecaka, który trzymała na plecach i wyszła z rzeki, ale teraz by jej to nie pomogło. Nadciągała burza i nic nie mogła na to poradzić.
Uderzyła kolejna błyskawica, tym razem jeszcze bliżej. W rzeczywistości uderzyła w pobliskie drzewo, dzieląc je na pół i powalając bezpośrednio na ścieżkę kunoichi. Wrzasnęła tak głośno, że odbiło się to echem do niego przez rzekę. Kisame potrząsnął głową z pogardą.
Prawdziwa kunoichi.
Powinien teraz wracać do Deszczu, do bazy Akatsuki, do swojego partnera Itachiego. Wyszedł tylko na spacer, aby zatrzymać się przy rzece, która była najbliższa morzu, choć nie taka sama. Ale coś w tej dziewczynie go przyciągało. Była jak ofiara - taka słaba, taka głupia, taka nieświadoma tego, że czaił się tuż za nią.
Kisame nie jadł ludzi, ale zastanawiał się, jak by smakowała, gdyby zatopił zęby w jej ciele.
Zanim zdążył zdecydować, czy jest w tej sytuacji coś, co chciał odkryć, wiatry zaczęły rosnąć. Smagały deszczem w powietrzu jak małymi ostrzami - zimne igły kuły go w twarz. Mała kunoichi starała się pozostać wyprostowana w ostrym wietrze, a Kisame poczuł, jak coś ciągnie go za serce, kiedy potknęła się, a jej kolana zapadły się w błoto.
Najbliższa karczma znajdowała się w odległości kilku mil, a Konoha jeszcze dalej. Jeżeli nawet nie zdołała wstać, nie będzie miała szans na znalezienie schronienia.
Przeklinając się za swoją nową miękkość, Kisame rzucił się przez mgłę i zaczął przepływać przez rzekę. Nieczęsto czuł litość i z pewnością nie dla wrogiej kunoichi.
Nie zdążyła się podnieść, zanim Kisame do niej dotarł. W rzeczywistości miała pochyloną głowę, jakby pogodziła się z faktem, że będzie wyczekiwała końca burzy w wygodzie błotnistej kałuży, w której się znalazła. Dopiero gdy usłyszała celowy tupot kroków Kisame, uniosła na niego wzrok.
Jej oczy, tak ładne, zielone i praktycznie świecące w ciemnej szarości wczesnego wieczora, rzuciły się w jego stronę. Widział, jak ogarnia ją panika, zanim stwardniały w coś gwałtownego i gniewnego. Kisame poczuł mrowienie w kręgosłupie - oczekiwał na bitwę.
Tyle, że tak naprawdę nie szukał walki - a z pewnością nie takiej, w której miałby pewność wygranej. Podczas burzy i tak blisko rzeki, nie miała szansy przeciwko niemu. Głupotą z jej strony byłoby próbować.
Oczy płonęły, kiedy otworzyła usta, by coś powiedzieć. Zdając sobie sprawę, że nie byłby w stanie usłyszeć jej dobrze w ulewnym deszczu i przy rwącej rzece, Kisame potrząsnął głową i wyciągnął do niej rękę, zanim zdążyła coś powiedzieć.
Jej wątpiące spojrzenie uniosło się tuż nad jego ramieniem, gdzie wiedział, że mogła zobaczyć Samehadę przewieszoną przez jego plecy. Tak naprawdę był zadowolony jej obawą przed nim. Przynajmniej rozumiała, że był groźnym przeciwnikiem i że w rzeczywistości była w niebezpieczeństwie podczas jego obecności.
Ale teraz przyniosło to efekt odwrócony od zamierzonego, a wiedząc, że przekonywanie jej, że nie zamierza wyrządzić jej krzywdy (przynajmniej na razie), zajmie zdecydowanie zbyt wiele czasu, Kisame po prostu pochylił się, złapał ją za talię i uniósł w swoje ramiona.
Znów wrzasnęła, a dźwięk został stłumiony przez jego pierś. Kisame przewrócił oczami, przyciskając jej mokre i drżące ciało do swojego. Była tak niewiarygodnie malutka, że nie miał trudności z uwierzeniem, że mógł ją porwać silny podmuch wiatru.
Kiedy poczuł jej gromadzącą się chakrę, mocniej ją przytulił. Próbował sobie przypomnieć, co wiedział o jej umiejętnościach walki, ale z jakiegoś powodu ta informacja nie zapadła mu w pamięć.
- Nie rób nic głupiego, kunoichi - ostrzegł ją, przybliżając usta do jej ucha, aby mogła go usłyszeć. - Jesteś daleko od domu.
Jej ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz, chakra się rozproszyła, gdy rozważyła jego ostrzeżenie. Kisame nie opuścił jednak swojej straży. To, że zdała sobie sprawę, że nie może z nim walczyć, nie oznaczało, że nie miała innych sztuczek w rękawie. Tak naprawdę Kisame pomyślał, że być może był to błąd i nie powinien zadawać sobie trudu, by ocalić kunoichi, bez względu na to, jak ładna i różowa była.
Ignorując wszystkie instynkty w swoim ciele, Kisame chwycił ją nieco mocniej, a potem ruszył w stronę drzew.
Wiedział, że w pobliżu nie ma żadnych jaskiń, domów ani innego rodzaju budowli, w których mogliby się schronić. Ich jedynym ratunkiem przez deszczem musiałyby być grube korony drzew nad nimi. Drzewa były najgrubsze na środku lasu, więc Kisame rzucił się na najgęstszą, najciemniejszą część lasu, którą znał.
Dziewczyna, jedna wielka kula nerwów w jego ramionach, przytuliła się do niego raczej intymnie, ku zaskoczeniu Kisame. Czuł ostry chłód jej zimnego nosa przyciśniętego do jego piersi, jej oddech był gorący na jego skórze.
Deszcz nadal lał z nieba, choć ściekał wolniej, gdy wchodził coraz głębiej w las. Minęło dużo czasu, odkąd Kisame przeżył tak intensywną burzę. Nawet w najgrubszych drzewach deszcz wciąż spadał na ziemię.
Kiedy doszedł do grubego dębu z masywną koroną liści, która mogła powstrzymać zalew deszczu, Kisame doskoczył do najgrubszej gałęzi i opuścił kunoichi na nogi. Natychmiast się odsunęła, przytulając się do ogromnego pnia drzewa.
- Czego ode mnie chcesz? - zażądała surowo, choć jej głos drżał z nerwów i lodowatego chłodu w powietrzu.
Kisame podniósł rękę do pnia drzewa i przycisnął dłoń do kory tuż nad jej ramieniem. Czubki jej wilgotnych włosów łaskotały go w nadgarstek, ale nie odsunęła się od niego pomimo tego, jak złowieszczo się do niej zbliżył.
- Co robiłaś przy mojej rzece? - zapytał, nie odrywając wzroku od jej plecaka, gdzie wiedział, że schowała tę torbę z algami.
- Twojej rzece? - zapytała z niedowierzaniem. - Od kiedy jesteś właścicielem rzeki?
Rozbawiony jej pyskowaniem, Kisame pochylił się bliżej niej, aby mógł lepiej przyjrzeć się jej oczom. Naprawdę była ślicznotką - skóra jak marmur, a oczy jak świecące zielone gwiazdy. Jej różowe usta rozciągnięte były w zirytowanym wyrazie.
- Od momentu, w którym zabijam każdego, kto podejdzie zbyt blisko - powiedział niskim i niebezpiecznym głosem. To nie była do końca prawda. Nie, oczywiście nie był właścicielem rzeki i nie miał zwyczaju zabijać każdego, kto się do niej zbliżył.
Ale faktem było, że była zbyt blisko. Zbyt blisko bazy Akatsuki, zbyt blisko, aby przypadkowo utopić się w silnym biegu rzeki.
Wydawała się skulić na jego luźną groźbę, trzesąc się jak liść, gdy przycisnęła się do pnia drzewa.
- Co z glonami, co? - zapytał, szturchając palcem jej plecak. - Czy naprawdę warto się tak dla nich narażać?
Jej twarz pobladła i wepchnęła plecak dalej za swoje plecy, ściskając go między swoim ciałem a pniem drzewa.
- Rośną tylko w tym regionie - odparła obronnie. - Uwierz mi, wolałabym nie podróżować całej tej drogi do twojej rzeki, żeby je zdobyć.
- Więc nie powiesz mi, dlaczego tak bardzo ich chciałaś?
- Ugryź mnie - warknęła, a Kisame uśmiechnął się do niej, pokazując wszystkie rzędy spiczastych zębów, którymi mógłby ją ugryźć.
- Powiedz mi, gdzie.
Spojrzała na niego gniewnie, ale widział, że teraz jej postawa została zabarwiona prawdziwym strachem. Oczywiście nie myliła się, czując go, ale Kisame nie miał zamiaru jej skrzywdzić - przynajmniej nie teraz. Nie miał do niej żadnych zarzutów, a to, czego chciała z tymi cholernymi glonami tak naprawdę nie było jego zmartwieniem.
- Wypuść mnie - zażądała, z odwagą prostując ramiona w jego kierunku.
- Nie jesteś moim więźniem, kunoichi - odpowiedział. - Trzymaj się z dala od rzeki.
Jej spojrzenie natychmiast stało się podejrzliwe, wędrując po Kisame w taki sposób, że dreszcz przebiegł mu po plecach. - Dlaczego miałabym trzymać się z dala od rzeki? - zapytała.
Przyszło mu do głowy, że mógł przypadkiem zdradzić swój sekret. Nie mógł pozwolić, by się dowiedziała, że baza Akatsuki była w pobliżu.
- Ponieważ tak powiedziałem - warknął.
Przewróciła oczami, zanim dokończył zdanie. Otworzył usta, by dać następną odpowiedź, gdy kolejny grzmot wstrząsnął ziemią. Odbił się echem w lesie, stłumiony jedynie przez ryk deszczu. Kunoichi cofnęła się bliżej jego boku, spoglądając w górę na warstwę liściastych gałęzi.
- Naprawdę - zapytał sucho - boisz się małego grzmotu?
Jej wzrok spłynął z liści powyżej na Kisame. Ich oczy się spotkały. Nie potrafił zinterpretować mocnego ułożenia jej szczęki. Jej oczy wydawały się wwiercić w jego, nie nieprzyjemnie, ale w sposób, który z pewnością sprawił, że Kisame poczuł się trochę zaniepokojony.
- Nigdy wcześniej nie słyszałam takiego głośnego grzmotu - wyznała.
Absurdalność tego sprawiła, że Kisame ryknął śmiechem. Czy ta różowowłosa, wystraszona grzmotem dziewczyna, naprawdę mogła być kunoichi?
- Nie śmiej się ze mnie, ty pierdolony kutasie! - Złapała jego przedramię, ściskając tak mocno, dopóki się nie przekonał, że używa jakiegoś jutsu, ponieważ nie było mowy, żeby była tak silna.
Zaśmiał się ponownie, rozbawiony jej niespodziewanym ogniem. Kunoichi, czy nie, miała dużo odwagi, by obrazić go prosto w twarz. Długo uśpione uczucie obudziło się w jelitach Kisame. Poczuł, jak jego klatka piersiowa lekko się rozluźnia i jego wzrok złagodniał, gdy ponownie osiadł na dziewczynie.
Aż poczuł ostry ból promieniujący przez całe jego ramię. Wrzasnął i oderwał od niej rękę, sprawdzając, czy nie doznał trwałych obrażeń.
- Ty mała suko.
Ponownie rzuciła się na niego, ale tym razem Kisame złapał ją za rękę.
- Nie nazywaj mnie tak - syknęła.
Zirytowany Kisame zepchnął ją z gałęzi. Usłyszał cichy pomruk, gdy uderzyła o ziemię i spojrzał na dół, by zobaczyć, że przynajmniej udało jej się wylądować na nogach.
- Nie nazywaj mnie pierdolonym kutasem - zawołał.
Z ciężkim hukiem wylądował obok niej na wilgotnej trawie. Im dalej od środka drzewa, tym bardziej deszcz spływał przez liście. Nie było sposobu, aby uniknąć zamoczenia, ale przynajmniej byli z dala od jego epicentrum.
Dziewczyna spojrzała na niego ze złością, gdy otrzepał spodnie, a potem wyprostował plecy, aby mógł pochylić się nad nią zastraszająco.
- Ufam, że stąd możesz znaleźć drogę do domu, kunoichi - powiedział jednocześnie zadowolony, jak i niezadowolony, że się jej pozbędzie. Naprawdę lepiej byłoby, gdyby odsunęła się od granicy jak najdalej.
Ona również zdawała się myśleć o granicy i rzece. Jej hipnotyzujące oczy dryfowały w tamtym kierunku, a dolną wargę przygryzła pomiędzy zębami.
- Zaufaj mi, dziewczyno - rzekł tonem bardziej poważnym. - Te glony nie są warte twojego życia.
Roześmiała się, a ten szyderczy dźwięk był jakoś uroczy. - To najmilsza rzecz, jaką ktoś mi dzisiaj powiedział - odparła, a jej uśmiech był dziwnie zaraźliwy. Kisame poczuł się trochę oszołomiony, choć mimo to był rozbawiony.
- W porządku, rybi chłopcze. Przypuszczam, że muszę gdzieś przeczekać burzę, gdzie mogę iść? - zapytała, a jej dłonie ułożyły się pewnie na biodrach, gdy czekała na odpowiedź.
Kisame poczuł, jak sznur naciąga każdy nerw w jego ciele - reakcja, której nie był całkiem pewien. Miał ochotę z nią walczyć, ale chciał także unieść ją ponownie w swoje ramiona i przycisnąć jej ładną twarz do jego piersi.
- Po pierwsze - powiedział, robiąc krok w jej stronę, aby zmniejszyć między nimi odległość - nigdy więcej mnie tak nie nazywaj.
Aby podkreślić swoją groźbę, Kisame pochylił się i obniżył twarz ku jej twarzy tak, by mógł spojrzeć na nią jednym ze swoich najsurowszych spojrzeń.
- Po drugie - kontynuował, kiedy wyglądała mniej wyniośle i bardziej nieśmiało - nie masz szczęścia, mała dziewczynko. Jesteś około dziesięciu mil od najbliższej gospody.
Jęknęła i dramatycznie otarła czoło. Mokra grzywka przyklejała się do jej twarzy i zarówno jego, jak i jej ubrania były przemoczone. Kisame nie mógł powstrzymać litości. On przynajmniej będzie miał dzisiaj ciepłe i suche łóżko. Nawet gdyby udało jej się dostać do gospody, niekoniecznie byłaby tam bezpieczna. Była w sercu terytorium wroga, choć nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Dobrze - powiedziała, kształtując wyraz swojej twarzy w coś bardziej zdeterminowanego, choć jednocześnie żałosnego. - Wskaż mi właściwy kierunek.
- Nie możesz mówić poważnie - rzekł Kisame. - W lesie jest w porządku, ale nie możesz nawet ustać na wietrze. Czy wiesz, jak straszna będzie ta burza?
- Jak straszna będzie? - wrzasnęła.
Kisame powąchał powietrze, wyczuwając zapach na wietrze, zimny trzask w powietrzu. Wyczuwał wyjące prądy powietrza, które groziły wyrwaniem drzew i zerwaniem wszystkiego, co mogłoby stać na ich drodze.
Spojrzał na maleńką kunoichi.
- Tak, nigdzie się nie wybierasz, mała dziewczynko.
- Nazywam się Sakura - warknęła, ignorując go, gdy jego spojrzenie przesunęło się między jej oczami a włosami - i co byś mi zasugerował?
- Radziłbym ci przede wszystkim trzymać się z daleka od rzeki - powiedział. - Sądzę, że jeśli chcesz więcej rad, które mogłabyś zastosować w przyszłości, sugeruję pogłębienie wiedzy o meteorologii, abyś już nigdy nie znalazła się w tej trudnej sytuacji, Sakura.
Zmrużyła na niego oczy, a on obawiał się, że zaczyna cieszyć się jej towarzystwem.
- Jak długo potrwa burza, panie meteorologu?
Uśmiechnął się na jej dokuczanie. - Pięć, może sześć godzin.
- Sześć godzin? - zapytała z niedowierzaniem. Jęknęła ponownie, rozglądając się po gęsto porozrzucanych drzewach. Kisame przypuszczał, że właśnie teraz zdawała sobie sprawę z tego, w jak wielkim jest niebezpieczeństwie. Jej oczy szaleńczo rzucały się po lesie. Czuł, jak jej chakra odpływa i napływa z narastającej paniki.
Uświadomił sobie, że to musiało być dla niej przerażające. Była w zasadzie uwięziona w tym lesie, dopóki burza się nie skończy, a lasy nie były bezpieczne. Wyobraził sobie, że jego obecność mogła mieć coś wspólnego z jej strachem.
- Ach, nie bój się, mała dziewczynko - powiedział, choć od razu stało się jasne, że jego ton nie był tak uspokajający, jak zamierzał. Twarz Sakury pociemniała ze wściekłości, a jej policzki zakwitły czerwonymi plamami.
- Nie jestem małą dziewczynką - odparła, tupiąc nogą dokładnie tak, jak zrobiłaby to mała dziewczynka.
Kisame uśmiechnął się szeroko i poklepał ją dłonią po jej małej, różowej głowie. Sakura nie stawiała oporu, gdy przyciągnął ją bliżej, tylko zmierzyła wzrost jej i jego. Prawie pominął wzrost jej paniki - utrzymywała sztywną postawę, ale zdradziło ją rozprzestrzenianie się gęsiej skórki na ramionach i szyi. Mógł nawet je wyczuć pod dłonią na czubku jej głowy.
Niemożliwie maleńka istota sięgała mu zaledwie do pasa. Delikatnie odepchnął ją na krok, wciąż trzymając dłoń w miejscu, w którym jej głowa spoczywała oparta o jego pierś.
- Och, jesteś bardzo mała - nie zgodził się z nią uprzejmie. - To trochę urocze.
Wyraz jej twarzy osłabł, a jej spojrzenie stało się zmieszane, gdy opadło na jego twarz.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytała ponownie tonem podejrzliwym i ostrożnym. Implikacja sprawiła, że Kisame się najeżył.
- Chciałem cię uratować - warknął. - Jakim byłbym człowiekiem, gdybym cię tam zostawił?
- Jesteś z Akatsuki! - wrzasnęła, wskazując oskarżycielsko palcem w jego klatkę piersiową.
Trzeba było wiele powściągliwości, żeby nie złapać tego palca i nie złamać go w pół.
- Myślisz więc, że to czyni ze mnie bezdusznego potwora, co?
Zmarkotniała na to pytanie, a jej spojrzenie złagodniało. Kisame poczuł nagłą potrzebę wyprostowania kręgosłupa, zaniepokojony nagłą delikatnością, z jaką na niego spojrzała.
- Cóż, z pewnością na takiego wyglądasz - rzekła ostrożnie, ale jednocześnie dokuczliwie. - Ale przypuszczam, że nie możesz być taki zły. W końcu mnie uratowałeś. Mówisz, że masz zwyczaj zabijać większość ludzi, którzy zbliżają się do rzeki, więc jestem ci winna za to, że mnie oszczędziłeś.
Postanowił zignorować kwestię wyglądania jak potwór. Przywykł do komentowania jego wyglądu - spływało to po nim tak, jak teraz robił to deszcz. Tyle że w tej dziewczynie coś było, w jej kobiecości, różowości, figurze i błyszczących oczach. Nie miał nic przeciwko, gdy inni myśleli o nim jak o potworze. Tego należało się spodziewać.
Ale nie chciał, aby Sakura tak o nim myślała.
- A myślałem, że wy, Konoha-nin, macie poczucie zadowolenia z moralnej wyższości - powiedział zamiast tego, mile zaskoczony jej pokojowym zakończeniem.
- Jestem pewna, że zrobiłeś wystarczająco dużo zła, że moja nienawiść do Akatsuki, i wszystkiego, co oni reprezentują, nie jest całkowicie nieuzasadniona - odparła, a jej przeszywające i rozgrzewające oczy wierciły dziury w jego oczach. Stłumił dreszcz, który groził spłynięciem w dół kręgosłupa, niespokojny tym, jak przenikliwe było jej spojrzenie.
Kisame spojrzał na nią gniewnie, niepewny, jak wyjaśnić, że nie był złym człowiekiem ani terrorystą. Nie miał wielkich, nikczemnych planów, którymi zamierzał prześladować ją, albo jej cenną Konohę. Jego przynależność do Akatsuki wynikała jedynie z wygody.
I tak, Akatsuki budziło strach, ilekroć zostało wspomniane. Nawet widok peleryny z charakterystycznymi czerwonymi chmurami często wywoływał strach i ucieczkę.
Ale ci ludzie nie znali prawdy. Widzieli śmierć i zniszczenie, nie zdając sobie sprawy z tego, że nie było wielkiej różnicy między shinobi, którzy ich chronili i tymi, przed którymi uciekali. Itachi był jedną z najlepszych osób, jakie Kisame znał. Konan i Pain, choć może trochę nadgorliwi, zdecydowanie nie byli złymi ludźmi.
A jednak była tutaj ta mała kunoichi, niezachwiana w swoich przeklętych przekonaniach, że on i wszyscy inni cżłonkowie Akatsuki muszą być potworami.
Ten strach i nienawiść często działały na ich korzyść i nie mógł zrezygnować z tej taktyki tylko dlatego, że jedna ładna, mała kunoichi sprawiła, że jego skóra głowy mrowiła, gdy na niego patrzyła.
Kiedy zdała sobie sprawę, że nie zareaguje na to, co powiedziała, Sakura westchnęła przygnębiona i zerknęła przez ramię na wielkie drzewo, przed którym właśnie szukali ochrony.
- Więc chyba tu utknęłam - powiedziała, zsuwając z ramion paski plecaka. Opuściła go na trawę i zaczęła grzebać w swoich rzeczach. Wyciągnęła cienką kurtkę i wepchnęła ręce w rękawy, zapinając ją na zamek, by ochronić się przed pogłębiającym się chłodem w powietrzu.
Rzuciła Kisame niepewne spojrzenie, zanim przyciągnęła swój plecak do pnia drzewa i zwinęła nogi pod siebie, by usiąść przy nim.
Kisame stał nieruchomo, niepewny, co teraz zrobić. Czy byłoby w porządku ją tutaj zostawić? Jeśli burza się pogorszy, może powalić więcej drzew lub zrzucić ją z nóg.
- Nie będziesz próbował mnie zabić czy coś, prawda? - zapytała, kiedy stał już dość długo. Ponownie skupił wzrok, zauważając leniwy sposób, w jaki osunęła się na drzewo i gwałtowne dreszcze, które ogarnęły jej ciało.
- Nie dzisiaj, kunoichi - odpowiedział w najprostszy sposób podsumowania swoich uczuć na temat tej całej sytuacji. Nie mógł obiecać, że następnym razem, gdy ją zobaczy, nie będzie skłonny ani zachęcany do zabicia jej.
- Więc będziesz czuwał, kiedy się zdrzemnę?
Kisame patrzył z niedowierzaniem, niepewny, czy dobrze ją usłyszał. - Chcesz, aby potwór z Akatsuki, taki jak ja, chronił cię podczas snu?
- Cóż, jeszcze mnie nie skrzywdziłeś i wyobrażam sobie, że już byś to zrobił, gdybyś chciał - wyjaśniła, a jej oczy lekko opadły. - I z jakiegoś powodu wciąż tu jesteś, więc równie dobrze mogę wykorzystać twój pełny potencjał.
Zadrwił z tego i jego oczy zwęziły się na nią, ale nie bez rozbawienia.
- Pełny potencjał? - powtórzył sucho. - Nie jestem twoim psem stróżem.
Sakura tylko wzruszyła ramionami.
- W porządku - powiedziała, opierając głowę o korę. - Mam tylko nadzieję, że nikt nikczemny się nie pojawi.
  Inny niż ty, wisiało w powietrzu.
Zamknęła oczy i mocno skrzyżowała ręce na piersi - desperacka próba oszczędzania ciepła. Kisame obserwował przez chwilę dreszcze, pewny, że to jego wskazówka do odejścia.
Odwrócił się w stronę rzeki i zrobił krok. Ostry wiatr przedarł się przez las, powodując igły deszczu na skórze Kisame. Ze współczującym spojrzeniem odwrócił się, by spojrzeć na Sakurę.
Strumień elektryczności przeciął jego ciało, gdy zauważył jej przenikliwe spojrzenie. Jej malachitowe oczy błagały i kokietowały. Niezależnie od tego, czy zastosowała technikę jako jedna z najładniejszych kunoichi, jaką kiedykolwiek widział, czy też była faktyczną, żałosną nędznicą, Kisame wstydził się, że to zadziałało.
- Zostań tutaj - powiedział jej. - Zaraz wracam.
- Gdzie idziesz?
Już i tak za dużo wypaplał o miejscu położenia bazy Akatsuki, więc zamiast jej odpowiedzieć, Kisame bez słowa skoczył na drzewa.


Kisame łatwo wślizgnął się do bazy Akatsuki. Niekoniecznie był niezauważony - spojrzenie Itachiego podążało za nim z ciekawością, gdy szybko schował się w swoim pokoju i wyszedł z przepełnioną paczką.
Nic nie powiedział, choć na jego twarzy pojawił się błysk podejrzliwości, a oczy wirowały, gdy połączyły się z jego twarzą. Kisame nie przedstawił żadnego wyjaśnienia. Tak to między nimi działało. Zniknął więc w burzy.
Naciągając mocno płaszcz na ramiona i kapelusz z szerokim rondem niżej na twarz, szybko wrócił do lasu. Deszcz lał teraz jeszcze mocniej, tocząc się w grubych warstwach, które przemoczyły wszystko na jego drodze. To zachwyciło Kisame, ogromna siła wiatrów i ulewnych deszczy. Zanurzyła ziemię w chłodnych szarościach, błękitach i zieleni. Pomimo grzmotów i błyskawic w burzy było coś uspokajającego.
Niestety nie wyglądało na to, aby Sakura podzielała jego opinię. Zanim do niej dotarł, wydawało się, że porzuciła wszelką nadzieję. Była zwinięta w pozycji embrionalnej, leżąc na boku, z plecami przyciśniętymi do pnia drzewa, jakby mogło ją to ogrzać. Oczy miała zamknięte i ściskała je tak mocno, że Kisame był pewien, że sprawi jej to ból głowy.
Nie poruszyła się, nawet kiedy się zbliżył i kucnął przed nią. Jej twarz była surowa i zaczerwieniona od wiatru, włosy i ubrania miała całkowicie przemoczone. Zadrżała w niekontrolowany sposób, a Kisame był zadowolony, że znalazł w sobie współczucie, by do niej wrócić. Z pewnością nie przetrwałaby nocy w tym miejscu.
- Żałosne - powiedział, kręcąc głową. - Gdyby nie twoja reputacja, nigdy bym nie uwierzył, że jesteś kunoichi.
- Jestem cholernie dobrą kunoichi - odparła, nie otwierając oczu, by na niego spojrzeć - ale jestem wystarczająco inteligentna, by wiedzieć, kiedy ktoś jest silniejszy ode mnie i kiedy prawdopodobnie jestem przewyższona liczebnie, ponieważ zakładam, że po drugiej stronie rzeki ukryta jest baza Akatsuki.
Zamrugał, zaciskając pięści, a po chwili je rozluźnił i upuścił ciężki plecak na trawę. Miał nadzieję, że nie będzie musiał jej zabijać.
- Tak myślisz - powiedział - a tak naprawdę jest to jeszcze bardziej niebezpieczne.
- Co jest bardziej niebezpieczne niż Akatsuki? - zapytała, w końcu otwierając oczy, by na niego spojrzeć.
Uśmiechnął się z dumą, rozpinając płaszcz Akatsuki i zsuwając go z szerokich ramion. Zakrył nim drżące ciało Sakury, rozbawiony, gdy skrzywiła się i odsunęła, odepchnięta symboliką płaszcza. Jej zmiana nie zajęła dużo czasu. Przyciągnęła płaszcz bliżej, próbując pochłonąć całe ciepło, które pozostawił Kisame.
- Deszcz to obskurne miejsce, Sakura - odpowiedział. - To nie jest miejsce dla takiej dziewczyny, jak ty.
Musiało jej być trudno znaleźć sposób, by zaprzeczyć, że miał całkowitą rację. Pod okryciem jego zabłoconego płaszcza wyglądała jak jeden wielki, drżący i mokry bałagan. Ze zirytowanym i zrezygnowanym westchnięciem odgarnęła z twarzy wilgotne włosy i spojrzała na niego surowo.
- Dlaczego wróciłeś? - zażądała.
Kisame zakołysał się na piętach i sięgnął po swój plecak. Rozpiął go i wyciągnął szkielet namiotu jednoosobowego, posłanie i wodoodporną plandekę. - Myślałem, że ci się to przyda.
Sakura gapiła się na niego, co zignorował, gdy znalazł odpowiednie miejsce pod drzewem, gdzie deszcz nie lał tak mocno i zaczął kłaść brezent. Był pewny, że nie był w stanie wytłumaczyć jej, dlaczego poszedł dla niej po te rzeczy lub dlaczego teraz pomagał jej rozstawić namiot.
Nie zaoferowała mu pomocy, ale zrobił to wystarczająco wiele razy, by móc szybko rozstawić namiot. W ciągu kilku minut namiot był gotowy, posłanie rozłożone i gotowe do zwinięcia w środku.
Z usatyfakcjonowanym chrząknięciem Kisame poderwał się na nogi i wyciągnął rękę do maleńkiej kunoichi. Jej wzrok wahał się między nim a namiotem, jej oczy były zaciekawione i podejrzliwe. Z wahaniem włożyła rękę w jego. Kisame starał się nie myśleć o tym, jak nieprawdopodobnie miękka była jej skóra, gdy podnosił ją na nogi.
- To powinno przynajmniej zapewnić ci suchość podczas burzy - powiedział, wskazując swoje dzieło. - Po prostu zostaw je tutaj, a wrócę po nie rano.
Zamrugała, a jej długie, różowe rzęsy lśniły drobnymi kroplami wody. Zrobiło się już dość ciemno, gdy zbliżał się późny wieczór. Burza zakryła światło, które mógł dać księżyc, ale oczy Sakury jarzyły się eteryczną esencją, która sprawiła, że skóra Kisame mrowiła po całym ciele.
- Czy będę tu bezpieczna? - zapytała go.
- Jesteś kunoichi - mruknął. - Jestem pewny, że sama sobie poradzisz.
Pokręciła głową, a wilgotne, różowe kosmyki rozrzuciły wokół niej kropelki wody.
- Miałam na myśli burzę - wyjaśniła. - Powiedziałeś, że będzie gorzej. Drzewo nie spadnie na mnie, prawda? Nie uderzy mnie piorun?
Jakby demonstrując swój punkt, niebo nagle się rozjaśniło, błyskawica rzuciła ostre, nieubłaganie jasne światło na las. Sakura wzdrygnęła się, a sekundę później rozległ się niski, głęboki ryk grzmotu, a ziemia pod nimi się zatrzęsła. Kisame ocenił, że błyskawica uderzyła bardzo blisko.
- Masz rację, kunoichi...
- Sakura.
- Ten namiot prawdopodobnie wybuchnie od razu, nawet z twoim smukłym, małym ciałem w środku - zgodził się, ignorując jej poprawienie. - Ale nie jestem pewien, co jeszcze mogę dla ciebie zrobić. Myślę, że byłem wystarczająco hojny.
Zgodziła się z nim, ale zmarszczyła brwi i spojrzała w stronę namiotu.
- Tak przypuszczam - powiedziała. - Zrobiłeś wszystko, co mogłeś.
Kisame podążył za jej wzrokiem do namiotu. To wystarczyło, prawda? Zgodziła się. Zrobił wszystko, co mógł.
- Dziękuję, rybi chłopcze - powiedziała, wyciągając otwartą dłoń, by mógł ją złapać.
Wiatr zaczął się wzmagać, gdy Kisame zmrużył na nią oczy. Sakura, jako słabeusz, skrzywiła się i odwróciła od jego suchego wzroku. Objęła się mocno ramionami, trzęsąc się jak liść. Niebo stało się przytłaczająco ciemne, gdy oficjalnie zapadła noc.
- Wejdź do namiotu, Sakura - powiedział, wyczuwając, że burza szybko się pogarsza. Spojrzał na nią i stwierdził, że była już w środku, skulona na posłaniu.
Zadowolony, że zrobił wystarczająco dobry uczynek, Kisame skierował się z powrotem w stronę rzeki.
- Czekaj! - zawołała Sakura. Zatrzymał się, powstrzymał westchnienie irytacji i odwrócił się, by spojrzeć na nią przez ramię.
- Czy jesteś pewien, że możesz bezpiecznie odejść? - zapytała.
- Nie martw się o mnie, kunoichi - dokuczył. - Będzie ze mną dobrze.
- Czułabym się jednak znacznie lepiej, gdybyś tu został.
To zaskoczyło Kisame tak bardzo, że poczuł, jak szczęka mu opada. Poprawił się i podszedł do niej ostrożnie, z ciekawością.
- Dlaczego miałabyś czuć się lepiej, gdyby taki potwór jak ja został z tobą? - zapytał niezupełnie oskarżycielsko, ale najwyraźniej z wystarczającym podejrzeniem, by Sakura się najeżyła.
- Hej, ja też jestem potworem - powiedziała z oczywistą pogardą. - Cały czas staram się nim nie być, ale jestem kunoichi. To część pracy.
Sakura przysunęła się bliżej krawędzi namiotu, tak że stanęła twarzą do otworu. Spojrzała na Kisame szerokimi, głupio ujmującymi oczami i gestem nakazała mu wejść do środka. Kisame potrząsnął głową, próbując ukryć swoją natychmiastową pogardliwą reakcję. Tak, było tam dla niego wystarczająco dużo miejsca, ale tylko dla niego. Na szczęście oznaczało to, że było dość miejsca dla samej Sakury.
Na jej twarzy pojawił się ból.
- Nie jesteś teraz potworem i ja także nie jestem - powiedziała. - Jesteś tylko chłopakiem, a ja tylko dziewczyną.
- Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie chłopakiem, oderwę wszystkie twoje kończyny i je przed toba zjem - zagroził, choć skrzyżował nogi pod sobą i usiadł przed namiotem, próbując ją uspokoić. W końcu była tylko małą dziewczynką. Nie obwiniał jej za to, że boi się być sama.
- W porządku, jesteś tylko mężczyzną, a ja tylko kobietą.
Ciemność odebrała mu większość wzroku. Ledwo widział jej błyszczące oczy w wejścu namiotu. Nagle zaciekawił go jej wiek, jej ciało - czy rzeczywiście była kobietą? Jedynym sposobem, aby się dowiedzieć, było dotknięcie jej...
- Nie jesteś trochę za młoda, by nazywać siebie kobietą? - zapytał.
- Mam siedemnaście lat - odparła chłodnym głosem. Uraził ją.
- Rozumiem - powiedział Kisame - w pełni dorosła siedemnastolatka, która potrzebuje opiekuna, nawet jeśli jest to poszukiwany przestępca.
- Nie musisz tu zostać, Kisame - powiedziała uroczyście. Po raz drugi był zaskoczony - jej delikatnym wypowiedzeniem jego imienia (nie zdawał sobie sprawy, że je w ogóle zna) oraz leniwą propozycją wolności. Czy nie chciała, żeby tu został?
- Lubię, kiedy tu jesteś. To wszystko.
- Ty co?
- Nie powinnam? - zapytała, widząc jego niedowierzanie.- Opiekujesz się mną, jakbym była bezbronnym kociakiem porzuconym przez jego matkę. Nie często ludzie traktują mnie z taką troską, szczególnie nie wtedy, kiedy są wrogami.
To sprawiło, że Kisame się zarumienił, a ciepło narosło nie tylko na jego policzkach, ale i w innych miejscach jego ciała. Na szczęście dla niego stłumiony szary kolor jego skóry ukrył czerwony rumieniec przed wzrokiem Sakury.
- Nie opiekuję się tobą - nalegał.
- Nie? - zapytała z niedowierzaniem.
- Nie - powiedział stanowczo.
- Możesz spróbować mnie oszukać - oskarżyła, choć jej ton był lekki. - Być może próbujesz zatwierdzić mnie w fałszywym poczuciu bezpieczeństwa, abyś mógł zaatakować. Czy to własnie próbujesz zrobić, Kisame?
Pokręcił głową z uśmiechem, rozbawiony jej oceną.
- Nie w moim stylu - wyjaśnił. - O wiele bardziej prawdopodobne jest, że sprawię, iż wykrwawisz się na śmierć.
- Czego nie zrobiłeś - zauważyła, a jej głos był ledwo słyszalny przez wiatry i deszcz.
- Złapałaś mnie w dniu, w którym byłem wyjątkowo empatyczny,
Sakura zanuciła cicho w podziękowaniu. Nawet w ciemności Kisame widział błysk rozbawienia w jej oczach.
- Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że to ty możesz być w niebezpieczeństwie? - zapytała.
Kisame wybuchł śmiechem, ignorując niewytłumaczalny wyraz zadowolenia na twarzy kunoichi.
- Nie, mała dziewczynko, nie przydarzyło mi się to - powiedział, uśmiechając się do niej z arogancją.
Ponownie zanuciła, a na jej wargach pojawił się zadziorny uśmiech. - Więc przypuszczam, że czujesz się ze mną całkiem bezpiecznie.
Z pewnością nie czuł się tak, jakby groziło mu niebezpieczeństwo, ale teraz, gdy wyjaśniła, że może w nim być, Kisame poczuł niepokój. Czy on jej nie docenił? Czy miała coś w zanadrzu?
- Nie martw się - powiedziała, widząc nagłą zmianę jego wyrazu twarzy. - Złapałeś mnie w dniu, w którym byłam wyjątkowo empatyczna.
- W porządku, kunoichi - powiedział sucho, wstając. - Zmarnowałaś dzisiaj wystarczająco dużo mojego czasu.
Dźwięk śmiechu Sakury przelał się przez las, a przez dźwięk spadającego deszczu wydał się on jeszcze bardziej niesamowity. - Nie chciałam cię przestraszyć.
Posłał jej gniewne spojrzenie, którego nie był pewien, czy w ogóle widziała. - Nie boję się ciebie.
- Więc zostań - nalegała, sięgając po jego rękę i mocno ją pociągając.
Podejrzliwy o oszustwo, Kisame wyrwał dłoń z jej chłodnego uścisku. Nie dlatego, że nie docenił jej umiejętności. Teraz, gdy się nad tym zastanawiał, przypomniał sobie, że ta mała była tą, która zabiła Sasoriego. Sasori był potężnym przeciwnikiem, i jeśli ona go zabiła...
Po prostu wydawała się zadowolona z jego towarzystwa i obdarzania go tymi słodkimi uśmiechami. Nadali byli wrogami, prawda? Jeśli była tak cholernie dobrą kunoichi, to dlaczego w ogóle chciała go obok? Nie dlatego, że się bała. W tej chwili nie było w niej ani odrobiny strachu.
- Pada deszcz - powiedział z dąsaniem się. - Chcę iść do domu.
- Czy przeszkadza ci deszcz? - zapytała dokuczliwym tonem, ponownie sięgając po jego dłoń. - A może to ja?
Teraz Kisame poczuł się głupio. Czy to wszystko było jakimś skomplikowanym podstępem? Czy kpiła z niego i się z nim droczyła, aż wpadł w pułapkę? Ona go uwiodła, pomyślał, patrząc na mokrą, uśmiechniętą kunoichi.
- To ty - warknął zirytowany, że tak łatwo wpadł w jej grę. - Jesteś irytująca.
Odskoczyła od niego, a jego ręka opadła u jego boku. Widział szok i ból na jej twarzy, zanim powoli zniknęły, a zastąpił je gładki stoicyzm.
- Dobrze - powiedziała, odrywając od niego oczy i wycofując się w głąb namiotu. - Zostawię wszystko tutaj, tak jak powiedziałeś.
Kisame ani przez chwilę się nie poruszył, ogarnięty poczuciem winy. Ból na jej twarzy by tak silny, że nie mógł nie uwierzyć, iż trafił w jej czułe miejsce. Usłyszał, jak szeleści w środku namiotu. Chwilę później klapa namiotu została gwałtownie zamknięta.
Choć między nimi był tylko cienki, wodoodporny materiał namiotu, Kisame poczuł się nagle zupełnie samotny. Miał szczęście, pomyślał. Podstępna kunoichi mogła mieć w rękawie wszelkiego rodzaju techniki, którymi mogła go zranić. Puściła go, więc powinien skorzystać z okazji.
Shinobi w nim wiedział, że powinien odejść. Albo to, albo ją zabić, a wiedział, że nie będzie w stanie tego zrobić. Odejście i udawanie, że nigdy jej nie widział, było najmądrzejszym rozwiązaniem.
Ale chłopak w nim był ciekawy tej ładnej dziewczyny, która chyba chciała jego towarzystwa. Uwiedziony czy nie, miło byłoby znowu zobaczyć jej oczy, poczuć się rozświetlonym jej skupionym wzrokiem.
- Umm, przepraszam - zawołała sucho Sakura ze środka namiotu. - Nie będę w stanie spać z twoją przerażającą sylwetką boga rekinów, jeśli będziesz stał nade mną całą noc. Mógłbyś się stąd zmyć?
Bóg rekinów? Rozbawiony przykucnął i rozpiął namiot. Świecące oczy Sakury spojrzały na niego z najdalszego kąta. Mrugnęła na niego oczami łani, jakby spodziewała się cały czas, że zostanie.
- Zrób dla mnie miejsce - ostrzegł, doskonale wiedząc, że nie ma dla niego miejsca.
Wskoczył do namiotu, nieostrożnie grzebiąc przy ciele Sakury, gdy ułożył ich oboje w pół-odpowiedniej pozycji. Sakura pisnęła, gdy poświęcił wystarczająco dużo czasu na odkrycie, że rzeczywiście ma ciało kobiety.
Kiedy osiedli w miejscu, masywne ciało Kisame zajęło większość przestrzeni w namiocie. U jego stóp Sakura siedziała ze skrzyżowanymi rękami, kuląc się w kącie.
- Tego właśnie chciałaś? - zapytał, uśmiechając się szeroko.
- Niezupełnie - mruknęła sucho - ale przynajmniej będzie miło i ciepło.
- Ach, właśnie tego ode mnie chcesz - powiedział, w końcu rozumiejąc. - Nie możesz rozpalić ognia, więc po prostu użyjesz mojego ciała?
- Jeśli nie masz nic przeciwko - powiedziała Sakura, zręcznie skacząc na nogi. Podeszła bliżej jego klatki piersiowej, uniosła jego ramię i zarzuciła je na siebie, jakby to był koc. Kisame poczuł nagle, jakby jego żyły przeszył huragan. Jego serce zatrzepotało, czuł krew w uszach. Sakura zwinęła się przy jego ciele, wtulając się w nie.
Zamrożony wpatrywał się w jej twarz, która teraz musnęła jego klatkę piersiową. Miała zamknięte oczy, różowe rzęsy spoczywały na zaczerwienionych policzkach. Była zbyt ładna, by na nią patrzeć, nawet ze zmarszczoną twarzą, ale Kisame nie mógł znieść myśli o odwróceniu wzroku, gdy była tak niebezpiecznie blisko.
Jej oddech spowodował gęsią skórkę na jego ciele, nawet przez koszulę. To było intymne i wcale nie takiej reakcji się spodziewał po wejściu do namiotu.
- Idziesz spać? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. - Trąciła jego pierś swoją twarzą.
Połowa jego zmysłów mówiła mu, żeby uciekał, a druga połowa cieszyła się piękną kobietą. Z wahaniem uniósł rękę i oparł dłoń o jej talię.
Sakura westchnęła cicho i zanurzyła się nieco głębiej w jaskinię ciepła, którą było jego ciało.
Nie bez zdziwienia uświadomił sobie, że już zasnęła. Jakiego rodzaju kunoichi mogła tak łatwo odpłynąć w ramionach znanego wroga? Czy ona była szalona? A może on był?
Ale po tym, jak jego bijące serce uspokoiło się, zaczął rozumieć. Ciepłe, ciężkie, śpiące ciało Sakury było jak środek uspokajający - lepszy niż jakakolwiek szklanka ciepłego mleka lub delikatny deszcz. Jej powolne, równe oddechy dawały mu rytm do słuchania.
Zaskoczyła go także łatwość, z jaką zasnął z wrogiem w ramionach.


Kisame obudził się ze sztywnym bólem we wszystkich mięśniach. Całe jego ciało było tak obolałe, jak po wyjątkowo trudnej sesji sparingowej. Ślepo zamrugał oczami. Nie pamiętał wczorajszej walki. Pamiętał tylko...
Niemal krzyknął na zawrotny kąt, w jakim się znalazł, kiedy otworzył oczy. Był zawieszony w zniszczonych kawałkach własnego namiotu, niepewnie owinięty wokół jednej z wyższych gałęzi drzewa, pod którym spali.
Rozpalona do białości furia przemknęła gęsto przez jego ciało. Próbował wyrwać się z więzów, ale stwierdził, że nie może poruszyć mięśniami - żadnymi z nich. Beznadziejnie próbował poruszyć każdy mięsień, o jakim tylko mógł pomyśleć. Jego ciało go zdradziło. Sakura go zdradziła. Zabiłby ją, tę piękną, niebezpieczną, podstępną, małą...
- Nawet nie zamierzam pytać.
Kisame nie mógł pochylić głowy, by spojrzeć na swojego nowego gościa, ale znał głos partnera. Itachi pojawił się w jego polu widzenia, wpatrując się w Kisame krwistoczerwonymi oczami. Nienawidził tego, że nawet z tej odległości widział w nich rozbawienie.
Wiadomość Sakury została odebrana. Nie docenił jej. Mogła go zabić, ale zamiast tego zdecydowała się go upokorzyć - po tym, jak go użyła.
Itachi rzucił kunai, który oderwał kawałek sznura, który trzymał Kisame w górze. Ciało Kisame uderzyło w trawę. Chrząknął, nie mogąc nic więcej zrobić, nawet gdy poczuł, jak ból promieniuje przez jego ciało.
- Wygląda, jak trucizna - zauważył Itachi. Kisame widział tylko zbliżające się stopy obute w sandały. - Wkrótce powinna się zużyć.
Gdy Itachi uniósł Kisame i położył go na ramieniu, kula napinająca się w jelitach rozszerzyła się.
Nie był pewny, czy to z całkowitego upokorzenia, czy ze wspomnienia ładnej twarzy Sakury, muskającej jego klatkę piersiową.


Tak, wstawiam coś. Dobrze widzicie. I tak Eriko, właśnie patrzę w twoją stronę.
Spędziłam cały cholerny dzień na tłumaczeniu tego. I nie żałuję. Miałam wstawić dzisiaj CeeSaku, ale z uwagi na fakt, że tego KisaSaku nikt jeszcze nie widział, to właśnie tego one shota postanowiłm wrzucić.
Pomyślałyśmy razem z Eriko, że ja będę wstawiać posty w środy, a ona w niedziele. Oczywiście, jak będziemy miały co do tych postów wstawić. A więc zapraszamy właśnie w te dwa dni tygodnia na nowości.
Pozdrawiam, kochani. :*

3 komentarze:

  1. Moja pierwsze słowa : ale to słodkie
    Drugie: ale to śmieszne
    Trzecie : Ale jebłam XDDDD

    KisaSaku ma w sobie coś takiego, że nawet kiedy patrzysz na tego "Boga Rekinów" to jakoś tak... Nie wiem jak to określić nawet. Po prostu czuje ciepło, niebywałą sympatię do niego. Niemal każda jednopartowka czy dłuższe ff, które o nich czytałam, było słodkie, zabawne, ich relacja nie była toksyczna. Nie robi się z niego ciepłej kluski, nie pisze się depresyjnych tekstów.
    Poza tym, hej, spójrzcie na ten art. Oni wyglądają że sobą przeuroczo.

    Mimo, że nadal wolę KisaSaku ze smakiem czy kotem, to jednak podobało mi się. Kto wie dlaczego. Może przez ich dialogi, może przez fabułę, może przez otwarte zakończenie? Czy kiedy się znów spotkali, walczyli?

    Być może jest to również kwestia poruszanej sprawy Akatsuki, jako organizacji złej, a jednak jej członkowie nie są potworami? No.. Przynajmniej nie wszyscy XD idk, chciałabym coś więcej niż to XD

    A TAK BTW WOW NAPISAŁAŚ COŚ, MEDAL Z ZIEMNIAKA DLA CIEBIE, PÓŹNIEJ BĘDZIESZ MIAŁA CZAS NA WYGLOSZENIE PRZEMOWY XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie łączyłam tego paringu z jakąś super relacją - nie mówiąc już o tym, że kompletnie nie wyobrażałam sobie ewentualnego dialogu między tymi postaciami.
    W moim rozumieniu, kompletnie im do siebie nie po drodze.
    Tutaj zdziwiła mnie strasznie ludzka strona Kisame - w końcu, kanonicznie nie uchodził on za litościwego, ani tym bardziej sentymentalnego. Tymczasem tutaj, niby za sprawą zaledwie "syrenich oczu" od tak udzielił pomocy wrogiej kunoichi.
    Kurcze, mega mi to do niego nie podobne - choć postać, jaka jest tu wykreowana bardzo przypadła mi do gustu.
    Sakura również jest niczego sobie.
    Mimo tego, że od samego początku była na straconej pozycji - to potrafiła się do tego przyznać.
    Dziwi mnie, że zwykła burza z piorunami aż tak wytrąciła ją z równowagi. I zarazem nie dziwi, że Kisame miał z tego taki ubaw.
    Napięcie między bohaterami tak mnie wciągnęło, że czekałam tylko, aż wejdzie z nią do tego namiotu. Liczyłam na moment drobnej bliskości i oto dostałam, co chciałam :D Niesamowite.
    Końcówka tym bardziej miażdżąca - bo chyba nikt się tego nie spodziewał.
    Sakura w końcu pokazała pazurki. :)
    Żadne inne zakończenie nie pasowało mi tak bardzo, jak to ukazane w opowieści.
    IDEALNE!

    CZEKAM NA WIĘCEJ ♥♥ Jak zawsze ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahaahahaha, ale się uśmiałam xD
    To takie piękne, że Kisame widział Sakura jaką małą, bezbronną kunoichi, a skończył w ten sposób xd
    Podobało mi się też, kiedy w Kisame przebudził się jakiś instynkt opiekuńczy i pozostał przy niej w namiocie. Uhuhuh, ci ninja Kiri są zajebisci.
    *Patrzy wyzywająco*
    Dziękuję Elein-chan za pokazanie mi tego pięknego świata z Ao, Kisame i Zabuza
    *Płacze cichutko, ale to łzy szczęścia*
    Tacy piękni
    *Pisk fangirl*

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń