Menu

niedziela, 20 grudnia 2020

Selekcja naturalna [ShikaSaku] cz.2

Przywódca grupy jest mocno pokryty bliznami, ma wyłupiaste oczy i jest przerażający, a pierwszą rzeczą, która wychodzi z ust Sakury, jest dość żałosne i skrzeczące: — Nie mamy na myśli nic złego! Chcemy tylko wrócić do domu!

To nie wystarczy, mówi okrutny i szyderczy uśmieszek shinobi.

Oczywiście, że nie wystarczy.


 OPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE, JEST TO TYLKO TŁUMACZENIE ISTNIEJĄCEGO FANFICTION

Autor: cywscross

Tytuł oryginału: survival of the fittest

Link do oryginału:LINK


— Wziąłeś ze sobą planszę do shogi? — Sakura znowu przeglądała ich zapasy. Wcześniej widziała planszę - składany zestaw - ale ponieważ nie była to rzecz konieczna do przetrwania, do tej pory nie zwracała na to uwagi.

Shikamaru porusza się z miejsca, w którym jest skulony pod kocami. Ostatnio robi się coraz bardziej zmęczony, mówi jeszcze mniej i więcej śpi, zdrowie pogarsza się pomimo najlepszych starań Sakury, więc ma nadzieję, że wzmianka o shogi może go trochę ożywić.

— Konieczność życiowa — podkreśla stanowczo chłopak. — Wiesz jak grać?

Sakura prycha, rozkłada planszę i zaczyna układać figury. — Tak.

Głowa Shikamaru przechyla się na bok, błysk spekulacji pojawia się w jego oczach. — Dobrze?

Różowowłosa uśmiecha się do niego skromnie. — Przyzwoicie.

Jego uśmiech wygina się w niemal konkurencyjny uśmieszek i sięga po swój otwierający pionek.

Shikamaru wygrywa dwie pierwsze gry.

Sakura używa ich, aby nauczyć się jego stylu gry i przystosować się, zanim pokonała go w trzecim. Uważa, że wygląda na zbyt szczęśliwego z powodu porażki, ale wygrywa z nią ponownie w czwartej partii, choć kończy się to niewielką różnicą. Kiedy słońce zachodzi, oboje są tak szczęśliwi, jak tylko mogą być w obecnej sytuacji. To jeden z ich lepszych dni.

To ostatni lepszy dzień, jaki będą mieli przez długi czas.


****


— Sakura.

Mruga niewyraźnie, patrząc na swojego towarzysza, wstrzymując ręce w swoim obecnym zadaniu racjonowania tej ilości jedzenia, jaka im została. Dlaczego to pasmo górskie musi być tak cholernie duże?

— Myślę... Myślę, że powinnaś iść dalej sama.

Sakura patrzy się, a potem patrzy się jeszcze dłużej. Jej mózg potrzebuje pełnych pięciu sekund, aby przetworzyć to, co właśnie powiedział Nara. Nawet wtedy jedyne, co wychodzi z jej ust, to płaskie: — Co.

Shikamaru wzdycha, usiłując przyjąć pozycję siedzącą i blednąc wyraźnie, gdy jego lewe ramię zostaje potrącone. W przeciwieństwie do tego, jego policzki pozostają zaczerwienione od gorączki. Sakura wie, że się rozpala, mimo że cały dzień dygotał.

— Bądźmy szczerzy — mówi zwięźle Nara z wyrazem determinacji. — Oboje wiemy, że jestem teraz ciężarem. Tylko się nadmiernie męczysz, niosąc mój tyłek przez te góry.

— To nieprawda! — Sakura protestuje, najeżona defensywnie. — Nadal mogę kontynuować...

— Jak długo? — Przerywa szorstko. — Sakura, wyglądasz potwornie, a nawet nie jesteś chora! Kiedy ostatnio spałaś? Myślisz, że nie wiem, że nie spałaś w nocy, próbując obniżyć moją temperaturę?

Jej dłonie zaciskają się na kolanach. — Więc co, mam cię po prostu zostawić?

— Będziesz miała większą szansę na powrót do Konohy, jeśli będziesz walczyła tylko o siebie — mówi Shikamaru z rzeczową obojętnością, jakby nie obchodziło go, co się z nim stanie. Sakura nienawidzi tego, ponieważ widzi błysk strachu w jego oczach. — W tych okolicznościach jest to logiczna decyzja. Jeśli pójdziesz sama ze wszystkimi zapasami, są większe szanse, że przynajmniej dotrzesz do domu. Dałbym siedemdziesiąt punktów do trzydziestu, że ci się uda. Jeśli jednak weźmiesz mnie ze sobą, prawdopodobieństwo wydostania się z Kraju Ziemi praktycznie spada do zera. Mogę nawet kupić ci trochę czasu, biorąc na siebie przynajmniej kilku ninja Iwy, którzy nas śledzą. Dam im fałszywy trop, aby za nim podążali. Rusz głową, Sakura; to zdrowy rozsądek. Jeśli chcesz znowu zobaczyć swoich rodziców, swój zespół, przyjaciół, ocalić Sasuke, zostawienie mnie z tyłu to jedyny sposób.

Sakura się trzęsie. Czuje się, jakby dławiła się wirem emocji gromadzącym się w jej piersi. Shikamaru nie żartuje. Robi wszystko, co w jego mocy, manipulując nią emocjonalnie, przypominając o jej przyjaciołach, rodzinie i Sasuke, jednocześnie przedstawiając jej statystyki i odwołując się do jej praktycznej strony. A teraz patrzy na nią wyczekująco, jakby czekał, aż zobaczy w tym prawdę, a potem wstanie i tak po prostu go zostawi.

Nie docenia jej serca.

— No cóż. — Głos Sakury brzmi sztywno. — Jeśli tak myślisz...

Szatyn wygląda, jakby w takim samym stopniu mu ulżyło i jakby się z tym pogodził.

— W takim razie od tego momentu — kontynuuje spokojnie — wszystkie twoje opinie zostaną zignorowane.

Shikamaru ma spóźnioną reakcję, która byłaby komiczna w każdej innej sytuacji. Prawdę mówiąc, to trochę kłuje. Czy on naprawdę tak nisko o niej myśli? Że faktycznie wybierze siebie i zostawi go na śmierć?

— Co? — Patrzy na nią z niedowierzaniem. — Czekaj, co masz na myśli...

— To oznacza, że twój pomysł został odrzucony! — Głos Sakury przechodzi w krzyk, zanim zdąży go powstrzymać. — Oddalony! Odrzucony! Wyrzucony do śmieci! A jeśli kiedykolwiek jeszcze raz zasugerujesz coś takiego, uderzę cię w twarz, nie myśl, że nie zrobię tego tylko dlatego, że jesteś chory!

Shikamaru teraz wprost się na nią gapi, choć tylko przez kilka sekund miota się, zanim znów podnosi szczękę. — Sakura, to jedyny sposób...

— Nie.

— Sakura, pomyśl...

— Nie.

— Sakura...

— Nie — cedzi dziewczyna i jest wściekła, a łzy napływają jej do oczu. Ze złością odpycha je, szorstko wycierając ramieniem.

Wyraz twarzy Shikamaru łagodnieje na ułamek sekundy, po czym ponownie twardnieje. — Technicznie rzecz biorąc, jestem twoim dowódcą. Mógłbym ci kazać iść...

Sakura jest raczej dumna z ogromnie niewzruszonej bezczelności, którą udaje jej się przekazać, unosząc prawą brew, ponieważ to wystarczy, by uciszyć Narę. Krzyżuje ramiona i wyzywająco patrzy na chuunina.

— Czy wiesz, jakie jest motto Drużyny Siódmej? To pierwsza rzecz, jaką nauczył nas Kakashi-sensei. Powiedział: "Ci, którzy łamią zasady, są śmieciami, ale ci, którzy porzucają swoich przyjaciół, są gorsi niż śmieci". Powiem to teraz. Twoje rozkazy mogą pocałować mnie w tyłek, Shikamaru. Nie zostawiam cię w tyle. Nie możesz sprawić, żebym cię zostawiła. Śmierć nie wchodzi w grę. Oboje wracamy do domu i możesz wsadzić swoje zero procent prawdopodobieństwa tam, gdzie słońce nie świeci. Wszystko jasne?

Teraz była kolej Shikamaru, by się gapić, z niedowierzaniem walczącym z czymś w rodzaju oszołomionej wdzięczności. Sakura tylko się krzywi, długo, mocno i nieugięcie. Potrzeba całej minuty, zanim w końcu wzdycha i chowa głowę w dłoniach.

— Jesteś taka kłopotliwa. Jesteś gorsza niż Ino i nie sądziłem, że ktokolwiek może być gorszy od niej.

Dziewczyna sapie, rozluźniając ramiona i wracając do leżących przed nią paczek z jedzeniem. Co dziwne, tym razem jej ręce są idealnie stabilne.

— Ino-świnia i tak by mnie zabiła, gdyby usłyszała, że zostawiłam cię na śmierć. Tak samo jak Chouji-kun, i miałabym też Asumę-san na plecach. I cały twój klan. Co ja gadam, bardziej jak trzy klany. I Kakashi-sensei byłby rozczarowany, a Naruto byłby jeszcze bardziej zawiedziony, a on ma te swoje wielkie niebieskie oczy, z którymi nikt nie chce mieć do czynienia, gdy jest zdenerwowany.

Shikamaru parska śmiechem. — Ale nadal mamy zamiar zabić tego idiotę, kiedy wrócimy do domu, prawda?

Sakura podnosi głowę z krzywym uśmiechem. — Oczywiście. Nie mogę się doczekać. Między nami dwojgiem nie będzie wiedział, co go uderzyło.

Uważa humor i powracający cień nadziei na twarzy Shikamaru w tej jednej chwili za ciężko wypracowany sukces.


****


Zostają złapani.

Oczywiście, że tak. Ich szczęście w końcu się skończyło, ponieważ - jak dowiedziała się Sakura - takie właśnie życie zwykle prowadzą ludzie z Konohy i wygląda na to, że Los zdecydował się skierować Panią Szczęście przeciwko nim wcześniej niż w ogóle.

To wina Sakury. Gorączka Shikamaru stawała się coraz gorsza w ciągu ostatnich sześciu dni, do tego stopnia, że był nieprzytomny częściej niż nie, a jej poziomy czakry były niebezpiecznie niskie, ponieważ jednocześnie próbowała utrzymać gorączkę na półpoważnym poziomie zamiast krytycznie poważnym, utrzymując infekcję. nękającą obrażenia Nary na dystans, a także niosąc ich zapasy i chłopaka. To było męczące, zwłaszcza, że jej wytrzymałość nigdy nie była największa, a tylko okropna myśl o tym, że nigdy więcej nie zobaczy swoich przyjaciół i rodziny, i patrzenie, jak on umiera, utrzymywały ją na nogach i dzięki temu posuwała się naprzód krok po kroku. Nie miała już nawet dość energii, by od czasu do czasu wykorzystać Shunshin.

Dlatego zostali złapani. Była wyczerpana, błąkała się po trudnym terenie i wpadła. Wiedziała, że grupa ninja Iwy obserwuje ją od dwóch dni, chociaż to owładnięty gorączką Shikamaru wskazał jej to pierwszy, zanim w końcu popadł w zapomnienie, i nawet z nim na plecach, udało jej się ich uniknąć bez instrukcji taktycznych Nary, dopóki nie popełniła gdzieś błędu, albo może oni wychwycili chwiejną sygnaturę czakry Shikamaru, ponieważ nie byli wystarczająco daleko, albo może nawet jej, bo jej zwykle nienaganna kontrola się wyczerpała. Bez względu na powód, gdy tylko słońce ponownie zachodzi dziewiątej nocy w tej coraz bardziej koszmarnej sytuacji, Sakura zostaje otoczona ze wszystkich stron, zanim zdąży sięgnąć po kunai.

Przywódca grupy jest mocno pokryty bliznami, ma wyłupiaste oczy i jest przerażający, a pierwszą rzeczą, która wychodzi z ust Sakury, jest dość żałosne i skrzeczące: — Nie mamy na myśli nic złego! Chcemy tylko wrócić do domu!

To nie wystarczy, mówi okrutny i szyderczy uśmieszek shinobi.

Oczywiście, że nie wystarczy.


****


Zostawiają Shikamaru związanego, ale przez większość czasu samego, ku wielkiej uldze Sakury. Jest nieprzytomny i nie ma zamiaru obudzić się nawet z wiadrem wody rzuconym mu w twarz - jest niezbyt przydatny do przesłuchania. Nie zostawiają jej jednak samej, a ona do tego zachęca, starając się odciągnąć ich uwagę od chłopca, który w ciągu ostatnich dwóch tygodni stał się dla niej co najmniej trzema czwartymi powodu, dla którego przeżyła do tego momentu.

— Dlaczego byliście tak blisko naszej wioski? — Człowiek z blizną żąda po raz kolejny.

— Mówiłam ci! — Sakura wypluwa dużo krwi, boli ją wszystko, jej twarz jest mimowolnie splamiona łzami i w głowie przeklina każdego ninja Iwy w pobliżu do życia w najgłębszych czeluściach piekła. — To był wypadek! Jeden z moich kolegów z drużyny przypadkowo aktywował pieczęć, która nas złapała i wyrzuciła tutaj! Myślisz, że chcemy tu być, palancie?! Zakwaterowanie w twoim kraju nie jest dokładnie pięciogwiazdkowe!

Dostaje za to kolejne mocne uderzenie w twarz. Wściekle gryzie rozciętą wargę, by powstrzymać bolesny krzyk grożący wyrwaniem się z jej gardła. Prawdopodobnie będzie torturowana, dopóki nie umrze, i najprawdopodobniej Shikamaru pójdzie tą samą drogą, choć ma nadzieję, że przynajmniej dadzą mu bezbolesną śmierć, ale nie da im satysfakcji złamania jej. Kiedy była młodsza i wciąż była dzieckiem, pewnego razu wdała się w prawdziwą walkę na pięści u boku Ino z kilkoma starszymi dziewczynami na tyle głupimi, by gnębić je obie, a w rezultacie tata Ino załatał je i skomentował, że Sakura może być dość bojową dziewczyną jak na kogoś tak małego. Nie rozumiała w tamtym momencie, że bojowy może również oznaczać ostry i twardy, a nie tylko porywczy lub zadziorny. Przypomniała sobie jednak, że Ino uśmiechała się do niej z zadrapaniem na jednym oku, jakby to był najlepszy komplement na świecie, więc Sakura przyjęła to jako taki. W tamtym czasie naprawdę obchodził ją dreszczyk emocji, który odczuwała pomimo strachu, ponieważ Ino obserwowała jej plecy i na odwrót, a duma, która pojawiła się później po obronie jej jedynego przyjaciela, była czymś, co bardzo ceniła.

(Na chwilę zapomniała o tym uczuciu, kiedy głupie zauroczenia i rywalizacje wypełniły jej głowę, i zdecydowała, że Uchiha Sasuke był ważniejszy niż pół dekady przyjaźni.)

Więc nie pozwoli tym shinobi złamać jej ducha. Przeżyła inwazję i Gaarę, który nie miał nad sobą kontroli, a także Orochimaru i Sasuke, który ich porzucił. Ci ninja Iwy nie mogli się do tego porównywać. To tylko fizyczny ból, a z nim może sobie poradzić, nawet jeśli przy tym płacze. Zawsze była płaczliwa, urodziła się w taką. To nie czyni jej słabą.

— Czy naprawdę oczekujesz, że uwierzymy, że jakaś przypadkowa pieczęć wysłała ciebie i twojego przyjaciela Narę w głąb Kraju Ziemi? — Mężczyzna z blizną szczeka, zbliżając się do niej. — Jesteś ninja Konohy!

— Więc co?! Jesteśmy pieprzonymi geninami! — warczy Sakura, była to półprawda, ale nie zaszkodzi im myśl, że Shikamaru też jest rzekomym nowym ninja. Zachowuje dla siebie również fakt, że jest spadkobiercą Nara. — Myślisz, że zostaliśmy wysłani, do czego, do infiltracji twojej wioski i zdobycia ważnych informacji czy coś?

To przynajmniej sprawia, że pozostali dwaj shinobi mamroczą między sobą. Ten z blizną wygląda na mniej przekonanego, jego usta z powrotem się wykrzywiają.

— Przekonamy się. Zobaczmy, co powie wasz Hokage, gdy wyślemy wiadomość, że zostaliście przyłapani na wtargnięciu. Nawet jeśli wasza dwójka nic nie robiła, łatwo będzie sfabrykować kilka kłamstw i wywrzeć nacisk na waszą wioskę. Przynajmniej będzie można was użyć jako źródło nacisku.

Sakura bulgocze śmiechem o miedzianym smaku. — Tak, powodzenia. Hokage-sama... — (Nie nazywaj jej Shishou ani nawet Tsunade-sama. Nie pozwól im wiedzieć, że jesteś jej uczniem, nie pozwól im mieć nad tobą przewagi większej niż już mają.) — ... nie przekaże wam niczego w zamian za dwóch marnych geninów.

Trochę boli, gdy mówi to głośno, ale taka jest prawda. W ciągu ostatniego roku rzeczywistość uderzyła ją w twarz więcej razy, niż może zliczyć, i wie, że ścieżka, którą wybrała, nie jest ani miła, ani życzliwa. Jest krwawa i pełna zdrad, śmierci i złamanych serc na każdym kroku, ale jest to coś, co zaakceptowała, ponieważ teraz stało się to całkowicie jej światem.

Otrzymuje ostry kopniak w swoje już złamane żebra, a cios sprawia, że zaczyna sapać, próbując wciągnąć powietrze do płuc, a jej głowa wiruje z bólu.

— Zwiąż ją i połóż razem z tym drugim — rozkazuje Bliznowaty, patrząc na nią złowrogo. — Zabierzemy ich do Iwy. To zajmie kilka dni. Może to wystarczy, żeby Różowa zrozumiała i się przyznała.

Sakura napotyka jego spojrzenie prawym okiem, jej lewe jest chwilowo spuchnięte, zamknięte od wcześniejszego uderzenia, które bolało jak cholera. Odsłania zęby w krwawym kpiącym uśmiechu. — W twoich snach, brzydalu.

Kolejne uderzenie w jej skroń powala ją.


****


Łamią prawie wszystkie kości jej lewej ręki. Potajemnie boli ją to nie tylko na poziomie fizycznym, ponieważ uczy się być medykiem, a sprawne ręce przez cały czas są ważne dla lekarzy. Niemniej jednak mówi im tylko, żeby się pieprzyli.

Na jednym z jej policzków pozostawiają wystarczająco głęboką ranę, że wie, że będzie z tego blizna, jeśli przeżyje dłużej niż kilka dni. Radośnie mówi im, że nigdy nie wyglądała dobrze. Za duże czoło.

Łamią kilka kolejnych żeber. Pyta ich, czy ich wyobraźnia zgniła po tym, jak spędzili tyle czasu w towarzystwie tylko stert kamieni.

Sarkazm staje się jej nowym najlepszym przyjacielem. W tej chwili jest to praktycznie jej automatyczny mechanizm obronny. W głębi duszy jest żarliwie wdzięczna, że żadnemu z nich nie przyszło do głowy, by zwrócić się w stronę gwałtu.

A potem, czwartego dnia w uroczym towarzystwie porywaczy...

Zagrozili Shikamaru.

Sakura może sobie poradzić ze zranieniem jej. Ze zranieniem jej chorego, umierającego przyjaciela, do którego zbliżyła się przez ostatnie dwa i pół tygodnia spędzonego w Kraju Ziemi bardziej niż kiedykolwiek przez te wszystkie lata spędzone razem w Akademii, Sakura nie może sobie poradzić.

Shikamaru chronił ją najlepiej jak potrafił od pierwszego dnia, pomimo swoich obrażeń, kierując ich wokół polujących na nich wrogich shinobi, aż po prostu nie mógł już dłużej. Próbował nawet zmusić ją, by zostawiła go tylko po to, aby dać jej większą szansę na przeżycie. W ciągu ostatnich kilku dni oddech Nary stał się ciężki, a kilka razy, gdy osiągnął chwilową przytomność, Sakura była całkiem pewna, że nawet nie wiedział, gdzie jest i zaraz potem zawsze znowu odpływał. Potrzeba jej było wszystkiego, co miała, by ugryźć się w język i nie krzyczeć na ich porywaczy, gdy za każdym razem, gdy podróżowali, beztrosko przerzucali go z jednego ramienia na drugie.

Jednak dzisiaj wydaje się, że Bliznowaty znudził się postawą Sakury. Więc próbuje innej metody.

Nie zawracają sobie już głowy wiązaniem jej rąk i nóg, dopóki nie spoczną na noc, więc Sakura może się ruszać. Wszyscy, łącznie z nią, po prostu wierzą, że nie jest w stanie zrobić niczego znaczącego w swoim stanie i w dodatku z trzema jouninami strzeżącymi jej.

Wszyscy są w błędzie.

Sakurze wydaje się, że następne kilka sekund dzieje się w zwolnionym tempie, na tyle wolnym, że widzi, słyszy i zapamiętuje wszystko z krystalicznie czystymi szczegółami.

Bliznowaty uśmiecha się do niej ironicznie, obserwując jej reakcję, kiedy wyciąga kunai i wbija go bez wahania w lewe ramię Shikamaru, zanim przystąpi do wycięcia postrzępionej linii przez tkanki, ścięgna, mięśnie, a nawet kości.

Nara budzi się z ochrypłym krzykiem. Dźwięk mrozi krew w żyłach i tylko się pogarsza, gdy Bliznowaty przekręca swoją broń i wbija stopę w brzuch Shikamaru, by powstrzymać go przed instynktownym oderwaniem się.

Pozostali dwaj jounini patrzą na to bez odrobiny współczucia. Ich miny są puste.

Sakura przestaje oddychać. Krew huczy w jej uszach. I coś w niej pęka.

Jest szkolącym się medykiem. To coś znaczy. Oznacza to, że zapamiętała już każdy punkt nacisku w ludzkim ciele. To znaczy, że już wie, jak zadawać ból, jak zatrzymać krążenie krwi, jak odrętwiać, jak zabijać, bez jutsu lub prawdziwej broni w rękach, mimo że nie może jeszcze leczyć.

Wie, jak to wszystko zrobić. Teoretycznie. Tsunade ostrzegła ją już, aby nie używała żadnej z tych umiejętności w prawdziwym życiu, dopóki nie zdobędzie więcej doświadczenia. Dopóki nie będzie w stanie wyleczyć obrażeń, które zadaje, tak na wszelki wypadek.

Jest szkolącym się medykiem. Ale jest także kunoichi, a zadawanie śmierci jest częścią jej obowiązków zawodowych.

Pierwszy jounin nawet nie widzi, że nadchodzi.

Sakura wybucha ze swojego miejsca na ziemi, wrzeszcząc z czystego, nieskażonego, histerycznego gniewu, gdy rzuca się na najbliższego ninja Iwy jak dziki kot. Jej rany należą już do przeszłości, kiedy uderza w shinobi i wbija się w punkt nacisku na szyi mężczyzny z taką siłą, że tętnica, którą chce zablokować, natychmiast pęka. Nie żyje, zanim upadnie na ziemię.

To jej pierwsze zabójstwo. Fakt ten został uznany i niemal natychmiast przesunięty na dalszy plan.

Nie czeka. Już rzuca się na drugiego jounina w czasie potrzebnym na złapanie oddechu. Tym razem jej cel wyciąga kunai i rozrywa postrzępioną linię od obojczyka do mostka, jakby to miało ją powstrzymać. Jest na nim, zanim zdąży uderzyć ponownie, zęby wbijają się w jego ramię w desperackim ruchu, który jest echem tego, co stało się w Lesie Śmierci. Shinobi ryczy z wściekłego bólu i próbuje ją strząsnąć, ale ona nie puszcza i ledwo rejestruje sposób, w jaki jej niskie rezerwy czakry gwałtownie rosną z siłą jej Zabójczego Zamiaru, a całe przedramię ninja Iwy zostaje natychmiast zmiażdżone pomiędzy połączonym śmiertelnym uściskiem jej zębów, a także lewym ramieniem, które zahaczyła o jego, kiedy wcześniej się do niego przyczepiła. Mężczyzna wyje, ale Sakura nie dba o to, jej niezłomna dłoń chwyta kolejny punkt nacisku na wewnętrznej stronie zgięcia łokcia. Po upłynięciu pół sekundy jest całkowicie sparaliżowany od stóp do głów. Dziewczyna puszcza.

Jednak zanim zdąży zaatakować Bliznowatego, on już chwyta ją za włosy i ciągnie. Zręcznym skręceniem ramienia rzuca ją czysto przez polanę. Na wpół szalone krzyki wydobywające się z jej własnego gardła ucichają nagle, kiedy rozbija się o ścianę głazu i zwija się u jego stóp, kaszląc krwią i prawie tracąc przytomność z agonii, która przetoczyła się przez całe jej ciało.

— Medyk, co? — Góruje nad nią mężczyzna, jego rysy są wykrzywione nienawistną protekcjonalnością, gdy kopie ją, by obróciła się na plecy. — Nieźle jak na małego genina, przyznam ci to, ale obawiam się, że twój mały wyczyn będzie cię kosztował. Mam rozkaz schwytania cię i przyprowadzenia żywą. Wątpię, czy ktokolwiek by się przejmował, gdybyś straciła w procesie te śliczne, małe oczy jak kamienie szlachetne.

Zanim zdąży nawet mrugnąć, duża dłoń owija się wokół jej gardła i przyszpila ją do ziemi, a ona dławi się i drapie żelazne dłonie zaciśnięte na jej szyi. Czarne plamy atakują jej już niewyraźne pole widzenia, ale i tak wyłapuje błysk kunaia i nienawidzi tego, że ostatnią rzeczą, jaką kiedykolwiek zobaczy, jest ten sukinsyn wpatrujący się w nią kpiącymi sadystycznymi oczami.

— Idź do diabła - chrypi, zbuntowana do samego końca.

Bliznowaty uśmiecha się ironicznie i wzrusza ramionami, opuszczając kunai na jej twarz. — Może kiedyś.

— A może teraz? — Boleśnie znajomy głos warczy gdzieś zza ramienia Bliznowatego, a ninja Iwy nagle sztywnieje, a na jego twarzy pojawia się szok. — Miłej podróży. Mam nadzieję, że spłoniesz, draniu.

Potem Sakura z trudem łapie oddech, gdy dłoń wokół jej gardła puszcza, a ona krztusi się i wciąga powietrze, podczas gdy Bliznowaty cofa się, wściekłość i ból plamią jego twarz, kiedy kunai - ten sam kunai, który pozostawił po sobie ninja Iwy w ramieniu Shikamaru, zanim podążył za nią - wchodzi prosto w jego serce od tyłu. Po jednej, dwóch, trzech sekundach przewraca się na bok, a życie w jego oczach szybko blednie, gdy on również spotyka swój koniec.

— Sakura!

Potem jest tam Shikamaru, jakimś cudem zataczając się do przodu na złamanej nodze i wyraźnie stojąc tylko dzięki cudownemu przypływowi adrenaliny, ale cudownie żywy, a Sakura osuwa się z ulgą. Myśli, że jakaś jej część spodziewała się, że chłopak zginie, zabity przez Bliznowatego wkrótce po dźgnięciu w ramię, zanim zaatakował ją ninja Iwy.

Nara jest prawie biały i potyka się z każdym krokiem, ale upada obok Sakury, rzuca zakrwawiony kunai na bok i pochyla się w jej stronę z wyrazem przerażenia na twarzy.

— O Boże — mamrocze, jego wciąż sprawna ręka unosi się nad nią, jakby nie miał absolutnie pojęcia, jak jej dotknąć, nie raniąc jej jeszcze bardziej. W tej chwili jest to prawdopodobnie prawie niemożliwe. — Powiedz mi, że możesz uleczyć coś z tego. Cholera, nie mogę uwierzyć, że spałem od… jak długo to trwało?

Jego głos załamuje się trochę przy ostatnim słowie, poczucie winy płonie w jego oczach i to właśnie sprawia, że Sakura wstaje - w pewnym stopniu - pomimo licznych kontuzji, rozcięć i złamań kości, których doznała.

— Cztery noce, trzy dni — bełkocze zrujnowanym głosem, surowym po jej wrzeszczącej chwili szaleństwa. — To znaczy od... od kiedy nas złapali. Wiesz, nie spałeś tak dokładnie. Byłeś nieprzytomny przez te dwa dni, zanim... zanim sprawiłam, że nas złapali. Dzisiaj jest czwarty dzień, kiedy jesteśmy z tymi facetami. Chociaż chyba nie jesteśmy... nie jesteśmy już schwytani. Przy okazji, dzięki za uratowanie.

Shikamaru patrzy na nią, jakby nie miał zielonego pojęcia, jak sobie z nią radzić, a Sakura nie ma energii, by zapytać go, dlaczego tak wygląda.

— Dzięki za... — Szatyn wzdycha, po czym wyciąga rękę i gładzi palcami niewątpliwie ohydne rozcięcie przebiegające po jej prawym policzku. Co dziwne, a może nie tak dziwne, Sakura nie ma nic przeciwko. Śpią razem od początku tej katastrofy, więc jest przyzwyczajona do posiadania Shikamaru u boku. Cholera, jeśli nie podejrzewałaby, że bardzo by to zabolało, nie miałaby teraz nic przeciwko przytuleniu. Każdy kontakt fizyczny z bezpiecznego źródła byłby mile widziany po dosłownych torturach, przez które przeszła. Wydaje się rozumieć, ponieważ jego prawa ręka przesuwa się w dół, okrążając nadgarstek połączony z jej nieuszkodzoną dłonią. Jego ręka znajduje się na jej pulsie, jak zwykł robić to regularnie. Z jakiegoś powodu wydaje się, że go to uspokaja, a ona nie zamierza go tego pozbawiać.

— To ja powinienem ci podziękować, do cholery — narzeka Shikamaru. — A teraz powiedz mi, jak mam pomóc.

Sakura waha się, ponieważ on nie jest w stanie się poruszać, ale Nara po prostu rzuca jej bezkompromisowe spojrzenie, które każe jej zacząć mówić, a ona ustępuje, głównie dlatego, że jest po prostu zbyt cholernie zmęczona, by się kłócić. Jeśli Shikamaru jeszcze nie umarł z ramieniem w tak niechlujnym stanie, przeżyje trochę dłużej, dopóki nie będzie mogła... coś z tym zrobić.

— Nie mogę leczyć niczego więcej niż płytkie skaleczenia — informuje go nieszczęśliwie Sakura. — I nawet to... Mój poziom chakry jest dość niski. Bandaże będą musiały na razie wystarczyć.

Shikamaru krótko kiwa głową, z trudem ponownie podnosząc się na nogi. Sakura nie ma pojęcia, jak planuje pracować ze złamaną nogą. Nie ma jej nawet w odpowiednim opatrunku. — Rozejrzę się. Ci goście muszą mieć przy sobie trochę zapasów. Siedź spokojnie, nie ruszaj się.

I to jest ostatnia rzecz, którą słyszy, zanim zasypia lub może mdleje osiem sekund później.


****


Kiedy Sakura powraca, czuje się trochę jak mumia ze wszystkimi bandażami starannie owiniętymi wokół większości jej obrażeń, ukrywającymi otwarte rany przed wzrokiem i utrzymującymi kości w miejscu. Nawet jej lewa ręka jest skrupulatnie obwiązana, najlepiej jak umiał Shikamaru. Siada, krzywiąc się, widząc, jak bardzo boli ją całe ciało, wszystko pulsujące i obolałe. Skupiając umysł i odpychając ból, rozgląda się wokół, automatycznie szukając Shikamaru.

Nara jest skulony dwie stopy dalej, okrywają go koce, które rozpoznaje z rzeczy należących do ninja Iwy, podczas gdy ona ma na sobie ich własne cztery koce. Oddech przyjaciela jest płytki i chrapliwy, wygląda jeszcze gorzej niż wcześniej, szaroskóry i wychudzony. Obszar, w którym się znajdują, został oczyszczony ze wszystkich ciał, trzy zwoje - pieczętujące zwoje! - leżą starannie po jej prawej stronie, razem z asortymentem innych przedmiotów, takich jak broń, pieniądze, dwie apteczki i mapa. Jej własna broń, która pozostała, również jest ułożona z boku wraz z plecakiem Shikamaru. Wszystko jest zorganizowane z niezwykłą precyzją.

Nara Shikamaru to dar niebios.

Sakura podnosi się na równe nogi, drżąc z zimnego porannego powietrza, ale ignoruje to i pośpiesznie podchodzi do boku chłopaka, by zbadać najpierw jego nogę, a potem ramię. Noga nawet nie wygląda, jakby graniczyła z byciem w porządku - obszar wokół złamanych części jest teraz niepokojąco spuchnięty i gorący w dotyku, pomimo nowych bandaży i szyny. Chuunin próbował również owinąć własne ramię, ale jest to niechlujne i niedbałe, jakby Shikamaru zachował to na koniec i był zbyt wyczerpany, by włożyć w to prawdziwy wysiłek, po czym ponownie stracił przytomność. Sakura czuje wstyd, ale usiłuje zająć się nim najlepiej, jak potrafi, tylko jedną ręką. Ona jest tutaj medykiem (na szkoleniu), tą która powinna opiekować się nimi obojgiem. Kiedy tak myśli, już słyszy w głowie, jak Shikamaru wskazuje, że w takim razie to on powinien walczyć, a tego nie robił, i jest to coś, z czym ona by się kłóciła.

Możemy dzielić się pracą, myśli Sakura z kwaśnym uśmiechem. Tworzymy całkiem niezły zespół, prawda?

Zatrzymuje się, kiedy w końcu dobrze przyjrzała się ramieniu Shikamaru i nie może powstrzymać drżenia. Tutaj także zagnieździła się infekcja i jest gorsza niż w jego nodze, która już jest wystarczająco zła. W tym tempie trzeba będzie wykonać amputację i to będzie koniec. Jego kariera jako ninja dobiegnie końca. Żadnych rąk, żadnych pieczęci, żadnych jutsu, nie wspominając o wielu innych problemach. Nawet jakaś proteza nic nie da, ponieważ palce nie byłyby wystarczająco zręczne, by uformować różne pieczęcie, które ninja Konohy preferują z jakąkolwiek przyzwoitą prędkością, a Shikamaru nie jest też lalkarzem.

Wpatruje się w makabryczną ranę i mocno przełyka ślinę. Powinna spróbować? Nie ma nawet jego pozwolenia, ale Nara nawet nie drgnął, gdy zdzierała poplamione krwią bandaże z sączącej się rany.

Zna teorię, zna ją od podszewki. Tsunade nie pozwoliłaby jej wejść do szpitala bez uprzedniego przeczytania wielu tekstów medycznych. Ale Sakura wie lepiej niż ktokolwiek inny, jak różni się teoria od stosowania jej w prawdziwym życiu. Jak dotąd jedyne, co robiła w szpitalu Konoha, to przyprowadzanie i noszenie oraz obserwowanie innych medyków, kiedy pracują.

Ale jaki ma wybór? Jeśli to tak zostawi, Shikamaru nie będzie miał zbytniej przyszłości, nawet jeśli dotrą do domu. Cholera, infekcja może się rozprzestrzenić i zabić go, zanim wydostaną się z tych trzykrotnie przeklętych gór, jeśli czegoś z tym nie zrobi.

Zamyka oczy. Shikamaru zostawił jej wszystko. Zebrał wszystko, co według niego mogłoby jej pomóc w ich podróży. Prawdopodobnie sam zabił ostatniego ninja Iwy, zanim przyciągnął wszystkich trzech i spalił ich ciała lub coś równie skutecznego, co nie pozostawi po sobie zbytniego śladu, jeśli w ogóle zostawi jakikolwiek. Na pewno nie ma nic, co mogłoby połączyć z nimi te ciała na wypadek, gdyby spowodowali incydent dyplomatyczny za zabicie shinobi Iwy (aby być uczciwym, to oni to zaczęli). A teraz to ona decyduje, co robić. Shikamaru ufa jej, że wykona właściwe decyzje, a Sakura nie ma ochoty zawieść jego i siebie.

Może... może po prostu spróbuje zniszczyć infekcję? Nie chce ryzykować leczenia czegokolwiek tylko po to, by zbyt późno zdać sobie sprawę, że coś przeoczyła po zamknięciu rany. Ale jeśli uda jej się zabić niektóre bakterie pożerające ramię Shikamaru, może to da im wystarczająco dużo czasu, by wrócić do domu.

Musi spróbować. Nie ma innego wyboru.



Kolejna część. Następnym razem nie będzie tłumaczenia z Shikamaru, a z... jego ojcem, Shikaku! XD

2 komentarze:

  1. Rozdzielanie tego na części to tortura. Na prawde! Pochłonęłabym wszystko na raz i nie czytam oryginału, bo wiem, że nie będzid mi sie chciało sięgać po kolejne tłumaczenie xD

    Historia robi się coraz ciekawsza i ciekawie rozwija się wątek Sakury. Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta część jest lepsza i gorsza od poprzedniej. Lepsza, bo mam wrażenie, że jeszcze płynniej się czyta. Lepsza, bo relacje między Sakurą i Shikamaru się pogłębiają. Gorsza natomiast, bo łamie serce na kawałki i w jakimś stopniu zabiera mi nadzieję. Płakać mi się chciało fest.

    Sakura i Shikamaru są tak waleczni w każdej scenie. Tak bardzo walczą o życie, że jest to godne podziwu. I okej, Shikamaru jest chuninen, ale jakby niewiele to zmienia. Wciąż jest młodym nastolatkiem, który ciągle patrzy w oczy okrutnej śmierci.

    A Sakura. Niebo a ziemia, względem tego co dostawaliśmy w pierwszej serii z nią. Widziałam, że Shikamaru nie porzuci. Zależy jej na nim. Co prawda jak na przyjacielu, ale zależy.

    To jak oni nawzajem o siebie dbają i oboje walczą, totalnie mnie roztapia. Wszystko jest takie naturalne, na swoim miejscu, tempo jest w punkt. Jak dla mnie znalazłyście perełkę.

    Przez moment kiedy Sakura obudziła się cała w bandażach, myślałam, że ich znaleźli. Jakże byłam głupia. Choć chcę, żeby ich znaleźli i nie chcę jednoczenie. Każda ich scena rozmowy to totalne złoto i paliwo dla fangirlu.

    Shikamaru, Ty rycerzu. Cholernie młody, cholernie inteligentny. I cholernie odważny.

    Musisz go uleczyć Sakura, musisz! Z Ciebie też taka odważna cwana bestia.

    Choć zgadzam się z Kropą, że torturujecie tym dzieleniem strasznie.

    OdpowiedzUsuń